W działalności politycznej nie sposób uniknąć podejmowania kwestii budzących kontrowersje, a podsycanie konfliktów może być dla polityków skuteczną metodą osiągania celów. Chcąc trafić ze swoim przesłaniem do szerokiego grona odbiorców, należy liczyć się z koniecznością stosowania argumentów graniczących z demagogią, takich, które przedstawiają przeciwnika w niekorzystnym świetle, czy nawet z gruntu nieprawdziwych.
Używanie epitetów powoduje jednak reakcję. W większości przypadków obelgi kierowane w czyjąś stronę przyjmowane są z czasem przez członków piętnowanej grupy jako element autoidentyfikacji. Tak stało się z pojęciem „ciemnogrodu”, „kiboli”, „lemingów”, „moherowych beretów”, „lewaków”. Wymyślając kolejnych wrogów, przyczyniamy się do zwierania szeregów nie tylko u swoich zwolenników, ale i u tych, których atakujemy.
Aktualnie obserwujemy w Polsce radykalizację języka dyskusji o polityce. W niektórych aspektach dostrzegalne jest podobieństwo do sposobów kreowania wyobrażenia „Innego”. I tak, zarówno zwolennicy PiS, jak i grupa związana z Komitetem Obrony Demokracji, przyrównują swoich oponentów do komunistów. Z jednej strony mamy do czynienia z utożsamianiem protestujących KOD-owców z komunistyczną czy postkomunistyczną nomenklaturą oraz utożsamianiem szeroko pojętej lewej strony sceny politycznej z marksizmem, używanym w charakterze obelgi i obejmującym już sferę preferencji kulinarnych, czy też popieranie konkretnego modelu polityki energetycznej. Z drugiej – działania rządu przyrównuje się do praktyk władz PRL i przypomina komunistyczną przeszłość liderom partii, która budowała poparcie na kreowaniu poczucia zagrożenia przez „postkomunę”.
To tylko jeden z przykładów działania mechanizmu sprzężenia zwrotnego. Wchodzenie w ten mechanizm nie jest odpowiedzią na problem. Zespół kampanii HejtStop regularnie otrzymuje zgłoszenia o rozmaitych przykładach wypowiedzi osób utożsamianych z szeroko pojętym obozem lewicowo-liberalnym. Czasami są to wulgaryzmy i wypowiedzi pisane ewidentnie pod wpływem emocji. Czasami są to treści faktycznie przekraczające pewną granicę, jak wpis radnego PO, w którym wyraża nadzieję na „egzekucję tej pisowskiej bandy”. Reagowanie na każdą agresywną czy nacechowaną negatywnymi emocjami wypowiedź w dyskusjach politycznych jest działaniem wymagającym uruchomienia odrębnej kampanii, nie znaczy to jednak, że tematyka hejtu w życiu politycznym pozostaje całkowicie poza naszymi zainteresowaniami.
Reakcji wymagało jednak instrumentalne wykorzystywanie uchodźców. Zdobywanie poparcia przez podsycanie rasistowskich nastrojów zawsze jest zjawiskiem niepokojącym. Podobnie jak fala hejtu wylewanego nie w kierunku osób publicznych (które z reguły nie mają nawet czasu na śledzenie opinii na swój temat), lecz wobec jednostek słabszych, związanych z wrogim obozem. Przykładem mogą być ataki na Edmunda Jannigera, byłego doradcę Antoniego Macierewicza, który zakończył współpracę z Ministerstwem Obrony po zaledwie dwóch tygodniach.
Nie doszło tutaj wprawdzie do swoistego linczu, niewątpliwie jednak niedoświadczona osoba została wystawiona na treści, do których osoby publiczne zazwyczaj przyzwyczajają się stopniowo. Większość szyderstw odnosiła się do wyglądu Jannigera, nie brakowało aluzji do rzekomych „głębszych” relacji między nim a ministrem. Możemy dyskutować o tym, czy zatrudnianie tak młodej osoby na tak odpowiedzialnym stanowisku jest właściwą praktyką – nie jest to jednak zjawisko nowe, równie młode osoby zatrudniano także w poprzednich rządach. Powinniśmy mieć świadomość, że podobny mechanizm może być skierowany przeciwko każdemu, kto z jakichś względów zwróci uwagę komentatorów, niekoniecznie zainteresowanych merytorycznym aspektem ich działalności.
W utemperowaniu nastrojów nie pomagają wypowiedzi polityków, w których ciągle wskazywane są bliżej nieokreślone zagrożenia dla interesów Polski – raz będzie to Trybunał Konstytucyjny, innym razem rowerzyści i wegetarianie. W działaniach obu stron sporu nie można nie zauważyć pewnej symetrii – zarówno po stronie „obozu PiS”, jak i „obozu KOD”, da się zauważyć niepokojące sygnały świadczące o rosnącej polaryzacji nastrojów i zaniku kultury dyskusji. Podobnie jak abstrakcją był dla nas wizerunek uchodźcy, tak dzisiaj abstrakcją staje się wizerunek zwolennika innych poglądów. Jesteśmy w stanie, niezależnie po której stronie się opowiadamy, akceptować coraz bardziej brutalne metody walki. Radykalizację haseł widać już na transparentach obecnych na demonstracjach organizowanych przez PiS i KOD. Chęć zniszczenia „tych drugich” zastępuje nam pozytywną wizję rzeczywistości, sprowadzaną do walki o „Polskę dla Polaków” lub „Polskę bez Kaczora”.
Aktualny klimat polityczny nie sprzyja uspokojeniu nastrojów. Warto zwracać uwagę na radykalizację języka, szczególnie w środowiskach nam bliskich. Tak długo, jak będziemy walczyć o to, aby nie dopuścić „tych drugich” do głosu, nie zaznamy spokoju. Może lepiej czasem do „tego drugiego” wyciągnąć rękę, postarać się wysłuchać, co ma do powiedzenia?