Wydarzenia w Kolonii odcisnęły się nie tylko na niemieckiej opinii publicznej. Dokonane głównie przez muzułmańskich azylantów napaści seksualne na kobiety, których skala stała się znana dopiero po pewnym czasie – liczba odnotowanych nadużyć wzrosła w ciągu dwóch tygodni z raptem kilkunastu do ponad 500 – sprawiły, że zaostrzyła się debata o tak zwanej niemieckiej kulturze gościnności (Willkommenskultur). Początkowo w dużej mierze pozytywne nastawienie do uchodźców, które znalazło wyraz w optymistycznym haśle Angeli Merkel: „Wir schaffen das!” („Damy radę!”), ustąpiło miejsca strachowi, gniewowi i nieufności, które utrudniają racjonalną dyskusję. Po Kolonii wszystko się zmieniło.

Autorka ilustracji: Magdalena Walkowiak
Autorka ilustracji: Magdalena Walkowiak

Dla politycznej prawicy ekscesy w sylwestrową noc są jak spóźniony prezent gwiazdkowy, który niespodziewanie spadł jej z nieba. Napaści dostarczają dogodnych argumentów przeciwko pozornie nieograniczonemu przyjmowaniu uchodźców, przede wszystkim ze świata muzułmańskiego. Jednak również w oczach ludzi rozsądnych i o umiarkowanych poglądach wizerunek Angeli Merkel, która opowiedziała się za kolorowymi, otwartymi Niemcami, doznał poważnego uszczerbku.

Czy naprawdę jesteśmy w stanie przyjąć tak wielu uchodźców? Czy gospodarka i społeczeństwo są w stanie temu podołać? Te pytania zadają sobie dzisiaj nawet ci, którzy nie skłaniają się ku radykalnym poglądom. Jeszcze przed chwilą wielu Niemców było dumnych z tego, jak odważnie społeczeństwo obywatelskie stawia czoła wyzwaniu, w przeciwieństwie do małodusznej i egoistycznej postawy większości wschodnioeuropejskich krajów, gdzie wznosi się mury i uszczelnia granice – tak w sensie dosłownym, jak też w ludzkich głowach. Teraz wielu zadaje sobie pytanie, czy jednak Polacy, Czesi i Węgrzy nie zachowują się przypadkiem mądrze i dalekowzrocznie, gdy chcą wszelkimi sposobami odgrodzić się od uchodźców.

Dla politycznej prawicy ekscesy w sylwestrową noc są jak spóźniony prezent gwiazdkowy, który niespodziewanie spadł jej z nieba. | Martin Pollack

Tu i tam znowu jest mowa o tak często przywoływanym „zderzeniu cywilizacji”, chociaż od czasów Bismarcka pojęcie „Kulturkampf” źle się w Niemczech kojarzy. Wielu ludzi – i to bynajmniej nie tylko prawicowych radykałów – zarówno w Niemczech, jak i w Austrii  zastanawia się teraz, czy używanie tego terminu w odniesieniu do świata muzułmańskiego i chrześcijańskiego nie jest jednak zasadne. Wydarzenia w Kolonii pokazały, że masowa imigracja z muzułmańsko-patriarchalnego społeczeństwa, w którym mężczyźni tradycyjnie wychowywani są do mizoginii, niesie ze sobą duże ryzyko. Zamykanie na to oczu i odruchowe odpowiadanie na protesty przeciwko seksualnym napaściom i innym przestępstwom kryminalnym dokonywanym przez imigrantów zarzutami o rasizm, jak czynią po zajściach w Kolonii zarówno środowiska lewicowe, jak i liberalne media, nie rozwiąże problemu, a wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej podgrzeje dyskusję.

To samo tyczy się opinii, wypowiadanych być może w dobrej wierze, jak ta szefa wiedeńskiej policji, który po ujawnieniu ekscesów udzielił kobietom rady, żeby nocą chodziły po ulicach w towarzystwie. Wywołało to falę oburzenia w kręgach feministycznych. Bo w ten sposób zakwestionowano przestrzeń publiczną. Władze najwidoczniej zaakceptowały, że de facto powstają obszary bezprawia, w których obywatele o określonych porach w ogóle nie mogą liczyć na ochronę ze strony państwa albo mogą na nim polegać tylko w ograniczonym zakresie.

Jedno jest pewne: nie ma gwarancji, że tego typu wypadki nie powtórzą się gdzie indziej. Jeśli jednak organy państwowe już na wstępie składają broń przed rozszalałym tłumem nabuzowanych hormonami podrostków, skądkolwiek by oni pochodzili – choćby i po to, żeby uniknąć posądzenia o rasizm – to trzeba bić na alarm. Nie możemy się dać zwieść źle pojętej tolerancji, prowadzącej do zaprzeczania ewidentnym związkom pomiędzy kryminalnymi zachowaniami a pochodzeniem sprawców lub skutkującej przymykaniem oczu na nadużycia.

Jeśli organy państwowe już na wstępie składają broń przed rozszalałym tłumem nabuzowanych hormonami podrostków, skądkolwiek by oni pochodzili, to trzeba bić na alarm. | Martin Pollack

Podobne przypadki miały miejsce na przykład w Szwecji. Również tam początkowo usiłowano zatuszować pochodzenie sprawców. To błąd. Musimy raczej otwarcie o tym rozmawiać, bo tylko w ten sposób możemy znaleźć rozwiązanie. Wymaga to również konkretnych działań ze strony azylantów. Oni jako pierwsi muszą poszukać sposobów, żeby nie dopuścić do takich wypadków jak w Kolonii. Kolonia pokazała bowiem, że chodzi o zagrożenia, które migranci wnieśli ze swojego świata do naszego. Ze zniewolonych, zacofanych, patriarchalnych społeczeństw, w których dominuje, często religijnie ugruntowany, brak szacunku dla kobiet.

Nie w tym rzecz, żeby zbiorowo potępić muzułmanów. Oni sami są w wielu przypadkach ofiarami tego typu ataków. Jednak wydarzenia w Kolonii uwidoczniły problem, który wraz z przybieraniem fali uchodźców będzie rósł, jeśli władze – oraz społeczeństwo obywatelskie – nie będą mu ostro i zdecydowanie przeciwdziałać. I jeśli jasno nie pokażą, że państwo prawa nie jest gotowe pójść na kompromisy w kwestii praw człowieka i wolności obywatelskich i że nie będzie tolerować takich napaści.

 

Przełożyła Iza Mrzygłód.

Podziękowania dla Katarzyny Chimiak za cenne uwagi do tłumaczenia.