Zmiana w zasadniczych kierunkach polskiej polityki, związana z przejęciem władzy przez Prawo i Sprawiedliwość, była do pewnego stopnia zapowiadana, a więc powinniśmy się jej spodziewać. Przynajmniej jednego można było oczekiwać: radykalnego przeformułowania dominującej narracji, tego że inne wartości zostaną w polityczno-medialnym dyskursie uznane za dobre, inne za złe. A jednak skala i tempo reform zaskoczyły zarówno wyborców PiS-u, jak i jego przeciwników.

Po tym, jak wyciszeniu uległy najgorętsze spory wokół Trybunału Konstytucyjnego, ustawie o służbie cywilnej, ustawie inwigilacyjnej, po tym, jak zmieniły się władze w mediach publicznych, czas zastanowić się, jaki będzie bilans rządów PiS-u w dłuższej perspektywie. Wiem – to jeszcze wcześnie; wiem – nie zostały wprowadzone w życie flagowe projekty PiS; wiem – wszystko się jeszcze może w ciągu kilku lat zmienić. Ostatni rok powinien przecież nam uświadomić, że sens politycznych proroctw jest co najmniej wątpliwy.

Jestem jednak socjologiem, dlatego chciałbym się przyjrzeć długofalowym konsekwencjom stylu i narracji rządów PiS-u z perspektywy społecznej. Nie ulega żadnej wątpliwości, że rok 2016 przyniesie trwałą transformację w funkcjonowaniu naszego życia społecznego. Niezależnie od tego, czy PiS będzie rządził cztery lata, czy więcej, przyjdzie nam żyć w społeczeństwie, którego lęki, nadzieje, nastroje i dylematy będą w dużej mierze zdefiniowane przez obecną „zmianę”.

Po pierwsze, odwrócenie się od Unii Europejskiej. Do tej pory Polacy byli jednym z najbardziej euroentuzjastycznych narodów. Popieraliśmy ideę Wspólnoty bardziej niż niektóre społeczeństwa zachodnie i na pewno bardziej niż inne społeczeństwa Europy Wschodniej. Akcesja do Unii była ukoronowaniem zarówno materialnych aspiracji Polaków, jak realizacją historycznej ambicji i przekonania, że Polska i Polacy należą do narodów europejskich i są z europejską tradycja na trwale związani. Zdystansowanie się wobec polityki UE i podkreślanie jej zewnętrznej roli wobec Polski będzie skutkowało obniżeniem prestiżu samej UE w kraju i traktowaniem jej wyłącznie jako źródła dofinansowania. Jeśli Unia przestanie być projektem, który Polska aktywnie współkształtuje, stanie się wobec Polaków projektem zewnętrznym, „narzuconym”, coraz mniej chcianym. Echa tej narracji można było usłyszeć przy okazji debaty na temat Polski w Parlamencie Europejskim. Stąd prosta droga do ochłodzenia euroentuzjazmu i zdystansowania się od rodziny europejskich narodów.

Po drugie, wzmocnienie nastrojów nacjonalistycznych. Nasilenie retoryki antyimigranckiej w ostatnim czasie skutkuje zdecydowanym wzrostem emocji skierowanych przeciwko obcym. Nie ma powodu sądzić, żeby temperatura tych nastrojów w dłuższej perspektywie opadła. Ze strony rządowej będziemy mieli raczej do czynienia z mniej lub bardziej milczącą akceptacją dla tego typu postaw. W dalszej perspektywie możemy mieć do czynienia ze wzrostem agresji w życiu społecznym i z załamaniem poczucia indywidualnego oraz społecznego bezpieczeństwa.

Skierowanie społecznych lęków w stronę Obcego/Innego nie redukuje strachu. Sprytnie go tylko kanalizuje. Polska w tej chwili jest jednym z najbardziej homogenicznych narodowo i wyznaniowo krajów w Europie. Nie ma najmniejszego powodu, żeby bać się fali imigrantów – skądkolwiek. Chyba że nasz kraj będzie chciał wykroczyć poza europejską solidarność i zechce przyjąć przynajmniej kilkaset tysięcy imigrantów. Obudzone antyimigranckie nastroje są wynikiem innych społecznych lęków i niepewności – o to, co będzie jutro, o to, czy będę miał jutro pracę, czy będę miał emeryturę, czy będę w stanie zapewnić mojej rodzinie byt na dotychczasowym poziomie. Brak realnej odpowiedzi na te pytania sprawi, że nacjonalistyczne paliwo będzie ciągle działało i zasilało szeregi Polaków.

Po trzecie, osłabienie społeczeństwa obywatelskiego. „Słuchamy Polek i Polaków” było i jest jednym z najczęściej powtarzanych haseł w kampanii i w trakcie pierwszych tygodni działania nowego rządu. Tymczasem sygnałów o toczących się społecznych negocjacjach czy konsultacjach społecznych na razie nie ma zbyt wiele. PiS już wsłuchał się w potrzeby Polek i Polaków i teraz działa. Na tym etapie współdecydowanie nie jest potrzebne. Rząd bierze na siebie pełną odpowiedzialność za spełnienie wszystkich społecznych potrzeb. Najpewniej taka postawa będzie charakteryzowała kolejne miesiące rządów PiS-u. Pobudzanie społecznego dialogu i zachęcanie do społecznej aktywności raczej w takiej logice rządzenia się nie mieści. Zamiast aktywnych obywateli włączających się w proces rządzenia, będziemy mieli władzę, która po wysłuchaniu (lub zdefiniowaniu) potrzeb obywateli zdecyduje, w jaki sposób te potrzeby spełnić. I będzie to robić w sposób, jaki uzna za najbardziej stosowny. Tam gdzie jest dużo państwa, tam mniej jest miejsca na obywatelskie działanie.

Po czwarte, osłabienie zaufania do instytucji państwa. Zmiana władzy zawsze niesie ze sobą wymianę kadr na najwyższych stanowiskach państwowych. W dotychczasowej polskiej praktyce rządzenia zmiany te nigdy jednak nie były tak gwałtowne, nigdy nie towarzyszył im silny społeczny protest i oskarżenia o łamanie porządku konstytucyjnego. Nigdy do tej pory nie kwestionowano publicznie roli państwowych instytucji, przypisując im wyłącznie polityczne intencje. Słusznie czy nie, od teraz jakakolwiek zmiana na najwyższych szczeblach państwowych, także ta wiążąca się ze zmianami w ich funkcjonowaniu, będzie przez opozycję (jakąkolwiek siłę by reprezentowała) nazywana zostanie zamachem na ustrój państwa. Tego możemy być pewni. Ta swoista partyjna prywatyzacja państwa będzie musiała skutkować brakiem zaufania do najważniejszych jego instytucji. Każda zmiana władzy będzie jeszcze bardziej kojarzona ze „skokiem na kasę”.

*

Patrząc na te cztery najważniejsze zjawiska kształtujące obecnie nasze życie społeczne, nie sposób odnieść wrażenia, że rysuje nam się portret społeczeństwa coraz bardziej zamkniętego. Świat zewnętrzny będzie się Polakom jawił jako obszar coraz dalszy, mniej zrozumiały i często wrogi. Miejsce postawy zdziwienia i zrozumienia zajmie postawa zdziwienia i wynikającej z niezrozumienia wyższości. Postawie akceptacji i porozumienia z drugim współobywatelem zajmie postawa zamknięcia i nieufności.

Długofalowo trudno będzie w Polsce realizować projekty społeczne oparte na współdziałaniu. Logika lęku, konfliktu i wykluczenia będzie odgrywała pierwsze skrzypce. Przygotujmy się zatem na to, że retoryka walki dobra ze złem, zdrajców z prawdziwymi obywatelami będzie zyskiwała na znaczeniu. W tej walce wszyscy my, Polacy, będziemy się czuli coraz słabsi i bardziej samotni.