Kiedy mniej więcej pięć lat temu przeglądałam cyfrowe zasoby Biblioteki Narodowej, zachwycając się zgromadzonymi tam wydawniczymi perełkami z czasów minionych, moją uwagę przykuły grafiki przedstawiające antropomorficzne koty. Przypominały te z powiastki Beatrix Potter o Tomku Kociaku i jego rodzeństwie – podobne pastelowe wdzianka, wdzięczne białe fartuszki i, rzecz jasna, psotny błysk w oku. Zwierzaki z obrazka okazały się bohaterami XIX-wiecznego zbiorku zatytułowanego „Filuś, Miluś i Kizia. Wesołe kotki”, spisanych (jak wynikało ze strony tytułowej) przez Mruczysława Pazurka. To kocio brzmiące imię i nazwisko były pseudonimem (zresztą jednym z wielu) Marii Konopnickiej.
Dziś wierszowane historie o figlarnych kotkach można przeczytać i obejrzeć w wydaniu papierowym, reprincie pierwodruku ze zbiorów Polony, datowanego na 1891 r. Przedruk techniką fotooffsetową ukazał się nakładem wydawnictwa ZetaArs, które także wydało reprinty innych utworów Konopnickiej dla młodego czytelnika, m.in. „W domu i w świecie”, „Szczęśliwy światek”, „Wesołe chwile”.
Jak na pozytywistyczną powiastkę dydaktyczną przystało, w „Filusiu, Milusiu i Kizi” sportretowano życie powszednie, rodzinne i podwórkowe. Dzięki temu dzieci mogły łatwo utożsamić swoją codzienność z przygodami tytułowych kotków i porównać z własnymi doświadczeniami opisane w książce zabawy, obowiązki i harce.
Mimo 127 lat, które minęły od czasu napisania przez Konopnicką tej książeczki, dziecięcy czytelnik nie powinien mieć większych kłopotów z jej odbiorem. Odnoszę nawet wrażenie, że wierszowana forma jest dla współczesnego dziecka łatwiejsza do przyjęcia niż monotonna, pełna dłużyzn i zdań wielokrotnie złożonych proza utworów z tej samej epoki. Poza tym wiele wątków poruszanych w „Filusiu, Milusiu i Kizi” pozostaje aktualnych. Język jest oczywiście nieco archaiczny, zmieniła się obyczajowość, rzeczywistość społeczna i przedmioty użytkowe otaczające dziecko, ale ludzkie przywary, smutki i radości są wciąż niemal takie same. Lista dziecięcych „wykroczeń” też pozostaje zaskakująco aktualna. Bo co też wyprawiają niesforne kotki? Filuś, Miluś i Kizia ściągają obrus przy obiedzie, toczą bitwę na poduszki, kłócą się z rodzeństwem, bawią w ciuciubabkę (tu: ślepą babkę), po kryjomu podjadają smakołyki, wygłupiają się, tańczą, popychają… Czyż nie brzmi to znajomo?
W kłopoty wpada szczególnie często Filuś, który lubi zgrywać chojraka i zaczepiać psy, mimo ostrzeżeń innych kotków: „Przestrzegały inne koty: / Porzuć, Filuś inne psoty, / Bo się kiedy tak zahaczysz, / Że… zobaczysz!”. Filuś jest także niepoprawnym łakomczuchem, który próbuje zwędzić słoninkę z patelni i parzy sobie przy tym łapki, zresztą w łobuzerce dorównuje mu także Miluś. Tylko Mruczuś jest grzeczny: „Spójrzcie, jaki Mruczuś grzeczny, / Chociaż jeszcze tak maleńki! / Jak to sobie ślicznie siedzi, / Wdziawszy kurtkę i spodenki”. Takie dzieci znamy i dzisiaj. Chyba każdemu rodzicowi choć raz zdarzyło się postawić je za wzór: „Zobacz, jak chłopczyk ładnie siedzi, zamiast się ciągle wiercić”.
„Nie przychodzę ani uczyć dzieci, ani też ich bawić. Przychodzę śpiewać z nimi” – pisała Konopnicka w listach do Piotra Stachiewicza. Na ówczesne czasy taka postawa była zdecydowanie nowatorska (nawet dzisiaj niektórzy autorzy książek dla dzieci do niej nie dorośli). To właśnie dzięki odejściu od nachalnego dydaktyzmu i pochyleniu się nad psychiką dziecka w wielu utworach udało się zerwać Konopnickiej z obowiązującym wówczas moralizatorskim kanonem. Wiersze składające się na zbiorek „Filuś, Miluś i Kizia” być może nie są najlepszym tego przykładem, ale nawet tutaj owo „grożenie palcem” jest bardzo odmienne od tego, które znamy z dydaktycznych dzieł Jachowicza. Poetka okrasza bowiem każdy z utworów solidną dawką poczucia humoru. Stojąc nieco z boku i nie kreując się na wszechwiedzącego dorosłego, w dowcipny, nieco ironizujący sposób opisuje małym czytelnikom kocie wybryki i pozostawia je własnej ocenie dziecka: „Pfe! Jak brzydko! Aż niemiło / Mówić mi o takim kocie, / Wolałbym sam myszy łapać, / Albo siedzieć gdzie na płocie”.
Ta książka to nie nudna ramotka, lecz ciekawa odmiana. Warto – nasyciwszy się (chwilowo) lekturą znakomitych dziecięcych nowości o współczesnej kresce – sięgnąć do historycznych zbiorów i wydobyć to zapomniane dziełko. Tym bardziej, że niewielki, bo 18-stronicowy zbiorek ,„Filuś, Miluś i Kizia” kryje w sobie niepowtarzalny urok starej bajki, mocno podkreślony przez ilustracje – oleodruki i grafiki w stylu wiktoriańskim, wypełnione scenkami kocich utrapień, swawoli, reprymend i kar. Aż się prosi wyciągnąć to cacko w jakieś deszczowe popołudnie, zapaść się w miękką kanapę i odbyć wspólnie z dzieckiem podróż w przeszłość.
Książka:
Mruczysław Pazurek (Maria Konopnicka), „Filuś, Miluś i Kizia. Wesołe kotki”, reprint wydania z 1891 r., ZetaArs, Katowice 2011.
Rubrykę redaguje Katarzyna Sarek.