Wówczas okaże się, czy niezwykle ważne dla załagodzenia kryzysu migracyjnego państwo – Turcja – zechce współpracować z instytucjami europejskimi w celu ograniczenia przepływu imigrantów i zgodzi się na odsyłanie statków z nielegalnymi imigrantami z wybrzeży Grecji do swojego kraju. Porozumienie z Turcją może być początkiem odzyskiwania przez Unię kontroli nad granicami.
Donald Tusk gra w procesie rozwiązywania tego kryzysu pierwsze skrzypce. To nowość, ponieważ zazwyczaj ta rola przypadała szefom rządów. Wcześniej – na początku tego roku – zespół Donalda Tuska intensywnie negocjował z brytyjskim rządem warunki nowego porozumienia między Unią a Wielką Brytanią, którego celem było oddalenie widma Brexitu.
W przypadku rozmów z Londynem możemy mówić o sukcesie Tuska – Wielka Brytania uzyskała jedynie możliwość zawieszenia świadczeń dla nowo przybyłych imigrantów i ograniczenie zasiłków dla tych rodziców, których dzieci mieszkają w kraju ich pochodzenia. Poza tym wypracowano zgodę na mechanizm blokowania inicjatyw Komisji Europejskiej, jeśli naruszają one suwerenność państw członkowskich, gdy zgodzi się na niego 55 proc. parlamentów narodowych. To ukłon w stronę brytyjskich obaw o utratę suwerenności, ale wątpię, żeby chociaż raz przepis ten został wykorzystany z powodzeniem. Ten negocjacyjny sukces oczywiście pozostanie w mocy tylko, jeśli po czerwcowym referendum Wielka Brytania pozostanie w Unii – ale to już zależy od sprawności Davida Camerona w przekonywaniu swoich rodaków.
Sprawa Brexitu i kwestia kryzysu migracyjnego to kolejny moment, w którym Tusk pokazał swoje zdolności przywódcze na unijnej arenie. Pierwszym były negocjacje ws. unijnych sankcji wobec Rosji, gdy udało się uzyskać zgodę wszystkich państw członkowskich, choć zapowiadało się, że kraje sympatyzujące z Rosją (Włochy, Grecja, Węgry) mogą się im sprzeciwić.
Działania Tuska miały też znaczenie w trakcie negocjacji między Grecją a jej wierzycielami, kiedy to doprowadził do porozumienia obu bardzo sobą zmęczonych stron (podobno zamykając ich wówczas jednym pokoju i informując: „Nie wyjdziecie, dopóki nie dojdziecie do porozumienia”). Strefa euro to jednak przestrzeń, w której przewodniczący musi jeszcze znaleźć swoje miejsce – wielu eurokratów narzekało, że niespecjalnie angażował się w prace nad „raportem pięciu prezydentów”, który zawiera wskazówki do rozwiązania kryzysu strefy euro (tu kluczowa była rola Jean-Claude’a Junckera, szefa Komisji Europejskiej). Niewątpliwie wzmocnienie konstrukcji strefy euro będzie wielkim wyzwaniem stojącym przed Donaldem Tuskiem w drugiej połowie kadencji.
Rosnąca rola Tuska w Brukseli dla wielu jest zaskoczeniem. Jeszcze w październiku zeszłego roku, kiedy portal Politico poprosił licznych eurokratów o opinie na temat pierwszych dziesięciu miesięcy działań nowego Przewodniczącego, odpowiedzi były mieszane: mówiono m.in. o jego zagubieniu, o nieznajomości brukselskich reguł gry, o braku zaangażowania. Oceny, które mu wówczas wystawiono, były średnie, poniżej tych przyznanych innym unijnym przywódcom. Dziś raport ten musiałby wyglądać inaczej. W drugim półroczu aktywność Tuska znacznie wzrosła. Fakt ten zauważyły światowe media: od „Spiegla” po „Financial Times” pisano, że były polski premier wychodzi z cienia.
Uważnego obserwatora jego politycznej biografii nie powinno to jednak dziwić. Wyznawana przez Tuska, a zaczerpnięta od filozofa Johna Graya, definicja dobrej polityki jako sztuki reagowania na zmienne okoliczności, a nie jako nośnika uniwersalnych projektów, wydaje się dziś stworzona dla Unii, która co kilka miesięcy staje w obliczu nowego kryzysu. Pasuje też ona do nowej roli Donalda Tuska znacznie lepiej niż do tej poprzedniej.
W tej sytuacji nie dziwią przewidywania „Süddeutsche Zeitung”, że europejscy przywódcy byliby skłonni poprzeć jego wybór na drugą dwuipółletnią kadencję, przy czym największą niewiadomą będzie zachowanie… Jarosława Kaczyńskiego, który w praktyce zadecyduje o stanowisku Polski w tej sprawie. Tak oto największy osobisty konkurent Tuska będzie decydował o jego europejskiej przyszłości. Nie ulega wątpliwości, że w tej ocenie realne sukcesy przewodniczącego na arenie europejskiej będą miały niewielkie znaczenie.