Problem jest poważny. Przekonują o tym publikowane w prasie artykuły, wywiady i reportaże. O tym, z jakim oporem handlarze roszczeń przyjmują próby kontrolowania ich działalności, świadczy sprawa Warszawskiej Mapy Reprywatyzacji, której autorzy musieli bronić prawa do publikowania powszechnie dostępnych informacji. Urzędnicy narzekają na bezradność [http://wyborcza.pl/magazyn/1,140955,16745522,Jak_znikaja_szkolne_boiska.html]: „Jako urzędnik reprezentujący interes społeczny czuję się w sądach z góry przegrany w starciu z prywatnym interesem”, czytamy w wypowiedzi jednego z nich. Prawnicy ostrzegają przed konsekwencjami. Jeśli problemu nie uda się szybko rozwiązać, czeka nas „postępująca zapaść wymiaru sprawiedliwości. I rosnące niezadowolenie społeczne”.

Z perspektywy Wrocławia, miasta, w którym wcześniej mieszkałem, problem reprywatyzacji wydaje się być nieco egzotyczny. Dzisiaj, kiedy mieszkam w Warszawie – dzięki mapie roszczeń dekretowych – wiem, że swojej sytuacji nie mogą być pewni ani moi sąsiedzi z naprzeciwka, ani ci mieszkający dwa domy dalej. Pomiędzy ich budynkiem a moim już postawiono nowoczesny apartamentowiec.

Znikają publiczne przedszkola, szkoły i urzędy. Znikają mieszkania socjalne, komunalne i lokatorskie. Zarabiają ludzie o podejrzanej kondycji moralnej, bezwzględni w swojej żądzy zysku. Po publikacji „Prześnionej rewolucji” Andrzeja Ledera nie powinno dziwić, a jednak wciąż dziwi, jak bardzo skupiamy się w Polsce na sprawach symbolicznych, nie mówiąc o problemach zwykłych ludzi.

O skali wyzwań dużo mówią słowa prof. Ewy Łętowskiej, która, chcąc wskazać przypadek, w którym sąd zdołał poradzić sobie z wątpliwymi roszczeniami reprywatyzacyjnymi, przypomina sobie wyłącznie sytuację, kiedy powódką była obywatelka Niemiec.

Prezes Kaczyński z okien swojego domu na warszawskim Żoliborzu widzi po przeciwnej stronie ulicy siedem budynków zagrożonych roszczeniami reprywatyzacyjnymi. Mimo to PiS, zamiast zająć się problemem reprywatyzacji, wciąż – po ponad 10 latach od wstąpienia do Unii Europejskiej – woli bronić polskiej ziemi przed wykupem przez Niemców.

Doradca prezydenta, prof. Andrzej Zybertowicz, który wypromował pojęcie rządzącego Polską układu, a nawet zaprezentował w 2007 r. jego model podczas zjazdu socjologów w Zielonej Górze, dzisiaj woli analizować marsze Komitetu Obrony Demokracji jako element działań prowadzonych przez Rosję w ramach wojny hybrydowej.

Prawica zarządza obecnie dyskursem odwołującym się do krzywd, ale woli go wykorzystywać do kreowania wrogów, nie zaś do rozwiązywania prawdziwych problemów. Jeśli lewica w Polsce chce być skuteczna i radzić sobie z wyzwaniami, które od dawna dostrzega, musi znaleźć sposób na przejęcie tego dyskursu. Potrzebne jest stworzenie narracji zwracającej uwagę na realne problemy, zastępującej politykę strachu polityką akcentowania godności każdego obywatela i obywatelki.