Na początku 2015 r. Dunja Mijatović, przedstawicielka OBWE ds. wolności mediów, zwróciła uwagę na problem rosnącej liczby gróźb o charakterze seksualnym (w tym gróźb gwałtu) formułowanych w internecie pod adresem dziennikarek i blogerek. Wyniki pilotażowego badania przeprowadzonego przez jej biuro pokazały, że większość dziennikarek aktywnych w sieci była ofiarami internetowych ataków. Mimo powszechności problemu, w opinii prof. Danielle Keats Citron z Uniwersytetu Maryland, osoby nękające wciąż często są uważane za „niedojrzałych błaznów,” z kolei ofiary to „przewrażliwione marudy”.
Kobiety atakowane są przede wszystkim, kiedy piszą o polityce, religii, feminizmie albo swoich doświadczeniach seksualnych. Caroline Criado-Perez, brytyjska dziennikarka prowadząca kampanię na rzecz umieszczenia wizerunku Jane Austen na odwrocie banknotu 10-funtowego, w czasie największej intensyfikacji ataków, w ciągu godziny otrzymywała 50 wiadomości, w których grożono jej śmiercią albo gwałtem.
Między 2000 a 2012 r. kobiety były ofiarami 72,5 proc. przypadków nękania udokumentowanych przez amerykańską organizację Working to Halt Online Abuse. Z kolei badacze z Uniwersytetu Maryland jeszcze w 2006 r. przeprowadzili eksperyment, z którego wynika, że zakładane na internetowych czatach konta, które mają „kobiece” nazwy, dziennie otrzymywały 100 wiadomości o charakterze seksualnym lub zawierających pogróżki. Konta o niejednoznacznych nazwach otrzymywały średnio 25 takich wiadomości, a o nazwach „męskich” 3,7.
Pojęcie nękania albo molestowania seksualnego, do którego dochodzi w sieci (ang. cyber gender harassment), nie zostało dotychczas precyzyjnie zdefiniowane, co niekiedy utrudnia jego rozpoznanie i reagowanie. Ataki przybierają rozmaite formy: stalkingu, mowy nienawiści, seksistowskich komentarzy, cybermobbingu, pornozemsty (ang. revenge-porn, polegającej na publikacji intymnych materiałów dotyczących byłej partnerki). Łączy je to, że są wymierzone w konkretne osoby, ofiary są kobietami, a atakujący używa płci ofiary w sposób poniżający i pod tym kątem formułuje groźby.
Ataki mają różne skutki. Po pierwsze, niektóre kobiety, w obawie o bezpieczeństwo swoje lub swoich bliskich, przestają pisać lub brać udział w dyskusjach, które toczą się online. W efekcie głosy kobiet, których i tak często w debacie publicznej brakuje, stają się jeszcze słabiej słyszalne. Ataki wywołują również negatywne skutki psychologiczne, wzbudzają niepokój, prowadzą do spadku poczucia wartości, a niekiedy nawet do stanów depresyjnych. Ponadto wiążą się z wydatkami – kosztami procesu sądowego albo instalacji zabezpieczeń technicznych.
W związku z łatwością, z jaką dochodzi do nękania i trudnościami w ściganiu sprawców, wysuwane są postulaty obciążania pośredników internetowych odpowiedzialnością za nieskuteczne przeciwdziałanie lub reagowanie na takie sytuacje.
Rola pośredników
Wizja odpowiedzialności prawnej, presja organizacji pozarządowych i negatywne doniesienia medialne odbijające się na reputacji sprawiły, że niektórzy pośrednicy wprowadzili mechanizmy mające na celu zapobieganie lub skuteczniejsze zwalczanie nękania i molestowania seksualnego, do którego dochodzi w internecie. I tak na przykład zgodnie z zasadami korzystania z Facebooka, serwis nie toleruje „nękania i prześladowania” i „usuwa treści wymierzone w osoby prywatne z wyraźnym zamiarem ich poniżenia lub zawstydzenia”.
To, na ile tego typu deklaracje mają realny wpływ na funkcjonowanie serwisów, jest jednak uzależnione od faktycznego zaangażowania w zwalczanie problemu, przypisywanej mu wagi, presji społecznej, a także egzekwowania przez organy państwa prawnych obowiązków spoczywających na pośrednikach.
W raporcie „Internet intermediaries and violence against women”, przygotowanym przez Association for Progressive Communication (APC), opisano kilka cech charakterystycznych, które można dostrzec w sposobie, w jaki Facebook, Twitter i YouTube podchodzą do problemu nękania kobiet w sieci. Po pierwsze, firmy przejawiają niechęć do zajmowania się tym tematem, dopóki w wyniku skandali, głośnych spraw albo kampanii społecznych nie zaczną go postrzegać jako kwestii wizerunkowej.
Przykładem inicjatywy, która „zachęciła” Facebooka do zmiany polityki i surowszego egzekwowania deklarowanych zasad, była akcja zorganizowana pod hasłem „#FBRape”, zainicjowana w odpowiedzi na brak zaangażowania serwisu w usuwanie treści, które pochwalają przemoc wobec kobiet i dziewcząt. W ramach kampanii skutecznie apelowano do reklamodawców o wycofanie z Facebooka reklam. Organizatorki akcji zwracały uwagę, że komunikaty wielokrotnie były widoczne obok obraźliwych treści i mogły być z nimi kojarzone. Inne udane kampanie to np. spopularyzowanie na Twitterze hashtaga „#ShoutingBack” i „#MisogynyAlert”, które zwracały uwagę na przemoc werbalną.
W raporcie APC podkreślono również, że mechanizmy zgłaszania incydentów i reagowania na nie są niewystarczająco przejrzyste, a dostępne informacje na temat ich funkcjonowania niepełne. Ponadto, choć firmy publicznie deklarują wsparcie dla swobody wypowiedzi, podobne deklaracje rzadko padają, jeśli chodzi o zaangażowanie w kwestie praw człowieka, w tym przeciwdziałanie przemocy wobec kobiet.
Sytuacja w Polsce
Według badania przeprowadzonego w 2014 r. przez Fundację Feminoteka wśród młodzieży gimnazjalnej i licealnej, przemocy doświadczyło 37 proc. uczennic i 25 proc. uczniów. Z kolei z badania Agencji Praw Podstawowych Unii Europejskiej wynika, że ofiarami napastowania seksualnego dokonanego za pomocą nowych technologii (ang. cyberharassment) było 7 proc. respondentek z Polski. Problem dotyczy przede wszystkim osób młodszych – wśród kobiet w wieku 18–29 lat odsetek ofiar był niemal dwa razy większy i wyniósł 13 proc.
Wydarzenia ostatnich miesięcy potwierdzają, że na ataki narażone są także polskie aktywistki. Groźby napaści i gwałtu były kierowane pod adresem prawniczki z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która na antenie stacji telewizyjnej wypowiedziała się na temat związany z sytuacją uchodźców. Po tym jak nagranie zostało umieszczone na oficjalnym profilu telewizji na Facebooku, nasza koleżanka zaczęła otrzymywać groźby. Dopiero po kilku dniach i po licznych interwencjach link do nagrania usunięto. Z kolei koordynatorka kampanii przeciwdziałania mowie nienawiści musiała korzystać z ochrony policji ze względu na nasilenie gróźb kierowanych pod jej adresem.
Czy może być lepiej?
Serwisy społecznościowe i blogi są skonstruowane w sposób, który promuje swobodę wypowiedzi. Ich immanentną cechą jest więc ryzyko jej nadużycia. Odpowiedzią na przemoc i nękanie, do którego dochodzi w internecie, nie powinno być jednak arbitralne ograniczanie wolności słowa. Jest ona bowiem warunkiem realizacji innych praw człowieka.
Natura problemu wymaga współpracy i dialogu rozmaitych podmiotów. Przede wszystkim kobiety muszą wiedzieć, jak reagować i gdzie szukać pomocy, a kiedy stają się celem ataku, muszą mieć możliwość skutecznej obrony. W związku z tym organy ścigania nie mogą ignorować lub bagatelizować przypadków cyberprzemocy. Ponadto, oprócz jasnych reguł i przejrzystych mechanizmów, konieczne są świadomość i zaangażowanie pośredników w zwalczanie problemu oraz reagowanie na przypadki nękania. Tylko wtedy zasady korzystania z serwisów i mechanizmy odpowiedzi na naruszenia reguł mają szansę być skuteczną bronią.
Doświadczenie pokazuje, że o zaangażowanie i dobrą wolę dużo łatwiej, kiedy nieskuteczne egzekwowanie przyjętych reguł odbija się negatywnie na wizerunku pośrednika albo generuje koszty, związane np. z wycofaniem się reklamodawców albo koniecznością zapłacenia zadośćuczynienia. Pojedynczym ofiarom trudno jednak negocjować z internetowymi gigantami i administratorami popularnych stron albo prowadzić kampanie. Dlatego w przeciwdziałanie atakom i przemocy wobec kobiet w internecie powinni włączać się zarówno przedstawiciele i przedstawicielki mediów, jak i organizacje pozarządowe.
Pociąganie pośredników do odpowiedzialności prawnej to rozwiązanie ostateczne. Nie można go jednak wykluczać w sytuacji, gdy wbrew prośbom ofiary nie reaguje i nie usuwają oni nielegalnych treści. Może dzięki współdziałaniu instytucji publicznych i prywatnych sieć stanie się trochę bardziej przyjazna i bezpieczna dla wszystkich – nie tylko dla kobiet.