hochschild_okladka

W przeciągu kilku ostatnich miesięcy ukazały się w Polsce przekłady dwóch ważnych książek poświęconych niewolnictwu – „Pogrzebać kajdany” Adama Hochschilda i „Imperium konieczności” Grega Grandina. Obie zyskały uznanie po obu stronach Atlantyku, ożywiając zarazem debatę – zdawać by się mogło – dawno już przebrzmiałą.

Historycy w wyjątkowo barwny i wymowny sposób przedstawiają świat, w którym większość ludzi stanowią więźniowie, niewolnictwo jest oczywistością, a globalna gospodarka opiera się na pracy przymusowej. Kluczowe miejsce zajmują tu handlarze żywym towarem – osoby ukierunkowane na maksymalizację zysku, do którego dochodzą po trupach. Hochschild i Grandin nie przedstawiają jednak portretów skrajnych degeneratów, krwiopijców i sadystów. Wprost przeciwnie. Na kartach obu książek zarysowane zostały codzienne ludzkie relacje – społeczne, ekonomiczne, kulturowe, religijne – których zespolenie z niewolnictwem potwierdza tezę Hannah Arendt o banalności zła.

Nawiązanie w tym miejscu do klasycznej już pracy Arendt „Eichmann w Jerozolimie” jest w pełni uzasadnione. W warstwie ideowej, a miejscami także stricte narracyjnej, książki Hochschilda i Grandina wpisują się w tradycję reportażu sądowego, którego przedmiotem jest wiwisekcja mechanizmów totalitarnych (statków i plantacji) oraz zrozumienie mentalności jego twórców i beneficjentów. Dokonując takiego eksperymentu, Hochschild wykazuje się niezwykłą erudycją, do czego przyzwyczaił nas już w „Duchu króla Leopolda” (Świat Książki, Warszawa 2012), Grandin z kolei – subtelnym zmysłem filozoficzno-poetyckim, znanym z wielokrotnie nagradzanej „Fordlandii” (Świat Książki, Warszawa 2012).

„Ludzkość wyłoniła się nie tyle z niewolnictwa, ile poprzez niewolnictwo”

Hochschild i Grandin z chirurgiczną precyzją demaskują kulisy handlu niewolnikami. Zabierają nas do ładowni statków, na portowe rampy, na targi i plantacje. Podróżujemy z nimi także po globalnej Północy: Londynie, Liverpoolu, Manchesterze i Paryżu. Autorzy skupiają się na momencie szczególnym – przełomie XVIII i XIX w., a zatem na kilku dekadach boomu gospodarczego, nakręcenia spirali handlu ludźmi do granic możliwości i zaskakującego załamania się całego systemu – wybuchu „paniki moralnej” na rynku niewolniczym po triumfie abolicjonistów.

Taki wybór cezur sprawia, że czytelnik nie musi się zagłębiać się w zawiłe dzieje handlu niewolnikami, które rozpalają wyobraźnię głównie zawodowych historyków oraz miłośników opowieści o moralnym upadku gatunku ludzkiego. Autorzy kierują swoją uwagę w inne miejsce. Koncentrują się na przedstawieniu, jak pisał Grandin, „strefy zderzających się ze sobą prądów historycznych” – przemian opinii publicznej, które zachodzą w Wielkiej Brytanii u progu rewolucji przemysłowej i bezpośrednio przed narodzinami społeczeństwa obywatelskiego. I przekonują, że bez transatlantyckiego handlu niewolnikami do obu tych procesów nie doszłoby tak szybko. Cierpienie i śmierć tysięcy czarnoskórych niewolników zadziałały jak katalizator modernizacji struktur społecznych, mechanizmów wymiany i – co najważniejsze – zmiany sposobów opisywania świata przez Europejczyków.

Teza ta wielu może się wydać obrazoburcza. W takiej perspektywie zniesienie niewolnictwa, będące aktem końcowym batalii toczonej w „świecie wypaczonej moralności i wynaturzonego rozumu”, jawić się może jako czysto utylitarny wybór. „Ruch abolicjonistyczny – jak akcentuje w zakończeniu swojej książki Hochschild – kontestował niewolnictwo nie w imię nowego ładu społecznego”. Dodajmy, że niewielu z abolicjonistów w ogóle interesowała moralna odpowiedzialność Zachodu za jego cywilizacyjny sukces.

(Nie tylko) ornament społeczny

O wpływie niewolnictwa na gospodarkę europejską napisano już setki książek i artykułów naukowych. Co jakiś czas paradygmat badawczy się zmienia, a wraz z nim zmianie ulega ocena przedstawianych zjawisk. Nikt nie neguje destrukcyjnego wpływu handlu niewolnikami na Afrykę – zatrzymania przyrostu naturalnego w zachodniej części kontynentu na dwa wieki, brutalizacji postaw wobec cierpienia, czy degeneracji miejscowych instytucji społecznych.. Debata historyków ogniskuje się wciąż wokół kilku punktów, przedmiotem dyskusji jest m.in. ocena bezpośrednich skutków działalności abolicjonistów z przełomu XVIII i XIX w. Badacze szacują, że zaprzestanie handlu niewolnikami wpłynęło na zahamowanie tempa wzrostu PKB Europy, ale mimo to przyspieszyło procesy rewolucji przemysłowej i mechanizacji gospodarczej.

Hochschild i Grandin nie wdają się w te dysputy. Muszą mieć jednak świadomość, że ich prace często naruszają zasady poprawności politycznej. Przytaczają chociażby przykłady zbawiennego oddziaływania handlu niewolnikami na wiele dziedzin życia, m.in. na strukturę przepływów finansowych, sektor ubezpieczeń, rozwój transportu lądowego i morskiego czy medycynę. Grandin sugestywnie pisze: „Statki niewolnicze były nie tylko pływającymi trumnami, lecz także pływającymi laboratoriami. Dawały […] sposobność badania przebiegu chorób w dość kontrolowanych warunkach kwarantanny”. W innym miejscu swojej książki stwierdza za to: „Niewolnictwo kształtowało najbardziej intymne sfery życia. Białe dzieci ssały mleko z piersi czarnych niewolnic […] W świecie, w którym zachowanie pozycji społecznej zależało w równym stopniu od mody, prawa i religii, niewolnicy stanowili rodzaj liczącego się ornamentu”.

imperium-koniecznosci_okladka

Na handlu niewolnikami wyrosło wiele kupieckich fortun. Proceder ten ożywił w pewien sposób wyobraźnię ekonomiczną Europejczyków. Wyzwolił (nieraz okrutną w skutkach) pomysłowość i determinację. Warto także zauważyć, z jaką wprawą handlarze niewolnikami przyswoili sobie język gospodarki wolnorynkowej. Nieustannie manewrowali pojęciami takimi jak „wolność” czy „niewola”. Dla euroamerykańskich architektów handlu niewolnikami hasło „więcej wolności” oznaczało przecież „więcej swobodnego handlu niewolnikami”, a wielokrotnie cytowany przez Grandina Herman Melville pisał: „[…] dążąc do zdobycia większej wolności, człowiek powiększa tylko imperium konieczności”.

Samo wejście abolicjonistów na scenę polityczną nie zwiastowało wcale kryzysu w branży niewolniczej. Zmieniono tylko technikę handlu i zainwestowano nieco więcej w marketing. Grandin przekonuje, że właśnie taki język, obficie czerpiący z myśli neoliberalnej – a współcześnie znany każdemu z kultury korporacyjnej – doskonale nadaje się do charakterystyki dylematów powstających w głowach przedstawicieli „najbardziej łupieżczych gałęzi przemysłu swoich czasów”: piratów, poławiaczy fok i właśnie handlarzy niewolników. Pisanie o zrębach „demokracji przemysłowej” – dodaje amerykański historyk – musi uwzględniać „wyobcowanie, przemoc podboju, kolonializm i walkę”. Grandinowi wtóruje Hochschild, który charakteryzuje kampanię dezinformacyjną sponsorowaną przez przeciwników abolicjonizmu następującymi słowami: „Tak jak abolicjonizm był pierwowzorem dzisiejszego aktywizmu politycznego, tak lobby zachodnioindyjskie było pierwowzorem zagrożonej branży”.

Ruch obywatelski

„Pogrzebać kajdany” dobrze pokazuje bezpośredni związek między zaczynem społeczeństwa obywatelskiego a ekspansją ruchu abolicjonistycznego. Przedstawione w książce biografie takich postaci jak Thomas Clarkson (ambitny student teologii), James Phillips (drukarz, członek wspólnoty kwakrów), John Newton (były kapitan statku niewolniczego, autor pieśni religijnych), Olaudah Equiano (były niewolnik, autor bestsellerowej autobiografii), James Stephen (londyński dandys, podróżnik), Granville Sharp (muzyk, autor pamfletów) czy William Wilberforce (parlamentarzysta, propagator ewangelikanizmu) zawierają krzepiące anegdoty o bohaterstwie i niezłomności w walce o prawdę, ale układają się także w zgrabną opowieść o pierwszej kampanii obywatelskiej w dziejach Europy. Przynajmniej zdaniem Hochschilda, który stwierdza: „Po raz pierwszy tak wiele osób oburzyło się […] z powodu łamania praw kogoś innego”.

Obaj historycy analizują także przemiany, które zaszły w samej wyobraźni pokolenia naznaczonego dwiema wielkimi rewolucjami – francuską i amerykańską. Grandin opisuje epokę niewolnictwa następującymi słowami: „[…] miejsce solipsyzmu pana zajmuje dojmująca świadomość obecności niewolnika. W końcu pan nie potrafi wyobrazić sobie świata bez niego”. Odtwarzając psychospołeczną scenerię wydarzeń, sugeruje: „Niewolnicy byli inwestycją […], a zarazem budzili nostalgię, przypominali o kiedyś trwałym, lecz odchodzącym w przeszłość świecie arystokracji”.

„Pogrzebać kajdany” i „Imperium konieczności” to opowieści o buncie ściśle połączonym z wołaniem o modernizację społeczną. Dowiadujemy się z nich o: zakładaniu wolnych od afiliacji komitetów religijnych, w których zasiadali zawodowi lobbyści; prowadzeniu śledztw dziennikarskich; tworzeniu list fundraisingowych; wymyślaniu chwytliwych logotypów; rozpowszechnianiu zrozumiałych i łatwo przyswajalnych w społeczeństwie raportów czy wreszcie zorganizowaniu masowego bojkotu konsumenckiego dotyczącego niespożywania „napoju słodzonego krwią”, czyli herbaty z cukrem pochodzącym z plantacji niewolniczych.

„Abolicjoniści byli pionierami, […] wykuli najważniejszy oręż dzisiejszego społeczeństwa obywatelskiego” – podkreśla Hochschild. Techniki abolicjonistów z przełomu XIX i XX w. porównuje do metod stosowanych przez działaczy sprawiedliwego handlu. Znaczki „Wyprodukowane przez ludzi wolnych” przywodzą mu na myśl XXI-wieczne certyfikaty Fairtrade. Takie prezentystyczne analogie mogą wzbudzić grymas zniechęcenia u części czytelników. Ale narracja tego rodzaju, obecna zarówno w „Pogrzebać kajdany”, jak i w „Imperium konieczności”, podporządkowana została określonemu celowi. Ma ona uświadomić czytelnikom, że handel niewolnikami nie jest jedynie faktem z przeszłości. Proceder ten jest nadal praktykowany.

Współcześnie na wszystkich kontynentach – w tym w krajach rozwiniętej Północy – kilkadziesiąt milionów ludzi żyje i pracuje w stanie zniewolenia. O dokładne dane trudno, ale jak podają autorzy Global Slavery Index, tylko w pięciu krajach żyje razem ponad 20 mln niewolników: w Indiach (14,3 mln), Chinach (3,2 mln), Pakistanie (2 mln), Uzbekistanie (1,2 mln) i Rosji (1 mln). Dla porównania – liczbę niewolników w Polsce oszacowano na 72 tys., we Francji i w Wielkiej Brytanii na ok. 8 tys. Według ocen UNICEF-u średni koszt niewolnika wynosi obecnie ok. 50–100 dol.

Czy to drogo? I czy można w ogóle stawiać tego rodzaju pytania? Hochschild i Grandin nie mieliby zapewne nic przeciwko. Dodaliby tylko, że około 1750 r. niewolnik kosztował tyle, ile wynosiły półroczne zarobki drobnego rzemieślnika z Wysp Brytyjskich.

 

Książki:

Greg Grandin, „Imperium konieczności. Niewolnictwo, wolność i oszustwo w Nowym Świecie”, przeł. Paweł Lipszyc, wyd. W.A.B., Warszawa 2015.

Adam Hochschild, „Pogrzebać kajdany. Wizjonerzy i buntownicy w walce o zniesienie niewolnictwa”, przeł. Piotr Tarczyński, wyd. Czarne, Wołowiec 2016.