Powiedzmy to jasno i wyraźnie. Wśród wszystkich przedmiotów szkolnych w czasach liceum matematyka była moją piętą achillesową. Poradziwszy sobie jako tako z klasycznym rachunkiem zdań, z lekcji na lekcję brnęłam z coraz większym trudem przez gąszcz funkcji liniowych, utykałam co rusz w labiryncie trygonometrii, ślęczałam bez większego powodzenia nad ciągami i siłowałam się z silnią. Nastoletnią przygodę z królową nauk zakończyłam – cóż, nawet nie na tarczy. Pod tarczą. Z kiepską notą na świadectwie maturalnym oraz dojmującym przekonaniem o niedostatkach własnej inteligencji. Którego to poczucia w żaden sposób nie łagodził populistyczny argument (albo raczej pobożne życzenie wszystkich matematycznych nielotów) o podziale na umysły humanistyczne i ścisłe.
Skoro myślenie matematyczne jest w pewien sposób wzorcowe, w bardzo wysokim stopniu – jak to się pięknie określa – intersubiektywnie komunikowalne (co oznacza, że powinno trafiać do każdego i każdej, o dowolnej porze dnia i nocy, pod dowolną szerokości geograficzną), a sprawność w tym obszarze może stać się oczywistym fundamentem sprawności w tylu innych dziedzinach – od informatyki po uprawianie muzyki – to warto je rozwijać od najwcześniejszych lat. I dlatego bardzo cieszy mnie inicjatywa domu wydawniczego „Edukacyjny Egmont”, które opublikowało serię książek-zeszytów ćwiczeń przeznaczonych dla przedszkolaków oraz uczniów pierwszych klas szkoły podstawowej. Dzięki nim radość z odkrycia, że świat dookoła nas wypełniają problemy matematyczne, miesza się z przyjemnością płynącą z możliwości ich samodzielnego rozumienia i rozwiązywania.
A zatem – ab ovo. Sześć książek serii pogrupowano w trzy poziomy tematyczne, o wzrastającym stopniu trudności i abstrakcji. Autorami pierwszych dwóch książeczek pt. „Król Gromoryk i jajko na miękko” i „Król Gromoryk i zagadkowy smok” są Wojciech Widłak (tekst literacki), Anna Boboryk (stosowne zagadki i łamigłówki matematyczne) oraz Ewa Poklewska-Koziełło (wielobarwne ilustracje oraz nalepki). Drugi poziom tworzą opowiadania o losach Fryderyka Epsylona Dwudziestego z planety Pedanterii, znudzonego kosmosem robota, którego zaadoptowała pięcioletnia Ziemianka. Za tomy „Ferdek i miara wszystkiego” oraz „Ferdek i jeden do pary” odpowiedzialne były Zofia Stanecka i Maria Środoń oraz ilustratorka Marta Szudyga. Na trzecim poziomie dzieci poznają perypetie walecznej szczurzej familii, które opisał Rafał Witek, a do których zadania stworzyła także Maria Środoń. W porównaniu do poprzednich tomów zmienia się jednak charakter grafiki zaprojektowanej przez Daniela de Latour – wyraźnie ubywa w niej kolorów, rysunek statecznieje, by nie dekoncentrować dziecka i wyprowadzić jego umysł poza empiryczny konkret ku bardziej ogólnym przestrzeniom myślenia.
Wewnętrzna strona przedniej okładki to wpis dedykowany rodzicom. Autorzy skrupulatnie tłumaczą opiekunom, w jakich obszarach dziecko będzie miało szanse rozpoznać swoje mocne strony oraz dlaczego jest to ważne. W „Gromoryku…” są to: myślenie łańcuchem przyczynowo-skutkowym, klasyfikowanie elementów pod różnymi kątami, rytmy i cykliczność; w „Ferdku…” – mierzenie długości i ważenie ciężarów, orientacja przestrzenna, określanie czasu oraz liczenie pieniędzy; w „Szczurkach…” – szyfrowanie i odszyfrowywanie informacji, obliczanie wymiarów rozmaitych elementów i podstawowe działania matematyczne na większych liczbach. Twórcy serii wskazują także, w jakim celu warto dokonać wysiłku wspólnych poszukiwań matematycznych z podopiecznym, a nie są to wyłącznie korzyści mentalne. I tak wykrycie faktu powtarzalności pewnych elementów w rzeczywistości buduje w dziecku poczucie porządku, przewidywalności i psychologicznego bezpieczeństwa; radzenie sobie z operacjami matematycznymi w konkretnych przypadkach wzmacnia ogólną samodzielność, a kontrolowane spotkanie z logiczną trudnością, czymś nieznanym czy innym, wzmaga odwagę twórczych poszukiwań, otwartości i niestereotypowego podejścia. Nie mówiąc już o pożytkach ze wspólnej zabawy z rodzicem. Bo przecież zwielokrotniona radość jest zawsze lepsza niż radość w pojedynkę.
Tylna okładka to galeria mocarzy matematycznych (wśród nich Sofia Kowalewska oraz Stefan Banach) i garść anegdot z ich życia, przybliżających w zabawny sposób osiągnięcia uczonych. Ramka z miejscem, które dziecko może wypełnić swoim zdjęciem, stawiając się niejako na równi z największymi, byłaby dość śmiałą propozycją, gdyby nie to, że pod nią znajduje się zaproszenie do zaproponowania własnej interpretacji problemów, z którymi mierzyli się uczeni. Mali następcy Banacha mogą więc narysować lub opisać, w jaki sposób pojmują słowo „przestrzeń”, a adepci szkoły Einsteina wytłumaczyć na własny sposób, czego dotyczy teoria względności.
Egmontowska seria nie jest systematycznym wykładem matematyki dla dzieci i nie należy tego od niej oczekiwać. Zwłaszcza tomy z trzeciego poziomu trudności wyraźnie zakładają posiadanie wiedzy, którą dziecko zdobyło gdzie indziej, i odwoływanie się do niej podczas rozwiązywania konkretnych zadań w obu zeszytach. Niemniej jednak każda inicjatywa, która wspomaga tradycyjne nauczanie matematyki, zwłaszcza jeśli akcentuje atrakcyjność tej nauki bardziej niż – niewątpliwy – trud jej zgłębiania, zasługuje na rodzicielskie zainteresowanie.
Biogramy wielkich matematyków nie potwierdzają hipotezy o rodzinnej dziedziczności zdolności matematycznych. Osobiście żywię zatem nadzieję, że także braki talentu w tym zakresie nie przechodzą z pokolenia na pokolenie. Życiorysy matematyków jednak prawie zawsze podkreślają istnienie życzliwego ścisłemu myśleniu otoczenia: lektur, szkoły, nauczycieli, kolegów. Być może dla Waszych dzieci miniseria Egmontu stanie się takim życzliwym impulsem. Sięgnijcie po nią. Nic nie tracicie, a zyskać można wiele.
Książki:
Seria „Liczę sobie”, poziom 1–3, Edukacyjny Egmont, Warszawa 2015.
Tytuły w serii:
Poziom 1: Wojciech Widłak, „Król Gromoryk i zagadkowy smok”, „Król Gromoryk i jajko na miękko”, il. Ewa Poklewska-Koziełło.
Poziom 2: Zofia Stanecka, „Fredek i jeden do pary”, „Fredek i miara wszystkiego”, il. Marta Szudyga.
Poziom 3: Rafał Witek, „Szczurki chwytają życie za ogon”, „Szczurki nie dają się wygryźć”, il. Daniel de Latour.
Rubrykę redaguje Katarzyna Sarek.