Wynik głosowania, w którym decydować będzie zwykła większość, wydaje się przesądzony na jej niekorzyść. Ale to tylko kolejny odcinek dłuższej politycznej telenoweli. Najbliższe pół roku w Brazylii będzie obfitować w emocje, nie tylko te sportowe.
1.
Dilma Rousseff stanęła przed perspektywą odwołania ze stanowiska zaledwie 1,5 roku po wygranych na drugą kadencję wyborach prezydenckich. Od tego czasu ona traci poparcie. W marcu 2016 r. aż 68 proc. Brazylijczyków było za odwołaniem jej ze stanowiska, a popularność spadła do zaledwie kilkunastu procent. Skąd to nagłe rozczarowanie?
Z jednej strony drastycznie pogorszyła się sytuacja gospodarcza w kraju. PKB w 2015 r. skurczyło się o 3,6 proc. i spodziewany jest podobny spadek w tym roku, co oznacza najgłębszą recesję w Brazylii od lat 30. XX w. Brazylijska waluta uległa silnemu osłabieniu, inflacja osiągnęła niepokojąco wysoki poziom, a deficyt budżetowy przekroczył 10 proc. PKB.
Tymczasem w czasie kampanii prezydenckiej w 2014 r. Dilma obiecywała Brazylijczykom, że krajowej gospodarce nie grozi recesja, a swoich rywali, którzy tak twierdzili, oskarżała o kłamstwo i manipulację. Jednak drugą kadencję rozpoczęła od niespodziewanego zwrotu, powołując na stanowisko ministra finansów ekonomistę kojarzonego z liberalną ortodoksją. Było to ustępstwo względem rynków i środowisk gospodarczych, ale przez wielu wyborców zostało odczytane jako świadectwo politycznej hipokryzji.
Z drugiej strony afera korupcyjna wokół największej brazylijskiej firmy, paliwowego „kolosa” PETROBRAS, która wybuchła jeszcze w 2014 r., zaczęła zataczać coraz szersze kręgi. Doprowadziła już za kratki szefów kilku największych firm budowlanych w kraju. Zarzuty ciążą też na czołowych politykach, głównie z szeregów partii PT, PMDB i PP. Coraz mniej Brazylijczyków ufa w to, że prezydent Rousseff, która przez wiele lat przewodniczyła Radzie Dyrektorów PETROBRAS, nie wiedziała niczego o „karuzeli finansowej”, na której bogacili się szefowie, podwykonawcy oraz czołowi politycy. Nieoficjalnie mówi się o tym, że z kasy firmy w ciągu zaledwie dekady mogły „wyparować” 3 mld dolarów.
2.
Na tym tle doszło w Brazylii w połowie marca do największych manifestacji od ponad 30 lat. Duża część uczestników żądała ustąpienia Dilmy ze stanowiska. Jednak niezadowolenie skierowane było praktycznie przeciwko całej klasie politycznej, postrzeganej en bloc jako skorumpowana i mało wiarygodna. Dlatego słychać było również nawoływania do jak najszybszego rozpisania nowych wyborów ( Diretas já!).
W tej chwili podejrzenia korupcyjne ciążą na 60 proc. parlamentarzystów obu izb. Rosnącym zaufaniem obywateli cieszy się z kolei sędzia Sergio Moro, prowadzący śledztwo o kryptonimie „Lava Jato”, dotyczące korupcji w firmie PETROBRAS. Złożona wcześniej z 9 partii koalicja rządowa rozpadła się. Wystąpiła z niej największa partia, PMDB, a w ślad za nią kolejne ugrupowania.
Sytuacji Dilmy nie poprawiła podjęta w połowie marca 2016 r. decyzja o powołaniu do rządu Luli da Silvy, jej poprzednika z lat 2002–2010, a zarazem politycznego mentora. Formalnie uczyniła to, aby Lula pomógł ratować koalicję. Jednak większość opinii publicznej uznała, że miało to na celu uchronienie go przed grożącym mu postępowaniem sądowym dotyczącym korupcji. Ten krok wzbudził kolejną falę protestów społecznych po upublicznieniu przez sędziego Moro dwuznacznej rozmowy telefonicznej między Dilmą a Lulą. Decyzja o powołaniu Luli na szefa gabinetu została natychmiast zawieszona przez jednego z sędziów federalnych i pozostaje nieważna do chwili rozpatrzenia jej przez Trybunał Najwyższy.
3.
Ostatecznie rządowi nie udało się uzbierać liczby głosów wystarczającej do zablokowania postępowania przeciwko prezydent w izbie niższej parlamentu. 17 kwietnia zagłosowało przeciwko niej 357 spośród 513 parlamentarzystów. Co ciekawe, postępowanie nie ma formalnie bezpośredniego związku z aferą korupcyjną, lecz jest argumentowane podejrzeniem o fałszowanie danych budżetowych przez rząd w kontekście wyborów prezydenckich 2014 r. Jednak obserwując efektowne, kilkudniowe głosowanie w Kongresie, można było odnieść wrażenie, że mało kto przejmuje się jeszcze faktyczną podstawą oskarżenia.
I gdy los Dilmy wydawał się już przesądzony, nagle w poniedziałek pojawiło się – na krótko – światełko w tunelu. Nowy przewodniczący brazylijskiego Kongresu, Waldir Maranhão (z partii PP), nieoczekiwanie ogłosił nieważność głosowania z połowy kwietnia i zapowiedział jego powtórzenie w niesprecyzowanym bliżej terminie.
Można tylko domniemywać, że za niespodziewaną decyzją Maranhão stał Eduardo Cunha z PMDB, poprzedni przewodniczący Kongresu, który był jednym z głównych prowodyrów całego postępowania odwoławczego, aż na początku maja został zawieszony w pełnionych funkcjach przez Trybunał Najwyższy w związku z podejrzeniami korupcyjnymi.
Cunha mógł chcieć w ten sposób wymóc nietykalność na swoich kolegach partyjnych, którzy czekają już w blokach startowych na przejęcie władzy. Jednak przewodniczący izby wyższej dość szybko rozwiał wątpliwości, ogłaszając, że senat będzie procedował zgodnie z dotychczasowym planem, uznając decyzję Maranhão za pozbawioną podstawy prawnej**.
4.
Spodziewana w tym tygodniu decyzja Senatu oznacza w praktyce, że na co najmniej kilka miesięcy władzę w kraju przejmie obecny wiceprezydent, Michel Temer. W okresie najbliższego półrocza będzie musiało odbyć się postępowanie polityczne wobec Dilmy (nota bene pod przewodnictwem sędziego Trybunału Najwyższego, Ricardo Lewandowskiego, który ma polskie korzenie). Jeżeli po tym wszystkim dwie trzecie senatu zagłosują za odsunięciem obecnej prezydent od władzy, wówczas otrzyma ona 8-letni zakaz sprawowania funkcji publicznych, a Temer pozostanie prezydentem do kolejnych wyborów w 2018 r.
W tej chwili taki jest najbardziej prawdopodobny scenariusz. Jednak – niczym w serialu „House of Cards” – należy przygotować się na dalsze zwroty akcji. Przed najbliższym głosowaniem Dilma może jeszcze sama złożyć urząd, aby w ten sposób oszczędzić sobie przykrego spektaklu. Jeśli tego nie zrobi, a władzę obejmie Temer, to i on nie będzie mógł czuć się na fotelu prezydenckim zbyt pewnie. Wciąż istnieje ryzyko, że Komisja Wyborcza unieważni całe wybory prezydenckie z 2014 r., jeżeli doszuka się dowodów na ich nielegalne finansowanie przez zwycięską koalicję. Poza tym polityczna pozycja Temera będzie chwiejna ze względu na gospodarcze problemy Brazylii i wysoki koszt społeczny planowanych przez niego dostosowań fiskalnych.
Zresztą oskarżania o fałszowanie danych budżetowych – które stanowią podstawę postępowania odwoławczego wobec Dilmy – ciążą również na nim, a jego partia jest tak samo zamieszana w aferę PETROBRAS jak PT. Trudno zatem dziwić się, że ponad połowa Brazylijczyków chce także odwołania Temera ze stanowiska. A gdyby tego było mało, cały impeachment będzie od zarania skażony podejrzeniem o niekonstytucyjność, zwłaszcza po ostatnich kontrowersjach związanych z decyzją przewodniczącego Kongresu i nieuznaniem jej przez przewodniczącego senatu.
I choć większość Brazylijczyków nie wierzy w powtarzaną przez Dilmę teorię zamachu stanu, to moralne argumenty opozycji brzmią równie mało wiarygodnie. Z kolei sędzia Moro wyrasta raczej na kolejnego gracza politycznego niż bezstronnego rozjemcę. Znamienne jest to, że śledczy jak dotąd nie podjęli innego wątku afery PETROBRAS (tzw. tabel Odebrechtu), który obarczałby wielu polityków spoza partii PT. To będzie budzić wątpliwości, czy w jakimś stopniu wymiar sprawiedliwości w porozumieniu z prywatnymi mediami nie bierze jednak udziału w rewanżu starej elity na prezydencie Luli. Dilma byłaby wówczas tylko „przystawką” przed daniem głównym w postaci sądu nad jej poprzednikiem.
Przez najbliższe miesiące Dilma i inni członkowie PT będą na pewno utrudniać Temerowi życie. Zresztą dzieje się to już teraz. Niejako na pożegnanie prezydent podniosła o 9 proc. wysokość stypendium Bolsa Família, z którego korzysta jedna czwarta społeczeństwa. Tym samym utrudniła swoim następcom zadanie ograniczenia deficytu budżetowego, które tak czy inaczej będzie niesłychanie ciężkie z uwagi na dominację wydatków sztywnych w budżecie narodowym.
Brazylia przeżywa głęboką recesję, co zapowiada dalszy wzrost społecznego niezadowolenia, z którego – paradoksalnie – Dilma może jeszcze wyjść obronną ręką. W końcu do odzyskania władzy wystarczy, aby za kilka miesięcy uzyskała poparcie 28 z 81 senatorów w głosowaniu kończącym proces polityczny, dla którego rozpoczynające się za 3 miesiące letnie igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro będą jedynie tłem. Najważniejszy organizowany w tym roku w Brazylii maraton będzie miał finał nie na stadionie, lecz w parlamencie – jeśli nie na ulicach.
* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: aut. Juliana Baratojo, źródło: Flickr.com.
** Uaktualnienie 11.05.2016: Inna sprawa, że sam sprawca zamieszania następnego dnia ze wszystkiego się wycofał.