Nawet najbardziej wpływowym albumom koncepcyjnym zarzucano grafomanię i pretensjonalność. Sturgill Simpson nie należy jednak do artystów, którzy obawiają się ryzyka. Już na poprzedniej płycie „Metamodern Sounds in Country Music” udowodnił, że ma wyobraźnię, która nie trzyma się znanych i bezpiecznych tras. Jego nowy krążek, zatytułowany „A Sailor’s Guide to Earth” to krok jeszcze bardziej radykalny. Powstał bowiem udany koncepcyjny album marynistyczny. Simpson krąży wokół motywów związanych z wieloma obliczami kapryśnego morskiego żywiołu, który – jak nie trudno się domyślić – stanowi metaforę życia. Dzięki dedykacji nowonarodzonemu synowi nabiera ona jednak szczególnej wymowy.
Koncept dla kijanki
Trudno o bardziej niemiłosiernie wyeksploatowany topos. O dziwo jednak Sturgill Simpson nie osiadł na tej narracyjnej mieliźnie. Sięga po różne marynistyczne wątki, ale przewrotnie wykorzystuje ich dwuznaczność. Ukazuje je od trochę innej strony w kontekście własnych życiowych doświadczeń, umiejętnie dozując patos i banał.
Jego wielkim atutem jest szczerość. Na „A Sailor’s Guide to Earth” nie chodzi bowiem o efektowny koncept jako cel sam w sobie. Na płycie znalazły się piosenki, które zawierają potężny ładunek emocji. Otwierający płytę utwór „Welcome to Earth (Pollywog)” stanowi tego najwspanialszą ilustrację – to piękna inwokacja miłości artysty do syna. „Pollywog” oznacza zarówno kijankę, jak i żeglarza, który ma przed sobą rytuał inicjacyjny związany z przepłynięciem równika. W nieformalnym angielskim słowo oznacza również chłopca, który wychowuje się bez ojca. Narrator utworu żałuje, że nie może być świadkiem każdej chwili dorastania swojego potomka. Może jednak podzielić się z nim tym, czego sam nauczył się od życia.
Płyta Simpsona nie jest jednak w żadnym razie nachalnie dydaktycznym zbiorem porad wygłaszanych z wyżyn rodzicielskiego autorytetu. Osoba mówiąca przestrzega także syna przed popełnianiem ojcowskich błędów („Keep Between the Lines”). Przede wszystkim jednak nowy początek związany z narodzinami dziecka jest jednocześnie otwarciem nowej perspektywy dla samego artysty. Tytułowy przewodnik po ziemskiej żegludze staje się okazją do poszukiwania odpowiedzi na pytanie: „kim jestem?”. Kto snuje opowieść i jednocześnie jest jej bohaterem, odsłania się bowiem nie tylko przed innymi, ale także samym sobą.
Obraz, jaki wyłania się z refleksji artysty, nie jest bynajmniej sielankowy i sentymentalny. Przykładowo w przypominającym kołysankę „Breakers Roar” nie brakuje ciemniejszych odcieni, związanych z tęsknotą i obawami przed nieumiejętnością sprostania ojcowskim obowiązkom. Narodziny pierworodnego syna przynoszą jednak świadomość, że prawdziwa męskość nie obawia się miłości i bliskości. Wraz z rodzicielską odpowiedzialnością pojawia się również potrzeba politycznego i społecznego zaangażowania, żeby pozostawić dzieciom choćby odrobinę lepszy świat („Call to Arms”).
Jak dalej potoczy się opowiadana na „A Sailor’s Guide to Earth” historia, jak zostanie zwieńczona? Tego wiedzieć nie możemy. Ale być może dzięki tej płycie pewien chłopiec będzie mógł lepiej zrozumieć swojego ojca.
Country inne niż reszta
„A Sailor’s Guide to Earth” to nie tylko album koncepcyjny, to także album country. Sturgill Simpson niewątpliwie czuje się mocno związany z tą muzyczną tradycją. Słychać to w jego głosie, a charakterystyczne brzmienie elektrycznej gitary hawajskiej pojawia się chyba we wszystkich utworach na płycie. Lecz Simpson chce również tworzyć na własnych warunkach i nie brakuje mu pomysłów, jak się do tego zabrać. Stawia się tym samym w opozycji do głównego nurtu współczesnej muzyki country. W Ameryce gatunek ten uległ bowiem z jednej strony daleko posuniętej komercjalizacji, z drugiej zaś stał się bastionem konserwatyzmu politycznego, ale przede wszystkim muzycznego.
Tymczasem na „A Sailor’s Guide to Earth” oprócz country dużą rolę odgrywa fantastyczna, soulowa sekcja dęta, która ubarwia i przydaje energii kompozycjom. Mamy też inspiracje rockowe, jak w „Brace For Impact (Live a Little)”, i bogate aranżacje na instrumenty smyczkowe, czasem podniosłe, innym razem wyciszone i liryczne. W całym tym bogactwie znalazło się jeszcze miejsce na cover „In Bloom” Nirvany. To dość ryzykowny wybór repertuarowy, ale odmiennie zaaranżowana wersja Simpsona, z pozornie niewielką, lecz kluczową zmianą oryginalnego tekstu, wstydu na pewno mu nie przynosi.
Do najciekawszych utworów na płycie zalicza się też „Sea Stories”. Od strony muzycznej jest to piosenka bardzo bliska tradycji country, ale w warstwie tekstowej odbiega daleko od gatunkowych stereotypów. Zainspirowana przez kilkuletnią służbę artysty w marynarce wojennej, przedstawia ona odbrązowiony obraz wojskowego drylu i żeglarskiej tułaczki.
Prosto do celu
Trudno właściwie przyczepić się do czegokolwiek na „A Sailor’s Guide to Earth”. Brzmienie płyty jest bogate i pełne, lecz nie została ona przeprodukowana. Nie brakuje tu zróżnicowanych kompozycji, wolniejsze utwory przeplatają się z bardziej żwawymi, spokojniejsze fragmenty z tymi, w których tempo i intensywność zostają mocno podkręcone. Dwie, trzy piosenki bledną może nieco w porównaniu z najmocniejszymi punktami albumu, ale nie zakłócają płynności i przyjemności słuchania.
Simpson uniknął też jednego z największych niebezpieczeństw związanych z albumami koncepcyjnymi – rozciągania ich czasu trwania do granic możliwości. Nagrał krążek zwarty, który nic przez to nie traci na bogactwie treści. Wreszcie jednym z największych atutów albumu jest wokal samego Simpsona: mocny, bardzo męski, ale przede wszystkim pełen pasji. Wystarczy posłuchać znakomitego „Call to Arms”, w którym Simpson przy wtórze fenomenalnej sekcji dętej miota żarliwe oskarżenia pod adresem współczesnego militaryzmu i medialno-technologicznego ogłupienia. To utrzymany w najlepszej tradycji protest song, który wieńczy album mocnym akcentem.
Sturgill Simpson podjął duże artystyczne ryzyko, które się opłaciło. Bezpiecznie dopłynął do celu. Chciałoby się więcej równie udanych, poruszających i życiowo mądrych płyt.
Album:
Sturgill Simpson, „A Sailor’s Guide To Earth”, Atlantic, 2016.