Na kilka dni przed wizytą na te wszystkie pytania ciężko udzielić odpowiedzi, ponieważ szczegóły wizyty i jej program otoczone są zaskakującą tajemnicą. Plotki o przylocie przewodniczącego Xi krążyły wśród ludzi związanych z Chinami od dość dawna, lecz pierwsza oficjalna informacja o dacie wizyty pojawiła się dopiero 13 czerwca, a akredytacje dla prasy przyjmowano tylko przez jeden dzień. Oficjalnie ogłoszonego programu wizyty wciąż nie ma (stan na czwartek, 16 czerwca).
A przypomnijmy, że wizyta rozpoczyna się w niedzielę rano… Wolę wierzyć, że to celowa decyzja, a nie przejaw beztroski MSZ. Nieoficjalnie wiele osób twierdzi, że przyczyna zamieszania jest niezwykle prozaiczna – polska strona nie nagłaśnia wydarzenia i nie upublicznia programu, ponieważ chce uniknąć protestów podobnych do tych, które wydarzyły się przy niedawnej wizycie Xi w Czechach. Strona czeska przyjęła Xi z niezwykłą pompą, miasto ozdobiły setki czerwonych flag, wystrzeliły armaty – było pięknie, dostojnie i czołobitnie. Całościowy obraz zakłóciły jednak protesty zwolenników wolnego Tybetu, przeciwników Chin i obrońców zwierząt. I choć witająca swego prezydenta diaspora energicznie zajęła się (ręcznie lub za pomocą drzewców flag) nielicznymi manifestantami, to jednak u chińskich dyplomatów pozostał pewien ślad niezadowolenia. Jak rzadko, nasi urzędnicy postanowili wyciągnąć wnioski z cudzych błędów i prewencyjnie utajnili, co się dało i na jak długo się da.
W efekcie w mediach panuje prawie idealna cisza. W artykułach sporadycznie pisze się, że będą podpisywane jakieś umowy, chyba dotyczące eksportu naszych jabłek do Chin, może o lotnictwie cywilnym, jakaś infrastruktura, może energetyka, atom, coś z kulturą, uznawanie dyplomów – niekonkretne mydło i powidło. Ma się odbyć forum biznesowe związane z Nowym Jedwabnym Szlakiem z udziałem obu prezydentów, będzie także obiad w Łazienkach.
Przeciekła również informacja, że prezydent Duda i przewodniczący Xi mają wziąć udział w powitaniu pierwszego pociągu przyjeżdżającego z Chin do Europy. Nie jest bynajmniej tajemnicą, że pociągi na tej trasie kursują regularnie od kwietnia 2013 r., a pierwszy dojechał w sylwestra 2012 r., więc skąd potrzeba witania akurat tego konkretnego pociągu? Otóż będzie to pierwszy pociąg „pod zjednoczoną marką China Railway Express”. Jest to nowe logo China Railway Corporation i od 10 czerwca każdy wagon jadący z Chin do Europy musi je mieć namalowane na ścianach. Nie ma nic zdrożnego w uroczystym witaniu nowego logo, choćby i skrzynką szampana Moët & Chandon Brut Impérial, obawiam się jednak, że mało kto zarejestruje informację o marce (chyba że szampana). A w powszechnej świadomości wyryje się jedynie zbitka: Chiny–Europa–pierwszy–pociąg, i ciąg skojarzeń łączących kolejowy pozorny debiut z nazwiskami Dudy i Xi.
Pod nielicznymi artykułami dotyczącymi nadchodzącej wizyty znajduje się niekiedy całkiem sporo komentarzy czytelników. Ton i treść ich wypowiedzi odzwierciedla, moim zdaniem, coraz powszechniejszy pogląd pojawiający się w dyskusjach o kontaktach polsko-chińskich. Otóż, w miejsce lewackiej i gnębiącej nasz kraj Unii Europejskiej i lekceważących Stanów Zjednoczonych, Chiny miałyby się stać naszym nowym sojusznikiem. Współpraca gospodarcza z Państwem Środka, zwłaszcza uczestnictwo w nowym banku Azjatyckim Banku Inwestycji Infrastruktualnych (AIIB), założonym jako alternatywa dla Banku Światowego, i dołączenie do projektu „Jeden pas i jeden szlak”, czyli wskrzeszenie azjatycko-europejskiego szlaku handlowego, miałyby zapewnić Polsce olbrzymie korzyści. Krótki felieton nie jest miejscem, w którym można wyczerpująco zanalizować te założenia. Prawda jest jednak taka, że kraje członkowskie UE są – i przez wiele lat jeszcze będą – naszym głównym partnerem handlowym, a Chiny, z wielu powodów, ich nie zastąpią.
Chciałabym zwrócić uwagę na inną rzecz – dużą naiwność wizji relacji polsko-chińskich. Biorąc pod uwagę skalę różnic, choćby taką, że Chiny to mocarstwo, a my – średniej wielkości kraj w małej Europie, i skalę potencjałów, nie możemy być równoprawnymi partnerami. We wzajemnych kontaktach jesteśmy skazani na pozycję słabszego partnera, młodszego brata. Pięknie podsumował nasze dysproporcje Marcin Jacoby w wywiadzie dla Wirtualnej Polski: „Polska jest rowerzystą, który negocjuje z TIR-em, jadącym na czołówkę z prędkością 200 km/h. Co możemy w takiej sytuacji negocjować?”.
Państwo chińskie nie jest organizacją charytatywną marzącą o „podniesieniu Polski z kolan” i zbudowaniu dla nas dobrobytu – państwo chińskie dba wyłącznie o swoje interesy. Jeśli będą one zbieżne z naszymi, współpraca może nam przynieść korzyści. Ale w momencie zmiany priorytetów bez chwili wahania Chiny wybiorą sobie nowego partnera. Boleśnie przekonuje się o tym Afryka. Gdy Chiny potrzebowały afrykańskich surowców, przyjaźń i współpraca kwitła, gdy zapotrzebowanie spadło więzy przyjaźni bardzo osłabły…
Łaska pańska na pstrym koniu jeździ – warto tu przywołać casus Norwegii. Z powodu przyznania w 2010 r. Pokojowej Nagrody Nobla siedzącemu w więzieniu dysydentowi Liu Xiaobo wymiana gospodarcza, kulturalna i kontakty polityczne chińsko-norweskie praktycznie się załamały. Chiny, państwo rządzone autorytarnie, są w stanie z dnia na dzień zerwać umowy, odwołać spotkania na najwyższym szczeblu, wprowadzić zakaz importu towarów. W 2014 r. wyciekło pismo skierowane do rządu norweskiego, w którym strona chińska domaga się przeprosin za Nobla i obietnicy, że w przyszłość żaden inny chiński dysydent jej nie otrzyma. „Zabić kurczaka, żeby wystraszyć małpy” – to chińskie przysłowie doskonale ilustruje politykę rządu chińskiego. Norwegia zachowała się nieodpowiednio i została dotkliwie ukarana, a przy okazji wystraszono innych. Budowanie sojuszu z Chinami wiąże się z poważnymi decyzjami dotyczącymi naszej polityki międzynarodowej. Wykonanie choćby symbolicznych gestów, które mogą nie spodobać się Pekinowi, wiąże się z ryzykiem kary – zamrożeniem kontaktów, wypowiedzeniem umów czy nagłym embargiem na nasze jabłka, wieprzowinę czy jakiekolwiek inne towary. Czy jesteśmy gotowi przyjąć takie warunki współpracy?
Róbmy z Chinami interesy, a o prawa człowieka niech walczą sami Chińczycy! – w takich hasłach przodują miłośnicy niewidzialnej ręki rynku i gospodarczego liberalizmu. Inne kraje mają to w nosie i robią z Chińczykami biznesy, na których zarabiają góry pieniędzy, tylko my jesteśmy naiwniacy – z takimi wypowiedziami spotykam się permanentnie. Pomijając już aspekt etyczny i moralny (nie uznajemy, że obywatelom Chin przysługują takie same prawa jak nam), również pod względem ekonomicznym takie założenia zaczynają być nieaktualne. Zdecydowana większość partnerów handlowych Chin boryka się z tym samym problemem – ujemnym bilansem handlowym. Ciężko, aby był inny, skoro Chiny nie są gospodarką rynkową (Komisja Europejska do końca roku ma wydać decyzję, czy Chiny spełniają warunki gospodarki rynkowej).
Chińska koncepcja Nowego Jedwabnego Szlaku w ostatnich miesiącach spotyka z przeszkodami nawet w państwach Południowo-Wschodniej Azji. Tajlandia stanęła okoniem przy budowie kolei, a Laos też przestał się śpieszyć. Chiny wedle swego uznania dają olbrzymie subwencje wybranym gałęziom przemysłu, przez co niszczą zagraniczną konkurencję. Jak nasz przemysł może stanąć do rywalizacji z takim rywalem? Ile milionów ton jabłek musimy wyeksportować, żeby zapłacić Chińczykom za wybudowanie elektrowni i lotnisk?
Dla Chin jesteśmy obecnie dość ważni, ponieważ przez nasz kraj przejeżdżają pociągi wiozące chińskie towary do Europy. To między innymi dzięki temu utrzymuje się ujemny bilans handlowy w wymianie handlowej Europa–Chiny. Dla rojących wizje o prezydencie Xi, który na białym koniu przywozi receptę na nasze problemy, mam drobną, ale sprowadzającą na ziemię informację. Prezydent Xi, zanim przyjedzie do Polski, odwiedzi Serbię. Dziś na stronie Xinhua królują informacje dotyczące tej wizyty, np. list Xi Jinpinga, który ukazał się w jednej z ważnych serbskich gazet. Serbia jest w nim wychwalana jako wspaniały kraj, odwieczny przyjaciel Chin (czyli od lat 50. ubiegłego wieku), obiecujący partner i kraj, gdzie spotyka się cywilizacja Wschodu i Zachodu. Oprócz pochwalnego listu jest nagranie wideo z prezydentem Serbii, kilka artykułów dotyczących umów handlowych, inwestycji. O wizycie w Polsce? Wywiad z ambasadorem chińskim w Warszawie, dość okrągły i pozbawiony konkretów.
Musimy zdać sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy i nigdy nie będziemy dla Chin tak ważni, jak sobie wyobrażamy i jakbyśmy chcieli. Siła Polski tkwi głównie w członkostwie w UE i sile całego bloku. Pamiętajmy też, że swoje problemy musimy rozwiązać sami, nikt inny za nas tego nie zrobi.