Dużo się ostatnio mówi o kobietach popierających PiS lub z nim związanych oraz o ich poczynaniach na scenie politycznej. Wystarczy spojrzeć na okładki „Polityki” z ostatnich miesięcy: Agata Duda, Janina Goss, Beata Szydło. I wreszcie wszystkie „Lwice Prawicy”, czyli posłanki PiS-u, których jest niemało, bo aż 54, wśród nich te z pierwszego szeregu: Beata Kempa, Beata Mazurek, Krystyna Pawłowicz, Ewa Stankiewicz, Elżbieta Witek, Joanna Lichocka, Elżbieta Kruk oraz Bernadeta Krynicka.

Tym co zdumiewa najbardziej, jest ślepe, bezkrytyczne, a momentami ocierające się o fanatyzm, poparcie samych kobiet dla tak skrajnie antykobiecej polityki, jaką prowadzi Prawo i Sprawiedliwość.

Podcinają gałąź, na której same siedzą

O ile w przypadku rycerzy „dobrej zmiany” ich nieskrywaną wrogość oraz protekcjonalno-pogardliwy stosunek do kobiet o innych poglądach można stosunkowo łatwo wytłumaczyć słabo skrywanym lękiem przed symboliczną utratą dominacji/męskości, o tyle w przypadku kobiet, trudniej o sensowne wytłumaczenie. Dlaczego działają wbrew własnemu interesowi?

Na ciekawy paradoks zwróciła uwagę Elżbieta Turlej w niedawnej „Polityce”. Posłanki PiS-u, również te, które zasłynęły obraźliwymi i pogardliwymi wypowiedziami, to kobiety bardzo dobrze wykształcone (na 54, aż 48 ma wykształcenie wyższe), które w życiu zawodowym ciężko pracowały na sukces i które dostały się do sejmu dzięki… parytetom. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że wszystko zawdzięczają feministkom. Jeszcze 100 lat temu nie mogłyby uczyć się, pracować ani nawet głosować w wyborach, że nikt już nie wspomni o kandydowaniu do parlamentu i byciu premierem! Posłanka Bernadeta Krynicka mogłaby wtedy co najwyżej w kuchni wygłaszać poglądy, że „zdrajcom ojczyzny”, czyli krytykom PiS-u należy się stryczek, a klauzulę sumienia proponować najwyżej kurom, by mogły odmówić znoszenia jajek, które będą później zjedzone przez ludzi.

A jednak mimo to zwalczają feminizm we wszelkich przejawach, podkreślają, że są przeciętnymi polskimi kobietami, cenią tradycyjny podział ról i we wszystkich newralgicznych dla kobiet kwestiach, jak antykoncepcja, edukacja seksualna, przerywanie ciąży czy dostęp do in vitro, wracają Polskę do średniowiecza.

Na myśl ciśnie się obrazek Marty Frej o kobiecie, która piłuje gałąź, na której sama siedzi, podpisany „Jak nie cierpię feministek…”.

To, że niektóre kobiety są „agentkami patriarchatu”, nieraz dużo gorszymi od mężczyzn, i same odpowiadają za wielowiekową opresję swojej grupy, nie jest niczym nowym. Wszak to kobiety wykonują na małych dziewczynkach FGM (ang. Female Genital Mutilation, zwane też obrzezaniem kobiet) czy podżegają swoich synów i mężów do zabijania córek, które „splamiły honor rodziny”. Jak jednak takie zachowania logicznie wytłumaczyć?

„Wstyd za kobiety”

Ciekawym uzupełnieniem tekstu Turlej jest opublikowany kilka dni później krótki film na portalu NaTemat.pl nagrany przez posła PiS-u Dominika Tarczyńskiego z wystąpienia posłanki PO Agnieszki Pomaski. Abstrahując od jego żenujących komentarzy, w filmie słychać wyraźnie głosy jego koleżanek z ław poselskich skierowane do posłanki PO: „Siadaj, wstrętna babo!”, „Zejdź, bo ja ci pomogę!”, „Zjeżdżaj, babo!”, „Złaź z tej mównicy!”, „Stercz sobie!”, „Będzie miny robiła!”, „Boże, nie rób z siebie idiotki, zejdź, bo wstyd za kobiety…”, „Weź, ty plotkaro!”.

Takie komentarze i ordynarny język świadczą o czymś dużo więcej niż tylko o braku elementarnej kultury osobistej i szacunku dla drugiej osoby, których po kobietach „na poziomie” można by oczekiwać. Komentarze te przede wszystkim świadczą o pogardzie i wrogości wobec adresatki, tudzież o skrajnej mizoginii i seksizmie ich autorek. Jak widać, lojalność wobec prezesa i linii partii są ważniejsze niż kobieca solidarność, a nawet przyzwoitość.

Królowe Pszczół

Na takie mizoginistyczne i seksistowskie zachowania kobiet w stosunku do innych kobiet, zwłaszcza tych, którym udało się przebić przez szklany sufit, istnieją oczywiście naukowe wyjaśnienia.

Pomimo panującego stereotypu, mówiącego, że kobiety są niesolidarne w obrębie własnej grupy i zamiast sobie pomagać, kopią pod sobą dołki, rywalizują i stosują przemoc pośrednią, obmowę, plotkę, intrygi, wcale nie jest to zachowanie powszechne, ani też nie dotyczy wyłącznie kobiet (również mężczyźni mają takie tendencje i to w podobnym stopniu). W bardzo ciekawym artykule w miesięczniku „The Atlantic”, pt. „Dlaczego kobiety (czasami) nie pomagają innym kobietom?”, badaczka ze Stanfordu Marianne Cooper rozbiera ten mit na czynniki pierwsze.

Zasadniczo można wyróżnić dwa modele zachowania kobiet względem innych kobiet. Pierwszy, Prawej Kobiety, która wspiera i pomaga innymi kobietom w drodze na szczyt, w imię kobiecej solidarności oraz w wyniku świadomości panującej dyskryminacji, dobrze ilustruje słynny cytat Madeleine Albright o specjalnym miejscu w piekle dla kobiet, które nie pomagają innym kobietom.

Jest też drugi model zachowania tzw. Królowej Pszczół, czyli kobiety, która odniosła sukces, lecz która zamiast używać swojej władzy i pozycji, by pomagać innymi kobietom, kopie pod nimi dołki i działa na ich niekorzyść. Królowe Pszczół zaprzeczają dyskryminacji, mimo że same z jej powodu cierpiały, przebijając się w swoim środowisku.

Model ten jest charakterystyczny dla kobiet, które nie identyfikują się ze swoją płcią, czyli uważają, że ich płeć nie powinna mieć znaczenia w pracy i dla których więzi z innymi kobietami nie są tak ważne. Dystansowanie się wobec swojej płci (czyli kobiet jako grupy i jej interesów) jest sposobem na zdobycie przychylności grupy dominującej, czyli mężczyzn. Kobiety reagują na seksizm i negatywne stereotypy panujące na ich temat wśród mężczyzn właśnie poprzez dystansowanie się od własnej płci i podkreślanie, że same „takie nie są”.

Innymi słowy, w warunkach ograniczonego dostępu do zasobów dla jakiejś grupy, członkowie grupy wykluczanej starają się przypodobać grupie uprzywilejowanej, a wręcz przejmują jego sposób patrzenia na świat i na swoją grupę. Chcą w ten sposób pokazać, ze bardziej „zasługują” na dostęp do tych zasobów niż inni członkowie ich grupy.

To dlatego właśnie, pomimo że feministki walczą w imieniu wszystkich kobiet, a z ich zdobyczy czerpią bez wyjątku wszystkie kobiety (jak choćby wspomniane wyżej prawo do edukacji czy pracy), wciąż łatwiej w Polsce usłyszeć z kobiecych ust zdanie „nie lubię feministek” albo „nie jestem feministką” niż „popieram feminizm”.

Takie podejście obserwuje się też wśród innych marginalizowanych grup. „Społeczne dystansowanie się jest strategią używaną przez wiele jednostek, które chcą uciec od upośledzenia społecznego grupy, do której należą”. Jednak jak zauważa Cooper, społeczne dystansowanie się osób z niedoreprezentowanej grupy może zaszkodzić całej grupie i legitymizować istniejące nierówności.

W przypadku dam „dobrej zmiany” można zaobserwować podobne zachowania. Umniejszają swoje osiągnięcia i podkreślają, że są „normalnymi” kobietami, by przypodobać się mężczyznom ze swojej grupy. Pokazują, że nie są takie jak inne kobiety, zwłaszcza jakieś karierowiczki albo „genderystki” – feministki. Są grzeczne, są normalne i robią to, co się im każe i czego oczekuje od nich kierownictwo partii z prezesem na czele.

„Geniusz kobiety” według PiS-u

Zachowanie i poczynania polityczne kobiet z PiS-u pozwalają też zauważyć ogromną przepaść, jaka zionie między obrazem/stereotypem kobiet lansowanym przez konserwatywno-katolicki światopogląd, a jego praktyczną realizacją przez kobiety, które z tym światopoglądem się utożsamiają.

Polska polityka przypomina jeden z serii memów „Oczekiwania vs. Rzeczywistość”.

Z jednej strony, mamy wzorowany na Matce Boskiej „geniusz kobiety” zbudowany wokół takich cech i ról jak macierzyństwo, troska, wrażliwość, intuicja, ofiarność, wdzięczność, praca, poświęcenie dla najbliższych, serdeczność, ciepło, życzliwość, wrażliwość emocjonalna, delikatność, subtelność, łagodność i miłość.

Z drugiej strony, mamy nasze polskie panie z PiS-u, które wcielając ten ideał w życie, rzeczywiście popadają w stereotyp, ale zgoła inny: kłótliwych kwok, niezrównoważonych bab, niemających własnego rozumu, niepotrafiących działać i myśleć samodzielnie, podporządkowanych mężczyźnie (nie mężowi, ale prezesowi), które szkodzą innym kobietom i zamiast merytorycznie rozmawiać, krzyczą i obrażają.

 

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Adrian Grycuk [CC BY-SA 3.0]; Źródło: Wikimedia Commons.