Chigozie Obioma jest przedstawicielem nowego, niezwykle ambitnego pokolenia pisarzy nigeryjskich. Wychowany literacko na prozie klasyków afrykańskich, Wole Soyinki, Chinui Achebe, Amosa Tutuoli, zdecydował się opuścić ojczyznę i tworzyć – czego specjalnie nie kryje – dzieła adresowane przede wszystkim do czytelników na globalnej Północy. Drogę tę – racjonalną w sensie ekonomicznym, choć jałową z punktu widzenia rozwoju literatur afrykańskich – obrali m.in. Zimbabwejka NoViolet Bulawayo, Etiopczyk Dinaw Mengestu, Kongijczyk Alain Mabanckou, Nigeryjka Chimamanda Ngozi Adichie.
Obioma – imię to można przetłumaczyć na „niech Bóg was błogosławi” – urodził się w Nigerii równo trzy dekady temu. Mieszkał na Cyprze i w Turcji. Obecnie przebywa w Stanach Zjednoczonych. Pracuje jako wykładowca na wydziale literatury i creative writing na Uniwersytecie Stanu Nebraska w Lincoln. „Rybacy” są jego debiutem pisarskim, który zyskał uznanie krytyków, zdobył zaskakująco liczne nagrody i w przeciągu roku doczekał się ponad dwudziestu tłumaczeń.
Prorocy i bratobójcy
Akcja utworu osadzona została w Akure, miejscowości położonej w południowo-zachodniej Nigerii, skąd pochodzi sam Obioma. Podczas czytania „Rybaków” pomyśleć można, że Akure jest prowincjonalną, zabitą dechami mieściną na peryferiach tzw. Trzeciego Świata. Dziś to ponad półmilionowa, prężnie rozwijająca się stolica „Słonecznego Stanu” (Sunshine State) Ondo, regionu zdominowanego przez przedstawicieli plemienia Yoruba.
Narratorem jest dziewięcioletni Benjamin Agwu. Pochodzi z wielodzietnej rodziny (podobnie jak Obioma mający siedmiu braci i cztery siostry). Bracia Benjamina to Ikenna, Bojanonimeokpu, Obembe, David. Siostra ma na imię Nkem. Ich codzienność wypełniają prozaiczne czynności: dzielą czas między szkołę, dom, boisko i wyprawy wędkarskie nad rzekę.
Życie chłopców wywraca się do góry nogami po rozmowie z mężczyzną o imieniu Abulu. To wioskowy szaleniec, jeden z wielu samozwańczych proroków wprowadzających niezdrowy ferment w życie lokalnych społeczności. Ta dziwaczna profesja zyskała na popularności w Nigerii w czasach erozji państwowości i rozchwiania identyfikacji obywatelskich. O pomyleńcach z Akure wspominał choćby Ryszard Kapuściński w „Wojnie futbolowej”: „Tego lata Nigeria dużo się modli. Prasa drukuje modlitwy za zbawienie kraju od dalszych nieszczęść i nawołuje wiernych do wzmożonej pobożności, aby państwo nie pogrążyło się w nieodwracalnym upadku. «Nigerian Daily Sketch» pisze, że «prorok Chrystusowego Kościoła Apostolskiego w Akure wezwał wszystkich wiernych Kościoła do trzydniowych modłów i postów dla ocalenia pokoju i jedności republiki Nigerii»” [1].
Homo sacer przepowiada nastolatkom, że najstarszy z nich padnie ofiarą bratobójstwa. Na skutek serii nieszczęśliwych zdarzeń w każdym z chłopców zachodzi dziwna metamorfoza. Kiełkuje w nich gniew, budzą się demony. Gesty i słowa przestają być zrozumiałe. Wywołują zdziwienie, a czasem i lęk. Irracjonalny strach odczuwany przez młodzieńców staje się zaraźliwy, rozluźnia więzi rodzinne, niszczy zaufanie społeczne – fundament kolektywistycznie nastawionych Afrykanów. Spirala nienawiści i śmierci nakręca się szybko, prowadząc do tragicznego zakończenia.
„Rybaków” da się zatem odczytać jako Bildungsroman, opowieść o dorastaniu w warunkach kryzysu, tudzież przeniesioną w realia afrykańskie wersję podania o Kainie i Ablu – sagę rodzinną ze zbrodnią, szaleństwem i zemstą w tle. Mamy wówczas gotowy scenariusz do kolejnego tasiemca nollywodzkiego. Warto jednak spróbować spojrzeć na „Rybaków” jak na interpretację częstego w afrykańskich postkolonialnych motywu starcia między tradycją a nowoczesnością [2].
Tytułowi rybacy oznaczają nie tylko chłopców błogo oddających się tradycyjnej rozrywce – łowieniu ryb. Ich ojciec potępia to prymitywne w formie marnotrawienie czasu. Chciałby, aby synowie „zostali rybakami, którzy łowią marzenia i którzy nie spoczną, póki nie wyciągną największej ryby z rzeki”. „Rybacy umysłu”, o jakich opowiada nestor rodu, symbolizują zawody związane z ukończeniem wyższych studiów (najlepiej zagranicznych). Nalega on, by synowie wybrali przyszłość lekarza, pilota, profesora i prawnika.
Iluzja nowoczesności rozwiewa się szybko i okrutnie. Wędki przestają służyć do łowienia kijanek. Nie stają się też metaforami ambicji, cierpliwości i nieustępliwości w realizacji kariery. Przeistaczają się w makabryczne narzędzie zbrodni szlachtowania bezbronnego Abulu.
„Otoczeni legionami słów”
Tekst „Rybaków” został najeżony kryptocytatami z oratury Ibo, języka plemienia, z którego pochodzi rodzina Agwu i sam Obioma. Co kilka stron pojawiają się obszerne passusy z przysłów Ibo, odniesienia do ich wierzeń, legend i wzorów kultury. Ozdobniki te najłatwiej wychwycić na początkach kolejnych rozdziałów, otwieranych porównaniami bohaterów utworu do zwierząt.
Podkreślenie wartości języka ibo na kartach „Rybaków” jest gestem, co warto podkreślić, dokonanym przez pisarza od lat funkcjonującego na emigracji. Wybór narzędzia komunikacji stanowi manifest tożsamościowy. Rodzina Agwa żyje w de facto obcym kulturowo środowisku, stanowiąc mniejszość etniczną (matecznikiem Ibo jest wschodnia część kraju). Na ulicy słyszy głównie język yoruba i angielski pidżyn, w domu mówi w ibo. Angielskiego chłopcy uczą się w szkole. Ich rodzice stosują język byłego kolonizatora jedynie w momentach szczególnych, „kiedy słowa miały rozchwiać grunt pod nogami słuchacza”. Posługując się angielskim, Afrykanie nadużywają idiomów i ciężkiego, niezrozumiałego słownictwa. Język ten, jak barwnie stwierdza narrator powieści, „miał moc rycia przepaści między przyjaciółmi czy krewnymi, jeśli tylko jedna ze stron zdecydowała się przyjąć go za własny” [3].
Podziały językowe wśród Nigeryjczyków, namolnie eksponowane przez Obiomę, korespondują z dystynkcjami społeczno-ekonomicznymi. Angielskim częściej posługuje się ojciec – przedstawiciel klasy średniej, pracownik sektora finansowego, zajadły przeciwnik korupcji – rzadziej – matka, gospodyni domowa, sprzedawczyni owoców na targu. Rozmowy o polityce prowadzone są po angielsku, bo w ibo w momencie, w którym toczy się akcja utworu, nie istniały jeszcze odpowiedniki słów-kluczy do opisów demokracji liberalnej.
Zabawa dialektami, mieszanie kodów komunikacyjnych, demitologizacja postkolonialnej polityki językowej przez Obiomę uzmysławiać ma czytelnikowi bogactwo nigeryjskich kultur, ich witalność oraz wzajemne powiązania między nimi. Niestety, ale założenie to jest boleśnie mało odkrywcze. Walka z europocentrycznym stereotypem jednorodności Afryki trwa od dekad i głos Obiomy niczego nowego w tej materii nie wnosi. Dość nachalne przybranie tradycjonalistycznego kostiumu narracyjnego przypomina styl pisarzy afrykańskich z pierwszych dwóch, trzech dekad po Roku Afryki (1960). Współcześni twórcy, choćby Kenijczyk Binyavanga Wainaina, odchodzą od tej banalnej maniery. Szukają nowej formuły komunikacyjnej. Traktują odbiorców swoich książek nie jako ignorantów zapatrzonych w egzotyczne fetysze, maski, tamtamy.
W dalekim tle wielka polityka
Losy rodziny, co wielokrotnie sugerował pisarz, mają odzwierciedlać burzliwe dzieje Nigerii. Autor koncentruje swoją uwagę na trzech procesach w dziejach swej ojczyzny, łącząc je w łańcuch przyczynowo-skutkowy, który ma wyjaśniać rozpad państwowości nigeryjskiej.
Akcja „Rybaków” to trudne lata 90. ubiegłego stulecia. Czasy tzw. Trzeciej Republiki są początkiem końca rządów junt wojskowych oraz zwiastunem narodzin pluralizmu politycznego. Zamachy stanu – ponura norma przejmowania władzy w Afryce Subsaharyjskiej – oraz egzekucje oponentów partyjnych powoli odchodzą do lamusa historii. Na scenie politycznej pojawia się nowy typ mężów stanu – ambitni biznesmeni, przekuwający swój majątek w poparcie wyborcze (w „Rybakach” scharakteryzowano karierę M.K.O. Abioli, który – mimo zwycięstwa wyborach prezydenckich w 1993 r. – trafił do więzienia, gdzie po kilku latach zmarł). Społeczeństwo uczy się metod pokojowej kontestacji (Obioma wspomina strajki w branży paliwowej, które zachwiały ekonomiką kraju). „Przyszłość – jak stwierdza narrator powieści – poddawała się naszej woli. Była niczym białe płótno, na którym jeszcze wszystko można namalować”.
Obioma sygnalizuje powolną ewolucję wyobraźni politycznej Nigeryjczyków na przełomie wieków. Daleki jest jednak od wieszczenia triumfu demokracji. Nigeria opisywana w „Rybakach” jest kolosem stojącym chwiejnie na glinianych nogach, szukającym rozwiązań ustrojowych. Na sukces w skali globalnej przyjdzie jej jeszcze poczekać.
Drugim planem historycznym, do którego często wraca Obioma, jest wojna biafrańska – krwawy konflikt domowy w latach 1967–1970. Dla Ibo pamięć o tych wydarzeniach pełni funkcję mitu założycielskiego wspólnoty etniczno-politycznej. Dyskurs martyrologiczny stanowi istotny komponent w procesie kreowania tożsamości. Bohaterowie „Rybaków” odgrzebują z pamięci Biafrę jako miejsce bolesne, ale niezbędne to oceny teraźniejszości. Narrator mówi o tym w ten sposób: „Ojciec często wspominał o niej [Biafrze] mimochodem: mówił, że przed wojną to czy tamto, a potem kończył stwierdzeniem: «ale to wszystko ucięła wojna»”.
Ostatnim z historycznych punktów odniesienia do narracji „Rybaków” są czasy przed uzyskaniem niepodległości. Przybycie Europejczyków stało się początkiem nieszczęść Ibo: „wszystko się zmieniło, gdy z Europy przybyli koloniści ze swoją Biblią, która wbiła klin między wyznawców Omi-Ali [bóstwo rzeki przepływającej przez Akure] i swojego boga; od tamtej pory ludzie z Akure, teraz głównie chrześcijanie, zaczęli ją postrzegać jako miejsce przeklęte. Pokalane gniazdo”.
Owe „pokalane gniazdo” rodzi zachowania dewiacyjne, czego przykładem jest postać wioskowego wariata Abulu. Przebywa w dwóch rzeczywistościach naraz – „jedną nogą w tej, a drugą w tamtej, niczym nieproszony mediator między dwoma królestwami. Wieści, które przynosił stamtąd, były adresowane do ludzi z naszego świata”. Postać „stracha na wróble”, według Obiomy, stanowi personifikację władz kolonialnych, jego ofiary zaś uosabiać mają ludność Nigerii. Zgodnie z tą interpretacją, samospełniająca się przepowiednia oznacza wytyczenie sztucznych granic państwa. Uwierzenie przez dzieciaki w słowa domorosłego profety nie stanowi jednak aktu świadomej konwersji kolonialnej, w większym stopniu dowodzi łatwowierności i naiwności autochtonów. Decyzję o zamordowaniu wariata rozumieć należy jako dramatyczną próbę emancypacji („gdybyśmy tego nie zrobili, nasi bracia nigdy by nam nie wybaczyli i nigdy nie bylibyśmy wolni”), przełamania dyskursu kolonialnego. Poniesienie kary za śmierć szaleńca symbolizuje akceptację konsekwencji, jakie wiążą się z niepodległością, zmierzenie się z własnym losem.
Myśliciel globalny czy działacz lokalny?
Po publikacji „Rybaków” Obioma został zaliczony w poczet jednego ze stu „Globalnych Myślicieli 2015 roku”, prestiżowego rankingu przygotowywanego przez magazyn „Foreign Policy”. W uzasadnieniu czytamy, że wyróżnienie przyznano „za stworzenie przypowieści o upadku Nigerii”. Krytycy, gloryfikujący młodego pisarza, skupiali się na antykolonialnej, antynacjonalistycznej i proobywatelskiej wymowie dzieła – potępieniu, jak określono to w „Rybakach”, „monstrum, które spłodzili Brytyjczycy, tworząc jedną wielką Nigerię”.
Komentatorzy wychwalają także zaproponowany przez Obiomę model wyjaśniający degrengoladę państwa nigeryjskiego. Przyznać jednak trzeba, że schemat ten – łączący epokę kolonialną, wojnę domową i dyktaturę wojskowych – nie jest specjalnie oryginalny i nie zaskoczy nikogo, kto przeczytał dowolny podręcznik z dziejów Nigerii. Co więcej, podobnych dzieł literackich powstało już nad Zatoką Gwinejską wiele. To częsty motyw u młodego pokolenia pisarzy z Ibo – Chimamandy Ngozi Adichie, Chiki Unigwe czy Chibuzora Obasi. Obiomę wyróżnia z pewnością skuteczny marketing i upór w promowaniu produktu w Stanach Zjednoczonych!
Zwróćmy uwagę na jeszcze jeden drobiazg. Wsłuchując się w wypowiedzi Obiomy, można odnieść wrażenie, że jego sprzeciw wobec ideologii nacjonalistycznej jako narzędzia kolonialnej inżynierii politycznej w rzeczywistości jest głosem poparcia dla secesjonizmu Ibo. Pisarz, delegitymizując ład postkolonialny, podważa jednocześnie architekturę nigeryjskiej federacji. W ten sposób postawa antyokcydentalna staje się, paradoksalnie, pretekstem do promocji poglądów antynigeryjskich.
Przypisy:
[1] Ryszard Kapuściński, „Nigeria, lato ‘66” [w:] tegoż, „Wojna futbolowa. Jeszcze dzień życia”, Czytelnik, Warszawa 1990, s. 139.
[2] Zresztą także historia Kaina i Abla bywa wyjaśniana napięciem między cywilizacją pasterską a cywilizacją rolniczą.
[3] W pierwszym wydaniu książki, która ukazała się nakładem Little, Brown and Company, pojawia się także cała masa amerykanizmów. Wtręty te nie mają większego sensu, interpretować je można jako dowód udanej „akulturacji” językowej Obiomy po drugiej strony Atlantyku. Mogą też stanowić zwykłą ingerencję korekty wydawniczej.
Książka:
Chigozie Obioma, „Rybacy”, przeł. Sebastian Musielak, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016.