Ta historia jest już dobrze znana, chociaż niegdyś znali ją tylko wtajemniczeni. Abraham „Aby” Warburg (1866–1929) pochodził z rodziny świetnie prosperujących bankierów, był najstarszym synem. Po przejęciu majątku ułożył się ze swoimi braćmi w taki sposób, że w zamian za jego udziały w firmie finansowali mu zakupy książek, podróże badawcze i kwerendy źródłowe. Zgromadzone w ten sposób ogromne zbiory piśmiennictwa dotyczącego historii sztuki, głównie antycznej i renesansowej, stały się fundamentem instytucji znanej dziś jako Biblioteka Instytutu Warburga. Jednak z upływem lat pogarszał się stan zdrowia psychicznego badacza. Jego stany psychotyczne nasiliły się do tego stopnia, że trzeba było go hospitalizować, po czym przez resztę życia zmagał się z zaburzeniami schizoidalnymi. Jego współpracownicy i duchowi spadkobiercy – najważniejszym wśród pierwszych był Fritz Saxl, wśród drugich Ernst Gombrich – odnosili się dyskretnie do szczegółów życia swojego patrona, ale w drugiej połowie XX w. legenda jego postaci walnie przyczyniła się do spopularyzowania jego dorobku intelektualnego. Dorobek ten jest dość kłopotliwy.
„Atlas Mnemosyne” to najsławniejsze dzieło Warburga. Na kilkudziesięciu dużych, czarno-białych fotografiach utrwalono w nim zestawy wizualne składające się z reprodukcji ukazujących rozmaite dzieła sztuki, w całości lub we fragmentach, oraz ilustracje, ryciny i wycinki. Wszystkie te materiały w zaprojektowanych przez Warburga aranżacjach miały obrazować istotne przemiany rozmaitych pojęć symbolicznych w wyobraźni artystycznej i społecznej Europejczyków, ugruntowanej na tradycji antyku. Autor jednak nie zdążył opatrzyć ich komentarzem, chociaż wiadomo, że miał taki zamiar. Pozostawił jedynie kilka wstępnych szkiców, tytuły z ideami przewodnimi do poszczególnych zestawów i garść objaśnień do niektórych tablic. Uczeni opracowujący edycje atlasu zdołali zidentyfikować wszystkie umieszczone w nim przedstawienia. Jednak nikt nie wie, jak miała wyglądać zamyślana przez Warburga historia idei wizualnych, dla której miały one być podstawą. Wiadomo tylko, że miała być całkiem inna niż dotychczasowe, miała nadać dziejom artystycznej kultury wizualnej zupełnie inną strukturę, oddać rzeczywistość obrazów pełniej i głębiej. Dlatego niedokończony projekt, jakim jest „Atlas obrazów Mnemosyne”, od kilkudziesięciu lat rozpala wiele umysłów.
Warburg z „Atlasu…” to jeszcze jeden autor, który urodził się za wcześnie. Ucieszyłby się internetem. Mógłby piętrzyć swoje skróty myślowo-obrazowe, wklejając kolejne linki do hipertekstu, zamiast aranżować słabo czytelne reprodukcje na tablicach i fotografować je z jeszcze gorszym skutkiem wizualnym. Dla osób nieznających przynajmniej najsławniejszych oryginałów „Atlas obrazów Mnemosyne” jest, niestety, bezużyteczny – w postaci książkowej większość reprodukcji ma rozmiar znaczka pocztowego. Niekiedy nie jest to przeszkodą, ponieważ każdy wie, przynajmniej ogólnie, co przedstawia „Szkoła ateńska”. Jednak w przypadku iluminacji z późnośredniowiecznych kodeksów czy malowideł i szkiców autorstwa mniej znanych twórców pamięć wizualna będzie pomocna tylko dla niewielu odbiorców tej książki. Ten stan rzeczy wynika z niedopasowania medium, jakim jest książka drukowana, do specyfiki Warburgowskiego pojmowania kultury i jej rozumienia.
Pojęcia ukute przez Warburga – Nachleben („dalsze życie”), bewegtes Leben („życie w ruchu”), Prägung („utrwalanie”) – świetnie oddają płynność nurtu symboli w systemie kultury. Właśnie „płynność” należy uznać za naczelną cechę rzeczywistości kulturowej widzianej przez tego autora. Pojęcie „partycypacji mistycznej”, które Lucien Lévy-Bruhl wprowadził dla opisania życia mentalnego „ludów prymitywnych”, bardzo dobrze nadaje się dla charakterystyki myślenia Warburga, w którym przedstawienia wizualne z różnych epok i obszarów życia symbolicznego nieustannie przenikają się nawzajem w świecie idei, incydentalnie osadzonym w procesie dziejów. Prostacko rzecz ujmując, dla Warburga wszystko łączy się ze wszystkim.
Stary jak świat kultury piśmiennej problem – jak opisać obraz słowem – Warburg rozwiązuje, prezentując obrazy zamiast słów. Jednak ta metoda powoduje inny problem, znacznie trudniejszy. Jak opisać nieruchomymi obrazami proces permanentnego przepływu treści symbolicznych w umysłach ludzkich? Obrazy, których reprodukcje Warburg aranżuje na tablicach, są momentami tego, co nazwał on „bewegtes Leben”. To „życie w ruchu” jest nieuchwytne nie tylko w zapisanych słowach, ale również w namalowanych (albo w jakikolwiek inny sposób wytworzonych) nieruchomych obrazach. Można przypuszczać, że dla Warburga było ono nieuchwytne również w obrazach ruchomych, filmowych. Żaden obraz nie odwzorowuje tego życia, podobnie jak żadna mapa nie jest uwidacznianym przez siebie terytorium, a żaden symbol nie jest tym, co symbolizuje. Problem, który dręczył Aby’ego Warburga aż do granic psychozy, wynika z istoty ludzkiego życia symbolicznego. „Życie w ruchu” można wyłącznie przeżywać. Każda możliwa dla umysłu ludzkiego forma jego konceptualnego uchwycenia – choćby w upłynnionej kategoryzacji w poprzek wszelkich cezur podręcznikowych – jest już jego unieruchomieniem. Nawet gdyby Warburg instalował swoje reprodukcje i wycinki na obracających się tarczach albo w maszynach, które tasowałyby te obrazy i generowały wciąż nowe ich kombinacje według stworzonych przez niego algorytmów – nawet wtedy nie osiągnąłby swojego ideału, jakim było wierne odwzorowanie „życia w ruchu” w nieruchomych reprezentacjach.
Komentarze do dzieła Warburga są bardzo (naprawdę bardzo) uczone. Jest coś paradoksalnego w tym, że im bardziej fragmentaryczny jest stan podstawy jakiegoś przedsięwzięcia intelektualnego, tym cięższa jest budowla egzegez wznoszona na tej podstawie, lecz zarazem jest to naturalne – do ukończonej budowli trudno coś dostawić, a na zarysie fundamentów można budować do woli.
Spośród porównań Warburga do innych autorów najbardziej trafne jest chyba porównanie do Benjamina. Obaj ci autorzy, w „Atlasie…” i w „Pasażach”, zgromadzili ogromny materiał, którego nie opracowali, i wiadomo tylko tyle, że opracowanie miało być rewelatorskie. Ostatecznie okazało się, że rewelacją jest samo zgromadzenie materiału. Dostaliśmy obraz własnej kultury w postaci stosu odłamków. Jak zmyślne dzieci, chcemy je ułożyć, wiedząc, że dorośli, którzy je zebrali i odeszli, chcieli stworzyć z nich coś niesłychanego, do tej pory niewidzianego. Sądzimy przy tym, mniej lub bardziej świadomie, że „rzeczywistość” to materia i jej widome przepływy, a reszta świata tkwi w umysłach ludzkich. Szkoda tylko, że w każdym inaczej.
Książka:
Aby Warburg, „Atlas obrazów Mnemosyne”, redakcja Martin Warnke przy współpracy Claudii Brink, redakcja naukowa wydania polskiego i tłumaczenie z języka niemieckiego Paweł Brożyński i Małgorzata Jędrzejczyk, konsultacja translatorska Tadeusz Zatorski, Narodowe Centrum Kultury, Warszawa 2015.