Julian Kania: Minister Antoni Macierewicz uzasadniał utworzenie Wojsk Obrony Terytorialnej (WOT) koniecznością wobec „zagrożenia imperialnymi działaniami Rosji”. Czy takie wojska mogą nas obronić przed ewentualną rosyjską inwazją?

Waldemar Skrzypczak: WOT na pewno nas nie obronią, ponieważ będą formacją o charakterze lekkim, na dodatek gorzej wyszkoloną niż wojska operacyjne, które są szkolone permanentnie. Zapewne będą dysponowały dość dobrym wyposażeniem, niewystarczającym jednak, by być godnym przeciwnikiem dla pancerno-zmechanizowanych uderzeniowych zgrupowań wojsk rosyjskich. Na ewentualność inwazji potrzebujemy silnych, doskonale wyposażonych, manewrowych wojsk operacyjnych, które będą zdolne do odparcia pierwszego uderzenia wspólnie z jednostkami NATO.

W jakim celu są więc tworzone Wojska Obrony Terytorialnej?

Aby uzupełnić potencjał wojsk operacyjnych. WOT mogą być wykorzystywane na „kierunkach drugich”, np. w rejonach trudno dostępnych czy zurbanizowanych. Mogą wykonywać zadania, do których wojsk operacyjnych po prostu szkoda.

Podobne wyjaśnienie czytamy w uzasadnieniu projektu nowelizacji ustawy o powszechnej obronie Polski: „Terytorium państwa, jego granice i ważne ośrodki administracyjne, centra przemysłowe i inne ważne dla obronności obiekty wymagają ochrony i obrony. Zadaniu takiemu może nie sprostać nieliczna armia zawodowa, zatem niezbędnym jej wsparciem będzie nowy rodzaj Sił Zbrojnych – Wojska Obrony Terytorialnej”. Czy nie jest to właśnie zadaniem regularnej armii?

Nie. Armia ma walczyć w polu, natomiast WOT powinny ją wspierać, broniąc obiektów infrastruktury krytycznej – mostów, elektrowni, fabryk, rejonów trudno dostępnych.

Czy zwiększą polski „potencjał odstraszania”, jak chce Grzegorz Kwaśniak, pełnomocnik Ministerstwa Obrony Narodowej ds. WOT?

Wojska Obrony Terytorialnej nie dysponują potencjałem odstraszania. Ten gwarantuje np. broń jądrowa – jednak w naszych warunkach przede wszystkim silne wojska operacyjne, zdolne podjąć równorzędną walkę z przeciwnikiem dzięki dobremu wyszkoleniu i najnowocześniejszemu uzbrojeniu. WOT nie będą dysponowały sprzętem o najwyższym zaawansowaniu technologicznym, bo tego brakuje i brakować będzie przez wiele lat dla wojsk operacyjnych.

Może w takim razie skupić się na wzmacnianiu regularnej armii?

Zakładam, że formowanie WOT nie zakłóci programu modernizacji technicznej wojsk operacyjnych. Jeżeli będzie inaczej, popełnimy największy błąd strategiczny w naszej historii. Nie wykorzystamy historycznej szansy modernizacji armii, a WOT nie obronią Polski.

————————————————————————————————————————-

Czytaj także pozostałe teksty z Tematu Tygodnia:

Z Grzegorzem Kwaśniakiem rozmawia Łukasz Pawłowski „Nowe wojska specjalne”

Z gen. Romanem Polko rozmawia Łukasz Pawłowski „Żołnierze drugiej kategorii?”

Tomasz Sawczuk „Przeciw militaryzacji polskości”
————————————————————————————————————————-

Z drugiej strony Antoni Macierewicz twierdzi, że wszystkie kraje NATO poza Polską dysponują takimi jednostkami.

Ich tworzenie nie może jednak zdominować polityki wojskowej MON. Zasadniczą częścią sił zbrojnych są wojska operacyjne, nie WOT. Inne państwa mają takie jednostki, ale przede wszystkim zadbały o regularną armię. Nasza jest zaniedbana, wciąż używa poradzieckiego sprzętu.

Jaką rolę pełnią wojska obrony terytorialnej w innych krajach?

Są przygotowane do obrony swoich regionów. W Polsce powinno być podobnie, choć część może być używana eksterytorialnie, czyli przerzucana np. z lubuskiego do obrony wybrzeża morskiego.

Kiedy w 2009 r. likwidowano powszechny pobór do wojska, argumentowano, że nie wygrywa się wojny masowym rekrutem, a wyspecjalizowanymi jednostkami i zaawansowaną technologią. Czy to się zmieniło?

Ówczesny rząd uważał, że wojska specjalne rozwiążą wszystkie problemy każdego konfliktu zbrojnego, co jest nieprawdą. Armia powinna być liczna, dobrze wyszkolona i wyposażona. Jej potencjał budują nie tylko żołnierze zawodowi, lecz także rezerwy. Polskie wojsko w tej chwili liczy 100 tys. osób w etacie pokojowym. Jego etat wojenny wynosi pewnie ponad 300 tys., czyli 200 tys. dojdzie z rezerwy. Czy ci żołnierze są przygotowani?

No właśnie – są?

Nie, bo od paru lat nie szkolimy rezerwy.

A Narodowe Siły Rezerwowe?

To był niewypał. Próbowano zastąpić braki w ukompletowaniu jednostek wojskowych, wydano ogromne pieniądze i zmarnowano ogromny potencjał ludzki, który jest w tej chwili niewykorzystany.

Dlaczego?

Ci ludzie powinni być permanentnie szkoleni, a ich przećwiczono raz i zostawiono samym sobie. Część trafiła do wojska, część jest w cywilu. Żołnierze NSR, którymi nie zajęto się po przejściu szkoleń, stali się wrogami armii. Mówią, że wojsko tylko nimi grało.

Ochotnicy z NSR nie muszą regularnie przyjeżdżać na szkolenia?

Nie muszą, bo tylko część jest żołnierzami rezerwy. Na dodatek byli szkoleni na zwykłą piechotę, a wojska operacyjne także w rezerwie potrzebują specjalistów. Jeżeli np. w batalionie czołgów są w sumie cztery kompanie, z czego w czasie pokoju działa jedna, a trzy pozostają w rezerwie, to czy NSR obsadzi resztę sprzętu w razie potrzeby? Nie, bo żołnierze nie są utrzymywani w gotowości i nie są wyszkoleni w obsłudze specjalistycznego sprzętu.

WOT mają być szkolone co miesiąc.

Jeżeli unikną rotacji żołnierzy, tzn. w jednostce będzie meldowała się za każdym razem ta sama osoba, to się ją wyszkoli. Obawiam się jednak, że rotacja będzie znaczna. Ludzie się zniechęcą, bo ćwiczenia wojskowe mogą być atrakcyjne dwa, trzy weekendy. Potem przyjdzie zima, trzeba będzie pojechać czołgiem w pole i się okopać. Po pierwszym takim wypadzie ochotnicy „zachorują”, niezależnie od motywacji patriotycznej.

Pan generał nie wierzy w naszych chłopców!

Wierzę, ale żołnierka to jest ciężka sprawa… Jeśli jednak żołnierzom stworzy się atrakcyjne warunki szkoleń, będą w nich chętniej uczestniczyć. Dziś nie mamy takich możliwości.

Nie lepiej byłoby więc więcej szkolić rezerwistów, zamiast tworzyć nowe jednostki od podstaw?

Rozwiązań może być wiele. Ważne, by stworzono mechanizmy, które zapewnią wojskom operacyjnym rezerwistów. Przykładowo: brygady WOT mogą szkolić w zakresie podstawowym żołnierzy do wojsk operacyjnych, które potem zrobią z nich specjalistów. Nie warto zaawansowanych jednostek obciążać podstawowym szkoleniem.

Czy stać nas na tworzenie WOT?

Moim zdaniem państwa w tej chwili nie stać na utrzymanie tak licznych Wojsk Obrony Terytorialnej. 17 brygad po 2–3 tys. żołnierzy. Kto ich utrzyma? A do tego musimy doliczyć koszty obsługi. Przecież po weekendowym zjeździe OT nikt nie będzie zamykał bazy na kłódkę. Potrzebni są ludzie, którzy na co dzień będą przygotowywali szkolenia, gromadzili zapasy tak, żeby ci, którzy przyjadą raz w miesiącu, mieli wszystko gotowe.

Mamy teraz inne potrzeby, a Rosjanie nie stoją u bram. Mają tyle problemów z Ukrainą, Gruzją, Osetią, Karabachem, Wyspami Kurylskimi czy Chinami, że nas teraz nie napadną. Po co mieliby zaczynać wojnę z NATO? Skończyłaby się dla nich katastrofą.

Czy zatem WOT są Polsce w ogóle potrzebne?

Są potrzebne, bo będą uzupełnieniem wojsk operacyjnych, ale ich tworzenie nie może pochłaniać lwiej części budżetu armii. Tymczasem budowa WOT w takiej skali, w jakiej chce rząd, zablokuje program modernizacji technicznej wojska. Trzeba też pamiętać, że sformowanie, wyposażenie, uzbrojenie i wyszkolenie brygady OT aż do uzyskania pełnej zdolności bojowej zajmuje co najmniej trzy lata. To się nie dzieje z dnia dzień, a nie wolno kosztem wojsk operacyjnych oraz ich zdolności bojowych budować WOT.

Czy nie można tych dwóch celów pogodzić?

Odpowiem panu po żołniersku: Kto dzieli równo, ten ma… nic.

 

*Ikona wpisu: autorka ilustracji: Anna Rabsztyńska