„Are you kidding?” – taki tweet na oficjalnym profilu agencji Xinhua pojawił się po opublikowaniu rankingu z ostateczną liczbą zdobytych w tym roku złotych medali. Jednak to nie był okrutny żart. Tweet szybko zniknął, ale niedowierzanie pozostało. Jak to możliwe, że Chiny przegrały z Wielką Brytanią?! Przecież chińscy sportowcy są najlepsi na świecie, a Chiny – sportową potęgą! Okazało się jednak, że po sukcesie w 2008 r., kiedy Chiny zdobyły 51 złotych medali i który miał być potwierdzeniem mocarstwowości tego kraju również w sporcie, kolejne igrzyska przynoszą rozczarowania. Olimpiada w Londynie – 38 złotych medali, w Rio – zaledwie – 26. Wygląda na to, że zwycięstwo w 2008 r. było jednorazowym zrywem, podyktowanym przez ambicje gospodarzy pragnących oszołomić świat i swoich obywateli. Skończyło się gospodarzowanie, zniknęły worki medali.
Prawdę mówiąc, zajęcie trzeciego miejsca nie jest czymś uwłaczającym (prawda, Polski Komitecie Olimpijski?), ale dla Chin, marzących o najwyższym miejscu na podium, to bardzo bolesny policzek. Najliczniejsza ekipa w historii, 710 osób w tym 416 zawodników (pośród nich 35 złotych medalistów z poprzednich olimpiad), miała zagwarantować drugie miejsce. Coś jednak poszło nie tak i od pierwszego dnia chińscy sportowcy, nawet w dziedzinach, w których tradycyjnie koszą przeciwników, jak badminton, gimnastyka czy pływanie, osiągali wyniki poniżej oczekiwań (czytaj: wszystko poniżej złota). Zła passa trwała przez cały czas zawodów, zakończyła się trzecim miejscem i zostawiła absmak wśród widzów spragnionych co najmniej drugiego miejsca. Sytuację próbowały ratować chińskie media, podliczając liczbę wszystkich medali i dumnie obwieszczając, że tak właściwie to Chiny były drugie (70 medali), a Wielka Brytania trzecia (67 medali).
Partyjna gazeta „China Daily” cierpko wypomniała brytyjskim sportowcom, że za ich sukcesem stoi ordynarna kasa, bowiem na przygotowania na olimpiadę i paraolimpiadę Wielka Brytania wydała ponad 350 mln funtów. Urocza przygana ze strony kraju, który nawet nie publikuje danych na temat swoich nakładów na sport olimpijski… Agencja prasowa Xinhua samodzielnie rozwiązała zagadkę wyjątkowych żniw Brytyjczyków, twierdząc, że to wynik następującej kombinacji: szczodrego finansowania, zaawansowania technologicznego i naukowego podejścia do treningów (czy obecnie bez tych trzech czynników gdziekolwiek można wychować olimpijskiego czempiona?). Nie bez cienia satysfakcji zauważyła również, że za brytyjskim złotem w skokach do wody stoi były trener chińskiej reprezentacji olimpijskiej, Chen Wen.
Po rozgryzieniu źródeł cudzego sukcesu zabrano się również za przyczyny własnej porażki. Wymieniono ich wiele: młodzi, niedoświadczeni zawodnicy (dla 70 proc. chińskich sportowców był to pierwszy występ na igrzyskach); skostniały system finansowania; złą organizację pozyskiwania talentów oraz ich szkolenia; sekowanie chińskich zawodników; zmianę nastawienia młodych sportowców. Ten ostatni punkt przewija się bardzo często w opiniach i zawodowców, i laików. Obecna młodzież to pokolenie jedynaków, oczka w głowie rodziców. Nie są w stanie równie wytrwale jak ich starsi koledzy „jeść goryczy”, jak w Chinach określa się umiejętność znoszenia wysiłku, bólu; gotowości do wielu lat poświęceń i pracy. Bycie sportowcem nigdzie nie jest łatwe, ale w Chinach często wiąże się z opuszczeniem rodziny w wieku kilku lat (utalentowane 5–6 latki przenosi się do specjalnych szkół sportowych z internatami), treningami po kilkanaście godzin dziennie i rezygnacją ze wszystkiego, co nie wiąże się z doskonaleniem sportowym. Przynajmniej tak było do niedawna, gdy dzieci z biednych rodzin były gotowe na każde poświęcenie, widząc w sporcie swoją życiową szansę. Obecne nastolatki mają przed sobą wiele ścieżek rozwoju i kariery, chcą – czemu trudno się dziwić – cieszyć się życiem.
Ale tak naprawdę chińscy sportowcy staną przed prawdziwym wyzwaniem dopiero za cztery lata. Igrzyska w Japonii, u największego obecnie wroga Chin, staną się symbolicznym polem bitwy, a zawodnicy – żołnierzami walczącymi o honor kraju. Można być pewnym, że władze zrobią wszystko, co będą w stanie, i nie będą żałować juanów na trenerów, sprzęt i treningi.