Dwie najpopularniejsze ostatnio krytyki III RP – autorstwa Jarosława Kaczyńskiego i Marcina Króla – posiadały wspólne założenie. Zakładały mianowicie, że postkomunistyczna Polska obciążona jest grzechem pierworodnym. Ich autorzy sądzili, że system ten zgnił u samych podstaw i jedyne, co mogłoby go uzdrowić, to rozpoczęcie wszystkiego od nowa. Sądzili tak z różnych powodów, ale w ich zgodnej opinii na ławie oskarżonych zasiąść miał „liberalny establishment”.

III RP w ostatnich latach poddawana była druzgocącej krytyce zarówno z lewej, jak i prawej strony. O ile krytyka ze strony lewej koncentrowała się na niewrażliwości elit na nadmierne nierówności społeczne, prawica, która doszła do władzy, zaatakowała coś więcej – samą ideę demokracji liberalnej, jako moralnie odrażającą, a praktycznie konserwującą postkomunistyczny ład. Krytyki owe wpisały się w kontekst międzynarodowy, ponieważ „(neo)liberalny establishment” został na różne sposoby zaatakowany w pierwszej kolejności na Zachodzie.

Poza PiS-em i KOD-em

Przed polskimi liberałami dziś stoją dwa poważne wyzwania: uporać się z niekorzystnym układem sił politycznych w kraju, w którym następuje antyliberalny zwrot polityczny, i odpowiedzieć na potężną krytykę istniejącego ładu, która wykracza poza problemy polityki krajowej. Nie sposób rozwiązać problemu pierwszego, jednocześnie ignorując drugi. Wbrew temu poglądowi, znaczna część polskich elit stała się przede wszystkim obrońcami status quo. Przejawem takiej postawy jest działalność Komitetu Obrony Demokracji. Tęsknota do świata, którego już nie ma – świata KOR-u, działalności podziemnej i politycznej czystości – łączy tę organizację z Prawem i Sprawiedliwością wspólnym kodem moralnym. Zmieniają się tylko bohaterowie.

W warunkach stabilnej liberalnej demokracji liberałowie pretendują często do pełnienia roli bezstronnych arbitrów. Ale scena polityczna przesunęła się w prawo i pozycja arbitra nie jest możliwa do utrzymania. | Tomasz Sawczuk

W 1935 r. nie było PiS-u i nie było KOD-u, ale co do sytuacji liberalizmu sprawy wyglądały zaskakująco podobnie. Jeden z najważniejszych amerykańskich myślicieli pisał wtedy: „Liberałowie sprzed ponad wieku byli w swoich czasach potępiani jako wywrotowi radykałowie i dopiero po ustanowieniu nowego porządku gospodarczego stali się apologetami status quo czy raczej ludźmi zadowolonymi z istniejącego układu społecznego. Jeżeli zdefiniować radykalizm jako dostrzeganie potrzeby radykalnej zmiany, to dzisiaj każdy liberalizm, który nie jest radykalizmem, jest nieistotny i skazany na porażkę”.

Tak samo dziś – jeżeli liberalizm nie stanie się radykalny, zostanie skazany na porażkę, a choćby dzięki wypaleniu PiS-u odniósł polityczny sukces, okaże się nieistotny, martwy.

Uwolnić się od konserwatywnych korzeni

W aktualnych warunkach warto wysunąć dwa postulaty. Po pierwsze, polski liberalizm powinien mówić własnym głosem i porzucić konserwatywne korzenie. W warunkach stabilnej liberalnej demokracji liberałowie pretendują często do pełnienia roli bezstronnych arbitrów, którzy próbują godzić sprzeczne roszczenia różnych stron sporu. Ale scena polityczna przesunęła się w prawo i pozycja arbitra nie jest możliwa do utrzymania.

Nie jest też pożądana. Musi być ktoś, kto przeciąga linę w stronę polityki bardziej progresywnej, zaabsorbowanej kwestią indywidualnej wolności. Dawną otwartość względem różnych środowisk utrzymać można raczej jako żądanie pluralizmu, jasno stawiając sprawę tego, że konserwatywna wizja społeczeństwa stoi w konflikcie z liberalnymi wartościami. Prawdziwa demokracja – termin, którym lekkomyślnie szafuje rząd Beaty Szydło i który trzeba politycznie przejąć – polega bowiem na uznaniu jak największej grupy ludzi za jej pełnoprawnych obywateli.

Polski liberalizm powinien promować ideę społeczeństwa inkluzywnego jako zabezpieczającego interesy materialne jego członków. | Tomasz Sawczuk

Weźmy przykład rosnącej obecności organizacji skrajnych w sferze publicznej. Nie wystarczy rozumieć emocji stojących za postawami części prawicowej młodzieży i wkomponować ich w szerszy pejzaż społeczny, na który w założeniu nie mamy wpływu. Należy domagać się od władzy, by jasno określała swój stosunek do skrajnej prawicy. W tej sprawie nie ma bowiem trzeciej drogi: może albo stać się jej zakładnikiem, albo stać po stronie liberałów. W tej chwili PiS bierze nacjonalizm w pakiecie, coraz bardziej naciskając na jednorodność obywateli, a równocześnie dalej udaje partię umiarkowaną.

Wyjść poza wolnorynkowy dogmatyzm

Po drugie, polski liberalizm powinien promować ideę społeczeństwa inkluzywnego jako zabezpieczającego interesy materialne jego członków. Dogmaty ekonomiczne zastąpić musi czysty pragmatyzm zorientowany na systemowe wspieranie równości szans i równych możliwości uczestnictwa w demokracji.

Mogłoby się wydawać, że w postulacie takim nie ma nic przełomowego. Trzeba jednak pamiętać, że z jednej strony polska sfera publiczna wciąż pełna jest pogardy lub lekceważenia wobec ludzi pochodzących z innych sfer społecznych, a z drugiej, że skupiony na materialnych interesach, świadomy ograniczeń instytucjonalnych, propaństwowy reformizm jest w warunkach polskiego rozgorączkowania i wiecznej egzaltacji stanowiskiem radykalnym.

Jeżeli dla przykładu spojrzymy na PiS-owski program Rodzina 500+, należy oceniać jego praktyczną skuteczność w kwestii wyrównywania szans, w szczególności w powiązaniu z pozostałymi programami państwowymi. Daje to szerokie pole do krytyki, ale nie akceptuje napuszczania publiczności na jego beneficjentów.

Fot. Adrian Grycuk. Źródło: Wikimedia Commons.
Fot. Adrian Grycuk. Źródło: Wikimedia Commons.

Biorąc ludzi poważnie

Wobec tak postawionych celów zgłosić można szereg wątpliwości. Przede wszystkim trudno powiedzieć, czy mogą zostać zrealizowane pod sztandarami liberalizmu. Wydaje się, że sztandary te są chwilowo bezużyteczne.

Ale nic straconego, nie ma potrzeby przywiązywać się do etykiet. Lepiej wyglądać ponad bieżące podziały polityczne i wspierać korzystne sposoby myślenia tam, gdzie to możliwe – traktować poważnie społeczeństwo – niż oczekiwać na warunki, w których wszystkie dobre reformy staną się możliwe, a filozofowie staną się królami. Warunki takie nigdy nie nadejdą, niezależnie od tego, kto przejmie władzę po PiS-ie.

***

Czytaj także esej Tomasza Sawczuka „Co po Tusku? Przyszłość polskiego liberalizmu”:

Część pierwszą pt. Uwolnić się od konserwatywnych korzeni opublikowaliśmy w „Kulturze Liberalnej” z 26 stycznia 2016 r. (nr 368).

Część drugą pt. Wyjść poza wolnorynkowy dogmatyzm”, opublikowaliśmy w „Kulturze Liberalnej” z 2 lutego 2016 r. (nr 369).

————————————————————————————————————————-

W Temacie Tygodnia ponadto:

Jarosław Kuisz  2016. Bronię liberalizmu

Karolina Wigura Dlaczego w Polsce po 25 października 2015 r. nic się nie zmieniło

Łukasz Pawłowski Tęsknota za liberałem

————————————————————————————————————————-