Ktoś nacisnął dzwonek alarmu kilka dni temu, na profilu Dziewuchy Dziewuchom. Wrzucił taki oto, niewinnie wyglądający z pozoru fragment: „Rozstrzygnięcie przez Sejm wniosku o uzupełnienie porządku dziennego o punkt: Informacja Ministra Zdrowia w sprawie zapewnienia przez państwo realizacji warunków terminacji ciąży określonych w art. 4a ustawy z dnia 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży”. Rozstrzygnięcie ma nastąpić w tym tygodniu – 13 lub 14 września.
I ta wiadomość otwiera serię pytań. Czy porządek dzienny zostanie uzupełniony o informację ministra zdrowia? Co będzie w tej informacji? Czy tak oto zaczyna się oficjalnie zmienianie ustawy dotyczącej aborcji? Tej ustawy, która nazywana jest „zgniłym kompromisem”, a której od ponad 20 lat nie odważył się zmienić żaden rząd? Czy w zamian za 500+ PiS postanowi odebrać nam, kobietom, prawo decydowania o własnym życiu? Czy rzeczywiście Kościół i liczne w Polsce organizacje pro-life tak bardzo wsparły w wyborach partię Jarosława Kaczyńskiego, że teraz nie ustąpią i uda im się wymóc głosowanie nad projektem obywatelskim, który przeczy nie tylko prawom człowieka, ale i ludzkiej godności? Czy Kościół myśli, że większa liczba rodzonych z musu i ze strachu dzieci przełoży się na podniesienie liczby owieczek w wyludnionych świątyniach? Mogłabym długo tak pytać, choć przecież w podobnych projektach nie o sens, nie o życie chodzi, ale o wyższość racji, o bycie świętszym do papieża, o przewodnictwo duchowe związane z odczuwalną bliskością Boga.
Żyjemy w kraju, w którym ludzie potrafią modlić się do szyby, bo komuś się wydaje, że w niedomytych smugach ukazuje się Matka Boska. Czy więc w związku z tym można też przekonać ich do prawa zamykającego kobiety w więzieniach za utratę ciąży? Czy kobiety w Polsce trochę za głośno mówią na ulicach, więc czas je uciszyć? Trochę za dobrze się uczą, zajmują zbyt dobrze płatne miejsca pracy, za głośno się skarżą i za często manifestują swoje prawo do niezależności i godności, że czas pokazać im, gdzie jest ich miejsce? Że sensem ich życia jest przyjęcie każdego świętego nasienia i życia, hodowanie w sobie tylu dzieci, ile się da, kosztem życia swojego, bo to kobiece już święte nie jest.
Jakie to życie będzie – czy zdrowe, czy ułomne, czy ciężko upośledzone – to już Kościoła czy organizacji pro-life nie interesuje. Oni są od zakazów, a nie od pomocy społecznej. Poza tym przecież wiadomo, że nieodpłatna praca opiekuńcza w Polsce – w tym kraju hołubiącym chłopców, ale do niechcianych prac potrzebującym dziewczynek – leży po stronie kobiet. Więc niech rodzą i niech się zajmują, no i niech siedzą w domu.
W miniony weekend w Łodzi i Trójmieście zorganizowano happeningi, podczas których żegnano – nawet przy użyciu trumny i klepsydry! – świętej pamięci prawa kobiet. Takie wykorzystanie symboliki pogrzebowej może budzić oburzenie, wielu może uważać, że przedwcześnie płacze się nad pustym jeszcze grobem. Ale nic się nie dzieje bez przyczyny. Odkąd brak logiki, sensu i poszanowania prawa wkroczył do polskiego sejmu, trzeba czuwać nad tym, co się zmienia w kwestii praw człowieka. Czuwać i mieć refleks, bo gdy nagle po cichu ogłoszą koniec praw (jak prawa do aborcji) albo nowe prawa (jak przyzwolenie na bicie za mówienie w obcym języku w miejscu publicznym albo za wygląd) – jak najszybciej trzeba zadąć w róg i ogłosić to światu. Mieć czas na reakcję.
18 września o godz. 11.55 pod sejmem rozpocznie się demonstracja pod hasłem „Ratujmy kobiety”. To może być ostatni dzwonek, żeby zaprotestować. To może być też ostatnia okazja, żeby pokazać obecnej władzy, jak wielka potrafi być siła pokojowego protestu w tej sprawie. To może być ten moment, kiedy naprawdę trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć działać. Bo naprawdę nie stoi za nami nikt, kto zrobi to za nas.
* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: OpenDemocracy; Źródło: Flickr.com