Twórcy filmu i jego polityczni poplecznicy, czyli partia, rząd i prezydent z PiS-u, odrzucają zawartą w tzw. raporcie Millera oficjalną wersję wydarzeń katastrofy pod Smoleńskiem. Ich zdaniem, jest ona oparta na podwójnym kłamstwie, które niczego nie wyjaśnia, a ma jedynie na celu ukrycie prawdy. Nie ma na to dowodów? Tym gorzej dla nich.
Owo „podwójne kłamstwo” miało zostać wyprodukowane, zdaniem twórców „Smoleńska”, przez sprawnie działający aparat propagandy (trudno nie skojarzyć filmowej stacji TVM-SAT z TVN-em), który tuż po katastrofie przystąpił do rozpowszechniania kłamliwych informacji o błędzie pilotów rządowego Tupolewa. Z biegiem czasu zaczęto dodawać do tego pierwszego kłamstwa kolejne nieprawdy, takie jak tę o nieprawdopodobnej, wedle zwolenników tezy o zamachu, obecności generała Błasika w kabinie pilotów, o zmanipulowanej historii nacisków na pilotów w Gruzji czy informację o alkoholu we krwi generała. Wszystko zaś po to, by uwiarygodnić kłamstwo główne, czyli to o błędzie pilotów i fatalnej organizacji podróży do Smoleńska. Uznajecie wersję z raportu Millera za prawdziwą? Zostaliście zmanipulowani. Tak twierdzi PiS.
Paradoks polega jednak na tym, że „Smoleńsk” Krauzego zbudowany jest wedle tej samej formuły. Ma tłumaczyć rzekome kłamstwa propagandy i jej aparatu, tyle że sam posługuje się opisywanymi przez siebie metodami. Bo co też wydarzyło się pod Smoleńskiem? Wedle PiS-u Tusk z Putinem doprowadzili do śmierci Lecha Kaczyńskiego z małżonką oraz 94 innych osób. To kłamstwo główne. Kłamstwa poboczne to historie wzajemnie powiązanych, tajemniczych śmierci świadków spisku, dobijanie rannych katastrofy, złe traktowanie protestujących przed krzyżem przy Pałacu Prezydenckim, a nawet przebudowa salonki dla VIP-ów, też uczestniczącej w zmowie. Brak dowodów spisku przeciw Lechowi Kaczyńskiemu? Tym gorzej dla nich.
Polityczne credo PiS-u sprowadza się do tego: politycznych wrogów umieścić na listach narodowej hańby, realizować sen o wielkiej, przenikniętej duchem narodowo-rewolucyjnym Polsce „emerytowanego zbawcy narodu”. | Adam Puchejda
Z punktu widzenia widocznego w polskim społeczeństwie podziału politycznego można zapytać, która prawda lub które kłamstwo wygra i zyska społeczne poparcie. Krytykowana w filmie wersja „błędu pilotów” i fatalnie przygotowanej wizyty czy też wersja „morderstwa dokonanego przez Rosjan” i spisku niepolskich elit, które – jak można przeczytać na niektórych prawicowych portalach – nieprzerwanie od 1944 r. aż do dziś sowietyzują polskie umysły?
W sensie politycznym nie ma znaczenia, czy „Smoleńsk” jest artystycznie dobry, czy zły. Ważniejsze jest, ile osób go zobaczy i czy zostanie w nich choć cień wątpliwości co do wciąż jeszcze dominującej wersji prawdy (nieprawdy?), czyli tej z raportu Komisji Millera i komisji prokuratury – wersji racjonalnie dowiedzionej i opisanej przez ekspertów, mających dostęp do danych, sprzętu i profesjonalnej wiedzy.
Czy jeśli film zostanie pokazany w każdej podstawówce, gimnazjum i liceum, w każdej salce parafialnej, w każdym klubie „Gazety Polskiej” i przy okazji każdej państwowej uroczystości, jeśli zostanie ponownie przemontowany i wrzucony do internetu w formie atrakcyjnych klipów, to przemówi do przyszłych wyborców Prawa i Sprawiedliwości? Czy będzie czymś więcej niż tylko spłatą długu wobec wiernych wyznawców smoleńskiego spisku? Czy za parę lat kłamstwo o zamachu smoleńskim stanie się prawdą o jednej z największych tragedii w historii polskiego państwa? Nie można tego wykluczyć.
Gdy wkraczamy na teren teorii spisku, każda obserwacja, nieważne, związana czy niezwiązana z opisywanym zdarzeniem, może posłużyć do snucia kolejnych mniej lub bardziej prawdopodobnych wersji historii. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia, bo nie chodzi tu o wyjaśnienie czegokolwiek, tylko o umocnienie i podgrzanie podziału na tych, którzy w spisek wierzą, i tych, którzy uznają go za rojenia szaleńca.
Im więcej osób znajdzie się w obozie smoleńskim, tym łatwiej będzie wygrywać kolejne wybory i rządzić niepodzielnie przez kolejne lata. Do tego, jak się zdaje, sprowadza się credo PiS-u – zwyciężyć, politycznych wrogów umieścić na listach narodowej hańby i zacząć realizować sen o wielkiej, przenikniętej duchem narodowo-rewolucyjnym Polsce „emerytowanego zbawcy narodu”.
Mimo artystycznej mierności, „Smoleńsk” Krauzego politycznie może okazać się dziełem wybitnym. Nie jesteśmy z tego zadowoleni? Tym gorzej dla nas.