Przykładów znamy całą masę. Wprowadzenie w Polsce 19 proc. liniowego podatku dochodowego dla przedsiębiorców (wcześniejsza stawka maksymalna 40 proc.) spowodowało wzrost wpływów podatkowych z 21,5 mld w 2003 do przeszło 28 mld w 2004 – skok 30 proc. Obniżka stawki podatku VAT w Rumunii z 24 do 20 proc. zaowocowała wzrostem łącznych wpływów podatkowych o 7 proc. Z drugiej strony, niemal coroczne podwyżki akcyzy powodują załamania wpływów. Na przykład po podwyżce akcyzy na alkohol w 2014 r. o 15 proc. wpływy z akcyzy spadły o pół miliarda złotych.
Wszystko wynika z tego, że jednym z głównych problemów z podatkami w ekonomii jest to, że można ich unikać. A metod na unikanie jest wiele.
Po pierwsze, możemy unikać przedmiotu obłożonego podatkiem. Wyższy podatek na wódkę? Pijemy mniej. Wyższe obciążenie pracy? Mniej pracujemy. To absolutnie pewny i legalny sposób unikania podatków. To także powód, dla którego będziemy mieli ogromne problemy ze sfinansowaniem systemu emerytalnego – podnoszenie składek zaowocuje emigracją lub biernością zawodową.
Po drugie, wysokie podatki to znaczące koszty, które prowadzą do odwiecznej zabawy w kotka i myszkę z fiskusem. Obecnie zwie się to „optymalizacją podatkową”, a dzięki globalizacji jest dość proste – zwłaszcza w zakresie podatków dochodowych – i polega na przykład na rejestracji działalności gospodarczej w krajach o niższych stawkach opodatkowania. Trudniej w ten sposób unikać podatków od konsumpcji czy od majątku.
Wreszcie, po trzecie, metodą unikania podatków jest wycofanie się z oficjalnego rynku. Zwykle oznacza to przeniesienie się do szarej strefy. Niekoniecznie muszą to być działania nielegalne. Zamiast kupować pewne towary czy usługi, możemy często wytwarzać je sami, tym samym zmniejszając zapotrzebowanie rynkowe.
Wszystkie te sposoby przekładają się na zmniejszenie wpływów podatkowych. A te stanowią iloczyn bazy podatkowej (czyli tego, co mamy do opodatkowania: czy to będzie dochód, konsumpcja czy cokolwiek innego) i stawki. Niestety wielu polityków uważa, że dobrym modelem wskazującym wpływy podatkowe po podniesieniu stawki jest po prostu zmiana tego drugiego parametru. Tymczasem wszystkie trzy wymienione powyżej zjawiska mogą powodować zmniejszanie bazy podatkowej przy wzroście stawek. Zatem to, czy wpływy podatkowe rosną wraz ze wzrostem stawek, zależy od tego, jak szybko spada baza podatkowa. Jako że wraz ze wzrostem stawki opisane mechanizmy działają co raz mocniej, można się spodziewać, że istnieje pewne maksimum podatków, które można ściągnąć, a dalsze zwiększanie stawki spowoduje obniżenie podatków.
Ta koncepcja jest znana jako „krzywa Laffera”, choć Artur Laffer bynajmniej jej nie był jej wynalazcą – najstarsze znane jej wspomnienie pochodzi z XIV w. z prac Ibn Khalduna. Laffer jedynie przedstawił ją urzędnikom w administracji amerykańskiego prezydenta Geralda Forda, postulując obniżenie podatków, by zwiększyć wpływy budżetowe. Ograniczył się do podatku dochodowego i stwierdził, że przy zerowej stawce rząd nie dostaje nic, przy 100 proc. stawce również (bo ludzie odmówią oddania państwu całości swoich dochodów) – co oznacza, ze między tymi dwoma punktami musi istnieć jakieś maksimum.
To, wydawać by się mogło, logiczne doprecyzowanie służy po dziś dzień do atakowania zdroworozsądkowej konkluzji dotyczącej stawek i podatków. Otóż okazuje się, że nawet przy 100-procentowym podatku dochodowym wpływy podatkowe są niezerowe – jak zaobserwowano chociażby w Rosji, gdzie w latach 90. efektywny podatek dochodowy od niektórych firm wynosił nawet powyżej 100 proc. W takiej sytuacji firmy operują głównie w szarej strefie, gdzie generują dochód dla właścicieli, ale jednocześnie utrzymują niezbędną legalną część działalności potrzebną do tego, by funkcjonować na rynku. Innym problemem jest to, że punkt maksymalnego poboru podatków nie jest możliwy do teoretycznego obliczenia. To, po której stronie maksimum się znajdujemy, okazuje się przy zmianie stawki podatku – wtedy obserwujemy, czy wpływy podatkowe maleją, czy rosną. Jednak biorąc pod uwagę bezwładność systemu podatkowego, szukanie maksimum „po omacku” nie wchodzi w grę.
Wydawać by się mogło, że krzywa Laffera powinna być wykorzystywana przede wszystkim przez gospodarczą lewicę, która zwykle postuluje maksymalizację roli państwa – w tym opodatkowania. Teoria ta daje wskazówki, jak zmieniać system podatkowy, by maksymalizować wpływy budżetowe. Jednak pomieszanie pojęć, o jakim wspomniałem na początku, powoduje utożsamienie podnoszenia stawek i podnoszenia podatków. Zatem sugestie, by podnosić wpływy przez obniżanie stawek, spotykają się w najlepszym razie z podejrzliwością, a przeważnie z wrogością, bowiem wysokie stawki to w odczuciu lewicy nie tylko wysokie wpływy, ale przede wszystkim wyraz sprawiedliwości społecznej i sposób wyrównywania nierówności ekonomicznych. Wygląda na to, że motyw „równościowy” przeważa tu nad motywem rozbudowywania wielkości państwa.
Tymczasem zwolennicy niskiego opodatkowania powinni odrzucać koncepcje krzywej Laffera – bowiem osiągnięcie maksimum jest z ich perspektywy najgorszym możliwym rozwiązaniem. Powinni zatem nawoływać do podnoszenia stawek, kiedy są one już wysokie (maksimum zostało już przekroczone), bo doprowadzi to do obniżenia wpływów z podatków. Co sprytniejsi rzeczywiście tak robią – choć z wyraźną ironią.
Jest jednak trzecie podejście. Poza skrajnymi etatystami, mało kto uważa, że państwo powinno pobierać maksimum możliwych podatków. Podatki mają pokryć wydatki, nie szkodząc zbytnio gospodarce. Skoro te same wpływy budżetowe (poza maksimum) można zrealizować przy różnych stawkach, to powstaje pytanie, czy ma jakiekolwiek znaczenie, przy jakiej stawce (większej czy mniejszej) budżet realizuje swoje potrzeby? Okazuje się, że jak najbardziej.
Aby ograniczyć wysokość płaconych podatków, ludzie przechodzą do szarej strefy i ograniczają konsumpcję. To generuje całą masę kosztów dla społeczeństwa: utracona konsumpcja, koszty ukrywania się przed fiskusem, a także koszty fiskusa w ściganiu uchylających się obywateli, a jako pochodna opresyjność państwa, brak identyfikacji z nim (czyli podział na „my” i „oni”), szacunku do prawa, poziomu zaufania społecznego itd.
Klasyczne warsztaty z efektów przekroczenia stawki podatku, przy jakiej maksymalizuje się wpływy czekają nasz kraj zapewne w roku 2018, kiedy efektywnie zostaną odwrócone zmiany wprowadzone przez rząd Leszka Millera i stawka podatku dochodowego dla przedsiębiorców wzrośnie znowu z 19 do 40 proc. Odwrotny ruch spowodował wzrost podatków o 6,5 mld – ciekawe będzie obserwowanie, o ile spadną wpływy po wprowadzeniu zmian. Szczególnie że przedsiębiorcy to grupa, której optymalizacja podatkowa przychodzi najłatwiej.
* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: e-gabi; Źródło: pixabay.com