Do wyciągnięcia ludzi na ulice potrzebne jest rozbudzenie ich emocji. To udało się Beacie Szydło, kiedy przed kilkoma miesiącami dała do zrozumienia, że podoba jej się idea zaostrzenia obecnego wariantu prawa aborcyjnego – tzw. kompromisu. Na ulice wyszły dziesiątki tysięcy kobiet. Po uspokojeniu atmosfery i zapewnieniu, że nie jest to oficjalna linia rządu, komitety „Stop Aborcji” i „Ratujmy Kobiety” przystąpiły do mrówczej pracy, polegającej na zbieraniu podpisów pod odpowiednimi projektami zmiany prawa. Kolejne wydarzenie – zorganizowany w czerwcu warszawski Marsz Godności – miał o wiele mniejszą skalę, porównywalną raczej z frekwencją na Manifach. Niewiele lepszą frekwencją cieszyły się demonstracje organizowane przed debatą na temat obu projektów. Wiele osób uwierzyło zapewnieniom, że projekty zostaną skierowane do komisji sejmowych po to, aby w nich utknąć. Panowało przekonanie, ze na pewno pozostaniemy przy obecnych – dla niektórych zadowalających, dla innych niedobrych, ale nie tak drastycznych jak proponowane przez „obrońców życia” – rozwiązaniach.

Coś się ruszyło, kiedy zobaczyliśmy, jak jeden z obywatelskich projektów został odrzucony w pierwszym czytaniu. Tym bardziej, że prawdopodobnym powodem tej decyzji było poparcie większości parlamentarnej dla projektu całkowicie zakazującego kobiecie prawa do decydowania o swoim ciele.

Spowodowało to wybuch gniewu, który było widać już 1 października na demonstracji pod Sejmem. Jak się miało jednak okazać, było to preludium to gigantycznego, organizowanego spontanicznie – ale z powodzeniem – wydarzenia. Wydarzenia, w którego sukces można było powątpiewać, martwić się o możliwości realizacji, ale które ostatecznie pokazało, jak wielka jest siła kobiet zdeterminowanych w walce o swoje prawa.

Co dalej?

Dzisiaj wiemy, że szybkie wycofanie się z prac nad projektem nie oznacza końca sporu o prawa reprodukcyjne. Nowa ustawa, którą niedługo może rozpatrzeć Sejm, jest niewiele mniej restrykcyjna niż niesławny projekt Ordo Iuris. W zanadrzu czeka jeszcze ewentualny projekt Prawa i Sprawiedliwości, które pod hasłem „nowego kompromisu” może zaproponować zaostrzenie obecnej ustawy, jednocześnie dopuszczając możliwość decydowania o przerwaniu ciąży w bardzo nielicznych wypadkach.

Kolejne protesty planowane są na przedostatni poniedziałek października. Sposób komunikacji pokazuje, że ich organizatorki są świadome okoliczności, w jakich działają. Następne demonstracje nie są więc obliczone na powtórzenie frekwencyjnego sukcesu z 3 października – taką mobilizację można osiągnąć na działania pilne, w sytuacji, w której setki tysięcy osób odczują potrzebę włączenia się do debaty na zasadach, jakie są im prawnie dostępne. Aktualnie celem organizatorek wydaje się umocnienie największego potencjału ostatnich wydarzeń – zaktywizowania kobiet z mniejszych ośrodków. Przy organizowaniu wydarzeń w miastach powiatowych mogą zawiązać się struktury zdolne do dalszego działania. W ten sposób może powstać baza potrzebna do stworzenia prawdziwe masowego ruchu na rzecz praw kobiet, wykraczającego poza wąskie grono organizacji feministycznych. Na jej gruncie możliwe będzie organizowanie protestów w ważnych momentach, ale również uruchomienie działalności informacyjnej, skuteczne docieranie z komunikatami o palących problemach. Sprawi to, że kwestii praw kobiet zwyczajnie nie będzie można ignorować.

Wzory z Islandii

Przy organizacji strajku mówiło się o inspiracji strajkiem islandzkich kobiet z lat 70. XX w. Przy oczywistych różnicach – w sposobie organizacji, celach, metodzie działania i skali strajku – widać podobieństwa. Wówczas nie doszło do natychmiastowych zmian, wytworzył się jednak ruch, który z czasem osiągnął swoje cele i uczynił z Islandii jedno z najbardziej równościowych społeczeństw na świecie.

Mężczyźni islandzcy do strajku odnosili się z pobłażliwością. Podobne głosy słychać dziś w Polsce. Minister mówiący: „niech się bawią”; poseł oskarżający posłankę o to, że „zostawiła swoje dziecko w domu” i jednocześnie piętnujący kobiety, które z różnych względów decydują się na przerwanie ciąży jako rozpustne i nieodpowiedzialne; czy wreszcie autor popularnej grafiki, mówiącej, że 3 października będzie najbardziej produktywnym dniem w roku, gdyż do pracy nie pójdą „leniwe”, które niczego nie popsują. Tego typu reakcje dowodzą, że strajk jest potrzebny i że wielu panów nie ma pojęcia o jego prawdziwej genezie. Przez swoją pogardę dolewają tylko paliwa do społecznego oburzenia. Pokazują, że protestujące kobiety i rozumiejący ich problemy mężczyźni wiedzą, co robią, kiedy mówią o problemach z prawami kobiet i o tym, jak wiele jest przed nami do zrobienia.

Reakcje partii

Przy okazji komentarzy na temat strajku kobiet porusza się również temat ich politycznego zagospodarowania. Partia rządząca pokazuje, jak niewiele rozumie z idei tych protestów kiedy mówi, że nie pozwoli na „wyprowadzanie Polek na ulice”. W wyobraźni przedstawicieli PiS-u nie mieści się najwyraźniej perspektywa zorganizowania czegoś oddolnie przez kobiety, kierujące się autentyczną potrzebą wykrzyczenia swoich praw. PO postuluje wpisanie „kompromisu” do Konstytucji, co z perspektywy praw reprodukcyjnych byłoby najgorszą możliwą z obecnie dyskutowanych opcji. SLD wraca do pomysłu sprzed dwóch dekad i proponuje referendum – pytanie jednak, czy decydowanie w tej formule o prawach człowieka jest właściwą metodą. Nowoczesna zauważa problemy z egzekwowaniem obecnych przepisów, nie zabiera jednak jednoznacznego głosu w sprawie, która dla ugrupowania liberalnego powinna być oczywista. Partia Razem upomina się o możliwość eksponowania logo na demonstracjach, co w zestawieniu z brakiem zaangażowania tej partii na poziomie instytucjonalnym (pod własnym logo, przy zaangażowaniu całych struktur) w zbiórkę podpisów pod projektem liberalizującym obecne przepisy każe wątpić, czy jest to partia zorientowana rzeczywiście na mrówczą pracę, czy też szuka w pierwszej kolejności możliwości ugrania paru punktów w sondażach, czym oczywiście nie różni się od innych ugrupowań.

Jedno jest pewne – sukces polityczny protestów polegać będzie na tym, że żadne ugrupowanie nie będzie mogło ignorować problemów związanych nierównościami na tle płci. Niezależnie, czy działaczki związane ze Strajkiem Kobiet zdecydują się na założenie feministycznej partii, czy będą raczej działać apartyjnie, wszystkie partie będą musiały mieć na uwadze ich postulaty.

Póki co udało się przebić do świadomości społecznej z hasłem, że prawdziwa demokracja oznacza również respektowanie praw kobiet. Teraz czas na mówienie o kolejnych problemach – już nie tylko na zamkniętych spotkaniach dla kilkunastu osób, ale w ramach ogólnopolskiego ruchu, zrzeszającego kobiety z różnych środowisk.

 

* Ilustracja wykorzystana jako ikona wpisu: goodfreephotos.com