Studiowałam polityki demograficzne różnych krajów na świecie (politykę jednego dziecka w Chinach, zakaz aborcji w Rumunii, popularność badań USG w Wietnamie…) – ale tego, co wymyślił nasz rząd, nie opisano jeszcze nigdzie. 4000 zł jednorazowego świadczenia dla kobiet, które urodzą żywe dziecko z „ciężkim, nieodwracalnym upośledzeniem lub nieuleczalną chorobą zagrażającą jego życiu”. Zdaniem pani premier ma to być wsparcie dla kobiet, które zdecydują się kontynuować tzw. trudne ciąże.

Dlaczego pisanie o tym nie jest łatwe? Ponieważ ostatnia propozycja legislacyjna nie ogranicza wprost prawa do aborcji, nie grozi więzieniem kobietom decydującym się na ten krok, nie wprowadza zakazu przerywania ciąż z przestępstwa czy zagrażających życiu. Także twierdzenie, że nowe świadczenie to „nagroda za urodzenie płodu uszkodzonego”, to – jak usłyszałam w jednej z dyskusji – manipulacja, bo przecież ustawa wprowadza też prawo do badań prenatalnych, opiekę hospicjum i psychologa. No tak. Jakoś dziwnie się sprzeciwiać ustawie, która kobietom coś daje, jakieś wsparcie, choćby nawet skromne.

Po chwili wróciłam jednak do swoich wniosków: po pierwsze, opieka psychologa, hospicjum i badania należą się wszystkim – z NFZ-etu. Więc nie jest to żaden rarytas. Po drugie, najlepiej przecież spytać o zdanie osoby, które już urodziły dzieci chore lub niepełnosprawne – a matki stale opiekujące się swoimi dziećmi z powodu niepełnosprawności odebrały tę obietnicę 4000 zł jak policzek. I trzeba się z nimi zgodzić – ta ustawa jest podszyta pogardą dla kobiet, przekonaniem, że kiedy problem opakuje się garścią banknotów, to społeczeństwo zgodzi się na wszystko. Taki jest nasz głód opieki i instytucjonalnej pomocy. Tak niski jest status osób zajmujących się opieką. Jednorazowe świadczenie nie zastąpi jednak polityki społecznej.

Warto zrobić parę kroków w tył i spojrzeć na tę ustawę z perspektywy ostatnich kilku miesięcy. Niestety ustawa nie jest samorodkiem, owocem nagłego miłosiernego olśnienia czy poważnego zwrotu ideologicznego w kierunku dowartościowania opieki, pracy matek czy życia osób niepełnosprawnych. Nie jest też wynikiem udanego lobbingu środowisk osób niepełnosprawnych lub ich opiekunek – taka ustawa wyglądałaby zupełnie inaczej i poprzedzona była poważnymi zmianami instytucjonalnymi. Nowe prawo nie upodmiotowi żadnej z tych grup, nie jest wynikiem konsultacji społecznych, czy nawet poważnego namysłu nad realiami życia tych osób. Wrzuca też do jednego worka różne rodzaje chorób i niepełnosprawności – od śmiertelnych i uniemożliwiających dziecku przeżycie tygodnia, do powodujących niepełnosprawność, z którą da się żyć i funkcjonować. „Ustawa o 4 tysiącach” jest kolejnym krokiem w konsekwentnym dążeniu naszego rządu do zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. Upór, z jakim partia próbuje ustawę zaostrzyć, mimo politycznej toksyczności tego tematu, mimo badań opinii publicznej pokazujących, że większość Polek i Polaków nie chce zakazu, świadczy o dużych stawkach – spełnienie tej obietnicy musi być dla PiS-u ważne.

Przypomnijmy: najpierw zapowiedziano całkowity zakaz przerywania ciąży. Ten projekt wzbudził jednak nieoczekiwany opór społeczny – wizja zakazu aborcji w sytuacji gwałtu lub zagrożenia życia oburzyła Polki na tyle, że pierwszy raz w historii Polski zorganizowały prawdziwie masowy bunt w sprawie aborcji – „czarny protest” z 3 października 2016 r. Ogólnopolska demonstracja, która zyskała poparcie międzynarodowe, musiała zrobić wrażenie, bo Sejm cofnął się na chwilę, odrzucając projekt. Ale cel pozostał nieosiągnięty.

Wtedy ktoś musiał iść po rozum do głowy i do pomocy zatrudniono prawdziwego Politycznego Speca. Spec powiedział: panowie, po pierwsze, nie nakazem, tylko po dobroci. Po drugie, nie wszystko na raz. Gwałt jest kontrowersyjny, zagrożenie życia kobiety też, no to może ten trzeci powód dla legalnej aborcji – uszkodzenie płodu? I tu trzeba przyznać Specowi, że poradził dobrze. Przyjęcie „ustawy o 4 tysiącach” ma ukazać rząd jako obrońcę słabszych, czyli osób niepełnosprawnych i chorych, przyzna też pewną symboliczną nagrodę kobietom, które zdecydują się takiej ciąży nie przerwać (swoją drogą przypomina to medale Macierzyńskiej Chwały, przyznawane kobietom w Rumunii za urodzenie dużej liczby dzieci).

To przygotuje dobry grunt pod zaostrzenie ustawy poprzez usunięcie trzeciej przesłanki do legalnej aborcji – i voilà – zadanie wykonane. Odpadnie nam tym samym przesłanka będąca uzasadnieniem dla największej liczby legalnych aborcji – legalne przerywanie ciąży z gwałtu czy zagrażającej życiu jest już rzadkie. I tak całkowity zakaz aborcji zostanie w praktyce osiągnięty. Osobom, które wskazują zalety ustawy przyznającej kobietom 4 tys. zł za donoszenie „trudnych ciąż”, mówię więc – to jest bardzo mała marchewka. A zaraz zobaczymy kij.

 

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Pixabay.com