45. prezydent Stanów Zjednoczonych, Donald Trump, w trakcie kampanii wyborczej przedstawiał izolacjonizm ekonomiczny i polityczny jako receptę na to, by Ameryka z powrotem stała się wielka. Izolacjonizm polityczny, jeśli Trump faktycznie zamierza zrealizować swoje wyborcze obietnice, miałby polegać między innymi na dokonaniu nowego „resetu” w relacjach z Rosją. Choć trudno powiedzieć coś jeszcze pewnego o polityce Trumpa w stosunku do Rosji, a więc i o jego ocenie strategii NATO dotyczącej wzmocnienia wschodniej flanki Europy, to można jednak zastanowić się nad celami Kremla oraz możliwymi scenariuszami rozwoju wydarzeń na linii USA–Rosja.

Jeśli Trump wprowadzi w życie swoje zapowiedzi przedwyborcze w stosunku do NATO, takie jak „nie płacisz, nie masz obrony”, będzie to znaczyło zwycięstwo Kremla w stosunkach międzynarodowych i w zasadzie potwierdzenie słuszności strategii zastraszania, wymuszania i faktów dokonanych, którą przyjął Putin.

Jakie kłopoty mogłyby z tego wyniknąć dla Polski i Europy, zależy od tego, jak bardzo Rosja byłaby gotowa wykorzystać osłabienie parasola ochronnego NATO nad naszą częścią Europy i jaki jest jej strategiczny cel w polityce międzynarodowej. Jeśli tylko zablokowanie „rozszerzenia” obecności wojska NATO, to jest dziś wielce prawdopodobne, że może on zostać osiągnięty. Wycofanie rotacyjnej brygady z Polski, nie musi być bowiem konsultowane przez Trumpa z NATO. Była to decyzja Stanów Zjednoczonych. Odwrócenie jej nie podważałoby więc jeszcze Artykułu 5., a jej koszt dla Trumpa byłby proporcjonalnie niewielki w stosunku do potencjalnych korzyści – czyli normalizacji stosunków z Rosją – którymi mógłby on od razu pochwalić się w kraju.

Jeśli zaś celem działań Rosji, zakładając, że istnieje jeden dominujący cel, jest zniesienie dotychczasowych sankcji oraz polityczna akceptacja jej zbrojnych poczynań na Ukrainie, to jest to mniej prawdopodobne do osiągnięcia. Jest tak dlatego, że koszty polityczne takiego kroku dla USA byłyby znacznie wyższe. Rosja może nabrać jeszcze większego przekonania o swojej bezkarności i wykorzystać uznanie jej poczynań do kolejnych rajdów „zielonych ludzików”, tym razem na tereny krajów nadbałtyckich. Co więcej, biorąc pod uwagę ambicjonalny charakter Trumpa, szybko mogłoby się okazać, że apetyt Kremla na nowe ustępstwa i jego wiarołomstwo zirytuje nowego gospodarza Gabinetu Owalnego. Niemniej jednak nawet chwilowe zawarcie takiego porozumienia osłabiłoby wiarygodność gwarancji bezpieczeństwa NATO i jego możliwości obronnych w Europie na długi czas.

Istnieje jeszcze inny cel, powiązany z dwoma powyższymi, ale politycznie ważniejszy, albowiem strategiczny i ustawiający Rosję na długie lata w wymarzonej dla jej przywódcy roli. Jest nim uznanie przez Waszyngton mocarstwowości Rosji i traktowanie jej jako równego USA światowego gracza, z którym trzeba się liczyć w geopolitycznych działaniach.

Jeśli to jest celem Rosji, to porozumienie między Putinem i Trumpem w tej sprawie jest najmniej prawdopodobne. Korzyści płynące z tego typu strategicznej transakcji są bowiem zbyt nieopłacalne dla Trumpa. Jednocześnie, jeśli Stany Zjednoczone będą realizowały politykę izolacjonizmu, to Rosja i tak już na tym korzysta. Samo wycofanie się Amerykanów z wielu międzynarodowych działań otwiera jej przestrzeń do łatwiejszej realizacji swoich interesów. Trump-biznesman raczej będzie temu niechętny. No chyba, że będziemy mieli do czynienia z Trumpem-nieprzewidywalnym, który faktycznie nie będzie przykładał wagi do pozycji Stanów Zjednoczonych w świecie.

Spośród trzech wyróżnionych przeze mnie celów jedynie spełnienie tego ostatniego – a więc uznanie przez USA supermocarstwowej roli Rosji w świecie – gwarantuje trwalszą możliwość realizacji pozostałych dwóch. Rosja, bez stworzenia „sztucznej” bipolarnej osi, mającej na celu symulowanie jej wielkości z dawnych czasów na rynku wewnętrznym i międzynarodowym, nie będzie w stanie trwale zabezpieczyć sfery buforowej wokół własnych granic i faktycznie podporządkować sobie znajdujących się w niej krajów. Koszty takiej operacji przy silnej Unii Europejskiej, chronionej przez NATO i wspieranej przez USA, są po prostu zbyt duże. Jedyną szansą Putina jest zatem konsekwentne granie na osłabienie i podziały w UE oraz podejmowanie różnych prób uzyskania od Trumpa akceptacji dla poczynań Rosji. Jeśli za dobrą monetę weźmiemy wysyłane przez prezydenta-elekta sygnały, polegające na wycofywaniu się z wielu przedwyborczych obietnic, nie będzie to chyba takie łatwe dla Putina, jak wydaje się niektórym komentatorom.

Jednocześnie sam Putin choć pokazał determinację w dążeniu do realizacji żywotnych interesów Rosji i sprawnie wzmocnił swoją armię, znajduje się w poważnych tarapatach, a to ze względu na coraz słabszą kondycję rosyjskiej gospodarki. Rosyjska Euroazjatycka Unia Celna to wydmuszka, działająca jeszcze mniej efektywnie niż sojusz ekonomiczny między krajami komunistycznymi w czasach istnienia Bloku Wschodniego. Chiny, na które Rosja tak liczy, jedynie deklaratywnie uznają ten twór, niechętnie angażując się we wzmacniające go przedsięwzięcia, a w zamian promują w Europie swoją ideę nowego jedwabnego szlaku. Dla nich więc im UE gospodarczo silniejsza, tym lepiej. Dodatkowo Kreml, coraz bardziej zwiększając wydatki na armię, nie jest w stanie utrzymać na dotychczasowym poziomie świadczeń socjalnych. Oznacza to, że powoli pojawiają się wszystkie elementy, które już wcześniej doprowadziły ten kraj do upadku.

Pytanie więc, na ile skutecznie Rosja będzie rozgrywała dalszą geopolityczną grę z Trumpem, wykorzystując deklarowane przez niego pragmatyczne podejście. Od tego bowiem zależy jej przyszłość. Z pewnością Kreml jest tego świadom i dlatego zaangażował duże środki, by pomóc Trumpowi w wygranej. Po pierwsze, propaganda wewnątrzrosyjska, która była o wiele bardziej wroga wobec Clinton niż Trumpa. Po drugie, cyberatak w ostatniej fazie kampanii, o którym nawet amerykańskie agencje rządowe mówią, że był dokonany przez rosyjskich hakerów, mający zdyskredytować kandydatkę Demokratów, a także publikowane regularnie przez portal Wikileaks informacje uderzające wyłącznie w Clinton. Po trzecie, nasilające się incydenty między rosyjskimi a natowskimi jednostkami wojskowymi, mające obnażyć słabości rządu Obamy i wywołać wrażenie kryzysu, grożącego nawet wojną między USA i Rosją. W ciąg tych zdarzeń wpisuje się również październikowe odstąpienie przez Rosję od realizacji podpisanej w 2000 r. umowy o utylizacji plutonu. Na dotychczasowy rozwój sytuacji można więc patrzeć jako na próbę stworzenia sobie przez Kreml karty przetargowej w ramach negocjacji z nowym prezydentem USA.

Dziś jeszcze trudno ostatecznie przesądzać o wyniku tej strategii Kremla. Choć bowiem znamy spryt Putina, to niewiele wiemy o tym, jak zachowa się w tym geopolitycznym tańcu Trump. Prezydent-elekt, posądzany o egotyzm, działanie pod wpływem ambicji i impulsów, wykorzystujący w kampanii wszystkie chwyty „brudnej polityki”, jest dla liderów europejskich państw największą niewiadomą. Początkowo Europa widziała w Trumpie niebezpieczeństwo ze względu na głoszone przez niego tezy dotyczące Rosji i NATO. Było to więc zagrożenie bolesne, ale znane. Takie, do którego Europa mogła się jakoś przygotować. Sytuacja tuż po wygranych wyborach, kiedy Trump z większości obietnic po prostu się wycofał albo je złagodził, pokazała dość niespodziewanie, że jest jeszcze gorzej. Dla Europy Trump z niebezpieczeństwa znanego stał się zagrożeniem nieznanym. A na nieznane ryzyko trudno jest się przygotować. To z pewnością wzmaga wśród europejskich przywódców uczucie niepewności, którego nie da się szybko zmienić.

O tym, jak niepewnie czują się liderzy europejscy, a także przywódcy UE czy NATO, mogą świadczyć ich ostatnie apele o potwierdzenie kontynuacji zobowiązań USA wobec Sojuszu i europejskich partnerów. Jednym z bardziej słyszalnych był apel szefa Komisji Europejskiej, Jean-Claude’a Junckera, by nareszcie poważnie pomyśleć o europejskiej wspólnocie obronnej. Równie znamienna była reakcja komisarza generalnego NATO, Jensa Stoltenberga, który prosił Trumpa o kontynuowanie dotychczasowej strategii bezpieczeństwa NATO. Tak więc Trump jeszcze nic konkretnie nie zrobił, a już ma asa w rękawie w postaci nieprzewidywalności swoich działań.

Czy relacje międzynarodowe będą teraz przypominały roller coaster i regularnie będziemy zaskakiwani jakąś nową groźną sytuacją między USA i Rosją, czy raczej będzie to dość wyboista, ale jednak względnie stabilna polityka międzynarodowa? To prawdopodobnie pokażą dwa, trzy najbliższe miesiące. Tak czy inaczej musimy przygotować się na nieznane i związaną z tym niepewność. Dzięki Trumpowi globalne społeczeństwo ryzyka w pełni się zmaterializowało.

 

* Ilustracja wykorzystana jako ikona wpisu: Global Panoramia; Źródło: Flickr.com (CC BY-SA 2.0)