Niedawne rewelacje na temat organizacji pozarządowych wywołały w mediach prawdziwą burzę. Doprowadziły do tego, że przez kilka tygodni dziennikarze z jednej strony badali sensowność tajemniczych strzałek łączących pracowników organizacji pozarządowych z politykami i biznesmenami, zaś z drugiej – tropili, czego lub kogo te strzałki jeszcze nie dosięgły. Gdy jedna strona sporu zorientowała się, że zagalopowała się trochę za daleko, zaczęła się wycofywać, tłumacząc, że nie wszystkie NGO-sy są złe (trochę na podobnej zasadzie, gdy przeciwnik islamu stara się tłumaczyć, że przecież nie każdy muzułmanin mu przeszkadza, a już najmniej ci, którzy mieszkają daleko od jego kraju).

Z kolei ci, którzy wzięli te organizacje w obronę, okazali się dość niezorientowani ich rzeczywistych osiągnięciach. Bo jaką siłę ma argument, że NGO-sy wspierają demokrację? Trudno ją zobaczyć, o doświadczaniu nie wspominając. Wszyscy zapomnieli, że jednym z głównych obszarów, w którym organizacje samorządowe się sprawdziły, było miasto. Bo to one spowodowały, że możemy dziś mówić o jego rozkwicie.

Jedną z pierwszych zasług organizacji pozarządowych w walce o lepsze miasto był dialog z władzami lokalnymi. To właśnie dzięki nim tajemniczy świat administracji lokalnej stał się mieszkańcom nieco bliższy. Zaczęli oni dowiadywać się, czym jest „miasto” i jak działa, a także – właśnie za pośrednictwem działaczy NGO-sów – poznawać osoby nim zarządzające. To one, poprzez niezliczoną liczbę debat i warsztatów, wprowadziły swoistą modę na zainteresowanie miastem, którą obserwujemy już od jakiegoś czasu. Najważniejszą zasługą jest jednak krzewienie wiedzy. To dzięki różnym akcjom – takim jak na przykład ta Stowarzyszenia OdBlokuj, które przez wiele lat działało na rzecz przybliżania mieszkańcom tajemniczej polskiej procedury planistycznej – sprawy dotąd tajemnicze, jak zagospodarowanie przestrzenne, przestały być tylko domeną wąsko sprofilowanych ekspertów, a stały się tematem powszechnej debaty i sporów.

Prawdziwym jednak triumfem miejskich organizacji pozarządowych okazał się budżet partycypacyjny. Jego pojawienie się w wielu polskich miastach wyzwoliło niezwykłą aktywność grup mieszkańców, które często powstawały wokół jednej idei, po czym przeradzały się w większy ruch. Budżet stał się również szansą dla wielu organizacji do wypromowania się, a także podjęcia dialogu z miastem oraz jego władzami. W Warszawie inicjatywy takie jak Zielona Świętokrzyska czy Rotacyjny Dom Kultury, dedykowane poprawie przestrzeni publicznej, były dziełem właśnie działaczy organizacji pozarządowych. Pokazały również, że organizacje te odgrywają rolę nie tylko w sferze symbolicznej i kulturowej, lecz także potrafią mieć realny wpływ na otoczenie.

To wszystko doprowadziło – i być może w tym leży największy problem – do zaangażowania politycznego. Organizacje pozarządowe rozpropagowały modę na tzw. miejski aktywizm, który z czasem skłonił osoby zaangażowane w miejskie ruchy społeczne do startu w wyborach samorządowych i to nie tylko w największych miastach, ale i w całym kraju. Przy okazji najbliższych wyborów będzie zapewne podobnie. Niezależnie od tego, jak je dziś oceniamy, nie możemy zapominać, że to właśnie upór organizacji pozarządowych spowodował, że miasto potrafiło zmienić swoje plany, np. uratować osiedle domków fińskich na warszawskim Jazdowie, które jest ewenementem na skalę światową.

Wiadomo, że nawet najbardziej niewinne działanie w przestrzeni publicznej zawsze będzie nosiło znamiona polityki. A polityka w wykonaniu organizacji pozarządowych była o tyle problematyczna, że burzyła dotychczasowy porządek, ponieważ nie wpisywała się łatwo w podział lewica–prawica.

Dyskusja o organizacjach pozarządowych, którą wywołały zdumiewające materiały w telewizji publicznej, dość szybko spłyciła główne niebezpieczeństwo tych niepoważnych publikacji. A tych kilka klipów, które miały pokazać rzekome powiązania domniemanych beneficjentów dawnego „układu władzy”, niesie za sobą o wiele większy mrok, niż mogłoby się wydawać. Dotychczas bowiem o wartości organizacji pozarządowych świadczył przede wszystkim ich czysty, obywatelski, niezależny charakter. Materiały, które emitowała telewizja, usiłowały pokazać, że NGO-sy takie nie są i że nigdy tak naprawdę nie były.

Trudno powiedzieć, na ile „Wiadomościom” TVP udało się oczernić organizacje pozarządowe. Insynuacyjny charakter materiałów dość mocno podważał wiarygodność, a tajemnicze strzałki, sugerujące powiązania, wywołały raczej falę rozbawienia. Prawdą jest jednak fakt, że po raz kolejny wróciła kwestia finansowania NGO-sów. Smutne wydaje się tylko to, że zamiast rozmowy o tym, jak uczynić ich finansowanie bardziej efektywnym, prawdopodobnie dyskusja zakończy się na werdykcie, które organizacje powinny dostawać pieniądze, a które nie.

 

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Kudak [CC BY 3.0]; Źródło: Wikimedia Commons