pochwala-cienia_okladka

Według wierzeń dawnych Japończyków głęboko w mule zalegającym pod archipelagiem Wysp Japońskich mieszka olbrzymi sum Namazu. Ryby-potwora pilnuje bóg Kashima. Na drzeworytach z okresu Edo przedstawiających tę scenę (jap. namazu-e) stoi on na łbie Namazu i przytrzymuje cielsko potwora wielkim głazem. Za każdym razem, gdy energicznemu sumowi udaje się wydostać spod kontroli bóstwa, Japonię nawiedza trzęsienie ziemi.

1 września 1923 r. tuż przed południem Namazu znów zdołał wymknąć się Kashimie. Trzęsienie ziemi trwało blisko dziesięć minut i zniszczyło dwie trzecie Tokio oraz całą Jokohamę. W obu miastach i przyległych prefekturach Chiba, Kanagawa i Shizuoka wybuchły pożary. Zatokę Tokijską nawiedził w tym samym czasie silny tajfun. Reszty zniszczeń dokonało olbrzymie jedenastometrowe tsunami. Zginęło ponad 100 tys. osób, blisko 2 mln zostało bez dachu nad głową.

Katastrofa, która przeszła do historii pod nazwą wielkiego trzęsienia ziemi w Kantō, była pierwszym tak dużym kataklizmem w XX-wiecznej Japonii. Na tyle pamiętnym, że w 1960 r. japoński rząd zdecydował się ogłosić 1 września Dniem Zapobiegania Klęskom Żywiołowym. Trzęsienie ziemi z 1923 r. miało jednak jeszcze jeden niespodziewany skutek. Śmiało można zaryzykować tezę, że zmieniło ono nie tylko krajobraz regionu Kantō, ale w pewnym stopniu również krajobraz japońskiej literatury. Pod wpływem obrazu zniszczeń nastąpił zwrot w twórczości jednego z najwybitniejszych współczesnych pisarzy Japonii – Jun’ichirō Tanizakiego.

Dekadent w Kraju Kwitnącej Wiśni

W momencie katastrofy Tanizaki miał 36 lat i był już uznanym twórcą. Na literacką scenę wkroczył w 1910 r. odważnym opowiadaniem „Shisei” (Tatuaż). Jego bohaterem pisarz uczynił Seikichiego – mistrza tradycyjnej japońskiej sztuki tatuażu, którego największym pragnieniem jest wytatuowanie obrazu na skórze pięknej kobiety. Tatuażysta znajduje w końcu odpowiednią modelkę. Jest nią młoda dziewczyna spotkana przed restauracją w tokijskiej dzielnicy Fukugawa. Seikichi próbuje ją namówić do poddania się zabiegowi, pokazując jej dwa obrazy, na których przedstawiono kobietę obserwującą kolejno torturowanych, a następnie martwych mężczyzn. Obiecuje jednocześnie dziewczynie, że dzięki jego sztuce już niedługo mężczyźni w podobny sposób będą leżeć pokotem u jej stóp. Z cnotliwej, skromnej gąski zamieni się w prawdziwą modliszkę. Młoda kobieta jest przerażona i jednocześnie zafascynowana tą wizją. W końcu ulega. Artysta tatuuje jej na plecach pająka i staje się pierwszą ofiarą przeobrażonej w femme fatale modelki.

dazai

„Shisei” zawiera wszystkie najważniejsze motywy, które będą później pojawiały się w pisarstwie Tanizakiego: fascynację kobiecym pięknem, fetyszyzm, sadomasochistyczne relacje, namysł nad rolą i siłą oddziaływania sztuki, atmosferę fantastyczności. Opowiadanie otwiera też pierwszy okres twórczości Japończyka. Zaznaczy się on silnymi wpływami zachodniej literatury – głównie dzieł Edgara Allana Poe, Maeterlincka, Wilde’a oraz Huysmansa, a więc całej palety utworów należących do nurtu dekadenckiego. U Tanizakiego zainteresowanie europejskimi wzorcami wzrośnie jeszcze na początku lat 20. w trakcie jego pobytu w rezydencjalnej dzielnicy Jokohamy Hommoku, w której pisarz stykał się z przebywającymi w Japonii obcokrajowcami i ich stylem życia.

Duchowa przemiana

Trzęsienie ziemi zaskoczyło Tanizakiego w czasie podróży autobusem. Mieszkał wówczas od jakiegoś czasu w Hakone, niewielkim miasteczku u stóp góry Fudżi. Żona i córka przebywały w Jokohamie, lecz szczęśliwie uniknęły śmierci. Po tragedii pisarz z całą rodziną przeniósł się do ocalałego Kioto [1].

Przenosiny z okolic zrównanych z ziemią Tokio i Jokohamy do miasta będącego dawną cesarską stolicą były niczym podróż w czasie. W Kioto Tanizaki mógł podziwiać to, co do dziś pozostaje esencją starej japońskiej architektury – setki świątyń buddyjskich i szintoistycznych chramów, Pałac Cesarski, Złoty Pawilon oraz świątynię Ryōan-ji ze słynnym skalnym ogrodem. W pisarzu zachodzi wówczas głęboka przemiana. Nagle odkrywa urok japońskiej tradycji, siłę klasycznych opowieści i legend, czar i użyteczność dawnych kategorii estetycznych. Nowej fascynacji daje wyraz kilka lat później w głośnej powieści „Niektórzy wolą pokrzywy” (1928–1929; pol. wyd. 1972), w której zderza ze sobą kulturę japońską z kulturą europejską. Jej bohater musi wybierać pomiędzy dwiema kobietami: z jednej strony kusi go pół Europejka, pół Azjatka Luiza, z drugiej – na wskroś japońska kochanka ojca Ohisa. Rozdarty pomiędzy oboma ucieleśnieniami piękna, nie potrafi się zdecydować. Dla autora powieści na początku lat 30. wybór jest już jednak prosty. Japońskość zdecydowanie wygrywa z europejskością, czego dobitnym przykładem jest krótki tekst Tanizakiego „Pochwała cienia”, chyba najbardziej znany literacki hymn na cześć japońskiej estetyki (1933; pol. wyd. I 2005, II 2016).

Apologia wychodka

Czym formalnie jest „Pochwała cienia”? W Europie powiedzielibyśmy, że esejem. Jednak Henryk Lipszyc, tłumacz tekstu i znakomity japonista, stwierdza w przedmowie, że „należałoby go uznać za popularną od wieków w japońskiej kulturze formę swobodnych zapisków zuihitsu, dosłownie «za pędzlem» albo «śladami pędzla»” [2], a więc luźnych notatek pozbawionych z góry ustalonej kompozycji. Jacqueline Pigeot, francuska badaczka literatury japońskiej, idzie jeszcze dalej i określa utwór Tanizakiego mianem poematu [3].

Myliłby się jednak ten, kto założyłby na podstawie tych opisów, że „Pochwała cienia” jest chaotycznym zbiorem ckliwych, rozpoetyzowanych, ogólnikowych myśli. Tanizaki jest w swoim dość zwartym, podzielonym na krótkie rozdziały tekście nadspodziewanie konkretny. Wystarczy wspomnieć, że utwór rozpoczynają rozważania na temat lamp, wentylatorów, grzejników i… tradycyjnego japońskiego wychodka kawaya. Dalsze obiekty, o których pisze Tanizaki, są równie mocno osadzone w codziennym życiu. Autor „Shisei” poświęca sporo miejsca klasycznemu wystrojowi domu, przyborom do pisania, naczyniom z laki i potrawom, takim jak fasolowa galaretka yōkan czy sushi zawijane w liście kaki. Dopiero w drugiej części pojawiają się bardziej wyszukane tematy: piękno pozłacanych przedmiotów, elegancka tajemniczość najstarszego japońskiego teatru nō, uroda kobiet.

Pod piórem (lub pędzlem) Tanizakiego wszystkie te elementy odkrywają przed nami sens i znaczenie kolejnych kategorii klasycznej japońskiej estetyki. I nie trzeba tu wiele. Już opis samej przyświątynnej wygódki pozwala zapoznać się z co najmniej trzema ważnymi pojęciami:

„Pokój dzienny chanoma również ma swoje uroki, ale japoński wychodek został wprost stworzony z myślą o zapewnieniu duchowego odprężenia. Jest zawsze oddalony od głównego budynku, z którym łączy go przykryty oddzielnym zadaszeniem ciąg. Stoi zwykle w zadrzewionym kącie ogrodu, dokąd dolatuje świeży zapach liści i mchu. Nie da się wprost opisać uczucia, jakie nam towarzyszy, kiedy przykucnięci w półmroku, patrzymy na ogród lub pogrążamy się w zadumie, a co jakiś czas od strony shōji [ścianka składająca się z drewnianego obramowania wypełnionego papierem – PK] płyną refleksy bladego światła. […] Doprawdy wychodek to wymarzone miejsce do słuchania brzęczenia owadów i śpiewu ptaków; świetnie się też nadaje do podziwiania poświaty księżyca albo smakowania mono-no aware. […] Nie popełnimy błędu, jeśli pośród licznych wytworów japońskiej architektury uznamy kawaya za najlepszy wyraz fūryū” [4].

I dalej w tym samym tonie: „W porównaniu ze stosunkiem ludzi Zachodu, którzy uznali to miejsce za z gruntu nieczyste, niestosowne, by nawet wspominać o nim publicznie, ileż rozsądniejsze i w lepszym guście wydaje się nasze hołdowanie ideałowi fūga” [5].

Mono-no aware, fūryū i fūga. Wszystkie te wyrażenia zaczerpnięte są z tradycyjnego słownika japońskiej filozofii sztuki, a tym samym filozofii życia. Pierwsze z nich oznacza współodczuwanie lub wczucie się, które pozwala pojąć istotę i piękno przemijającego świata i „łączy się z odkrywaniem prostych prawd” [6]. Drugie wskazuje na potrzebę łagodnego niczym wiatr () kroczenia przez życie, odnalezienia satysfakcji w wykonywaniu codziennych czynności, akceptacji niedoskonałości. Trzecie – na ideał wyszukanej elegancji, który dostrzec możemy również w najbardziej nieoczekiwanym miejscu.

Skromność i prostota

Jak refren pojawiają się tu pojęcia prostoty, skromności i umiaru, czyli tak dobrze znany nam dziś japoński minimalizm. Tanizaki opiewa to, co w oczach ludzi Zachodu na pierwszy rzut oka może wydawać się zbyt ubogie lub powszechne – wyłożoną drewnem łazienkę, wychodek, piaskowy, jednostajny kolor ścian pokoju dziennego. Nawet jeśli pisze o tak cenionym na Wschodzie nefrycie, podkreśla jego skromny charakter: „Nie ma on ani tych barw, którymi czarują rubiny i szmaragdy, ani nie lśni jak brylant” [7]. A jednak zarówno Japończyków, jak i Chińczyków zniewala jego urok.

Prostota nie jest jednak najważniejszą kategorią estetyczną, która pojawia się w tekście Tanizakiego. Żadne z opisywanych przedmiotów lub zjawisk nie nabrałyby bowiem tajemniczego blasku, gdyby, paradoksalnie, nie były ukryte w półmroku. „Nie ma piękna bez cienia” [8], pisze Tanizaki, i jest to chyba esencja jego estetycznych poglądów. To, co japońskie, powinno być według niego osłonięte od zbyt jaskrawego światła, oblane co najwyżej bladą poświatą i „przesiąknięte pyłem ciemności” [9]. Dopiero wówczas możemy docenić urodę złotych ornamentów na stroju aktora teatru nō, połysk czarnej laki, a nawet tradycyjny makijaż japońskiej kobiety, która goli brwi, pokrywa usta zieloną szminką oraz połyskliwą masą perłową i czerni zęby po to, by wszystko poza twarzą utonęło w mroku. To dlatego japońską sztukę, zarówno wysoką, jak i użytkową, należy oglądać w jej naturalnym otoczeniu – w ciemnych pomieszczeniach klasycznego japońskiego domu.

Piękno nietrwałości

Cień nie ma jednak u Tanizakiego wyłącznie czysto estetycznego znaczenia. Przedmioty umieszczone w półmroku nie tylko stają się piękne, ale zapraszają nas również do zanurzenia się w świecie iluzji, snu, marzeń. Gdy Tanizaki wspomina o poświacie sączącej się przez papierowe, półprzezroczyste ścianki shōji, pisze właśnie o tym procesie: „Zdumiony tym sennym światłem przecieram oczy i mam wrażenie, że mgła przesłania mi oczy i mąci wzrok. Światło dolatujące od strony mlecznobiałego papieru jest tak wątłe, że zamiast rozpraszać gęsty mrok panujący we wnęce, samo zostaje przez ten mrok odbite, ukazując świat iluzji, w którym nie sposób odróżnić jasności od ciemności” [10].

Cień mówi nam też o samym istnieniu. To, co jest skryte w mroku i co odsłania jedynie niewielki fragment całości, samo wskazuje na fragmentaryczność, nietrwałość, znikliwość otaczającego nas świata. Owo piękno przemijania jest również obecne we wszystkich utworach Tanizakiego, w których uroda ujawnia się najmocniej, gdy zaczyna znikać, a miłość zawsze jest rozdzierająca, smutna i świadoma swojej ulotności.

Czy przykładanie tak wielkiej wagi do obserwowania zjawisk w półmroku jest rzeczywiście specyficznie japońskie, jak chciałby Tanizaki, który z tej cechy uczynił w swoim eseju japońską differentia specifica? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Zachód też ma swoją estetykę półtonów i szarości. Prawdą jest jednak, że w kraju, którego materialne istnienie wciąż zależy od poruszeń wąsów wielkiego suma Namazu, lepiej znajdować piękno „nie w rzeczach, lecz w smugach cienia” – tych migotliwych, fantomowych kształtach, które zdają się pozostawać w pół drogi między bytem a nieistnieniem.

 

Przypisy:

[1] Por. Mikołaj Melanowicz, „Historia literatury japońskiej”, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012, s. 346.
[2] Jun’ichirō Tanizaki, „Pochwała cienia”, przeł. Henryk Lipszyc, wyd. Karakter, Kraków 2016, s. 5–6.
[3] Por. audycja radiowa „Jun’ichirō Tanizaki, l’emprise des sens” Michela Pomarède’a z cyklu „Une vie une oeuvre” wyemitowana na antenie radia France Culture 15 grudnia 2012 r. Realizacja: Jean-Claude Loiseau. Goście: Anne Bayard Sakai, Cécile Sakai, Jacqueline Pigeot, René de Ceccaty, Michael Ferrier, Julien Sévéon, Agnès Giard.
[4] Jun’ichirō Tanizaki, dz. cyt., s. 17–18.
[5] Tamże, s. 19.
[6] Agnieszka Żuławska-Umeda, „Poetyka szkoły Matsuo Bashō (lata 1684–1694)”, wyd. Neriton, Warszawa 2007, s. 24.
[7] Jun’ichirō Tanizaki, dz. cyt., s. 28.
[8] Tamże, s. 58.
[9] Tamże, s. 66.
[10] Tamże, s. 45.

 

Książka:

Jun’ichirō Tanizaki, „Pochwała cienia”, przeł. Henryk Lipszyc, wyd. Karakter, Kraków 2016.