To banalnie proste. Wystarczy wydać zarządzenie i kazać zmienić daty w podręcznikach. Dzięki temu bohaterska walka narodu z najeźdźcą z ośmioletniej zmieni się w czternastoletnią.
Mowa o wojnie chińsko-japońskiej (1937–1945), za której początek do tej pory uważano tzw. incydent na moście Marco Polo. Marmurowy most znajdujący się obecnie na przedmieściach Pekinu, wychwalany przez słynnego podróżnika jako jeden z piękniejszych na świecie, miał nieprzyjemność posłużyć za scenerię starcia wojsk japońskich i chińskich. 7 lipca 1937 r. stał się dla Chińczyków tym, czym dla nas jest 1 września 1939 r. – symbolem wojny i początkiem wielu lat nieszczęść i przelewu krwi. Przez dekady każdy chiński uczeń dowiadywał się z podręczników o przebiegu „ośmiu lat oporu przeciw Japonii”, jak brzmi jedna z oficjalnych nazw tego konfliktu, i wzmacniał swój patriotyzm dzięki opisom okrucieństw popełnionych przez Japończyków w Chinach i opisom bohaterskich czynów swoich pobratymców. Znienacka jednak władze postanowiły, że wojna trwała o sześć lat dłużej. Wczoraj w chińskich mediach pojawił się skan dokumentu podpisanego 3 stycznia, w którym ministerstwo edukacji nakazuje instytucjom oświatowym zamianę każdych „ośmiu lat oporu przeciw Japonii” na „czternaście lat oporu przeciw Japonii” we wszystkich materiałach edukacyjnych używanych w semestrze letnim. Nie wiadomo dokładnie, co to oznacza. Czy wszystkie podręczniki do historii pójdą na przemiał? Czy nauczyciele muszą pracowicie przyklejać karteczki z nową prawdą historyczną? Czy dotyczy to tylko nowych wydań? W jaki konkretnie sposób podręczniki mają uczyć, że „Komunistyczna Partia Chin była ostoją i opoką podczas wojny” i „podkreślać, że lud chiński nie obawiał się krwiożerczego wroga”?
Nową datę początku wojny (końcowa pozostała ta sama) wyznaczono na 18 września 1931 r. Tego dnia w Mukdenie oddział japoński podłożył bombę pod własną linię kolejową – raczej symbolicznie, ponieważ chwilę po eksplozji po torach przejechał pociąg – co starczyło jako pretekst do ataku na chiński garnizon. Incydent mukdeński stał się początkiem aneksji Mandżurii, czyli dzisiejszych prowincji Heilongjiang, Jilin i Liaoning. Rok później na zagrabionych terenach Japonia stworzyła marionetkowe państewko Mandżukuo, na którego tronie zasiadł ostatni cesarz Chin – Puyi.
Rzeczywiście był to sam początek ekspansji zamorskiego sąsiada na tereny Chin, dlaczego więc od początku nie uważano 18 września 1931 r. za początek wojny chińsko-japońskiej? Prawdopodobnie dlatego, że agresywne działania Japonii na początku właściwie nie wywołały reakcji ani chińskich władz rządowych, ani komunistów. Kuomintang zajęty był raczej tępieniem ruchu komunistycznego, a słabi liczbowo i wojskowo komuniści – unikami przed Kuomintangiem. Zgodnie z oficjalną wykładnią z programów szkolnych w Chinach, Kuomintang, w odróżnieniu od dzielnych bojówek komunistycznych, nie robił nic w obronie ojczyzny. Miał bowiem wcielać w życie maksymę, w myśl której należy najpierw zaprowadzić spokój wewnętrzny, a dopiero potem można zająć się wrogiem zewnętrznym. W rzeczywistości to wojska rządowe stawiały zorganizowany opór siłom japońskim, a komuniści robili to jedynie sporadycznie i na sposób partyzancki, czyli adekwatnie do środków, którymi dysponowali. Dopiero w 1937 r. Kuomintang i komuniści porozumieli się i zawiesili wzajemne wrogie działania, aby skoncentrować się na walce z najeźdźcą.
Władze Chin od początków swego istnienia umniejszają rolę Kuomintangu w walce z Japonią, przypisując sobie całość zasług. Zmiana daty wybuchu wojny łączy się z kolejnym przepisywaniem XX-wiecznej historii Chin i tworzeniem mitów uwydatniających dokonania Komunistycznej Partii Chin. Według najnowszych ustaleń historyków z Chińskiej Akademii Nauk chińscy komuniści rozpoczęli walkę partyzancką z Japończykami już w 1931 r. i – ba! – było ich całkiem sporo – ponad 300 tys. Można się domyślać, że ma to wzmocnić przekaz o KPCh jako sile od niepamiętnych czasów broniącej ojczyzny. Zawsze warto również przypomnieć swoim obywatelom o bezmiarze win Japończyków.
Wydłużenie czasu trwania wojny chińsko-japońskiej z pewnością nie przyczyni się do poprawy stosunków między oboma krajami. Podobnie zresztą jak wprowadzone dwa lata temu zmiany w japońskich podręcznikach do historii związane z masakrą nankińską negujące podawaną przez stronę chińską liczbę ofiar.
* Ilustracja wykorzystana jako ikona wpisu: Simeon Scott; Źródło: Wikimedia Commons
Patronem artykułu jest NETIA, wspierająca inicjatywy społeczne w dziedzinie historii.