Ogólnokrajowy Strajk Kobiet pod hasłem #CzarnyProtest odniósł zamierzony skutek. Projekt Instytutu Ordo Iuris „Stop Aborcji” został odrzucony przez rząd Prawa i Sprawiedliwości już trzy dni po tym, jak kobiety oraz wspierający je mężczyźni wyszli na ulice. Problem w tym, że rezultat strajku był krótkotrwały. Protesty były konieczne, a ich zasięg zaskoczył wszystkich, tylko co z tego, skoro z końcem października trzeba było ponownie otworzyć parasolki, gdy rząd zaproponował jednorazową pomoc dla kobiet decydujących się na urodzenie dziecka z góry skazanego na śmierć po porodzie?! Pomysł jak z horroru odzwierciedla trwały pogląd większości polityków PiS-u o wyższości idei pro-life nad zdrowiem fizycznym i psychicznym kobiet. Nawet jeśli rządzący ugną się pod naciskiem Ogólnokrajowego Strajku Kobiet, kolejne radykalnie konserwatywne i antykobiece ustawy zostaną przepchnięte tylnymi drzwiami.
Tyle wiemy. Co więcej, wiedzieliśmy to od początku. #CzarnyProtest był ważny i konieczny. Pokazał, że kobiety z każdego regionu Polski i z każdego przedziału wiekowego mają dość przedmiotowego traktowania. Jednak spontaniczny charakter całej akcji sprawia, że unikamy odpowiedzi na najważniejsze pytanie: co dalej? Przy obecnych rządach Prawa i Sprawiedliwości tzw. polityka pro-life, odzwierciedlająca jednocześnie głębszy problem, jakim jest wiara w przymus rodzenia dzieci bez względu na wszystko, będzie wracać jak bumerang.
Żaden protest nie zmieni poglądów partii rządzącej. Co gorsza, żadna partia w obecnym składzie parlamentu nie może pochwalić się konsekwentną polityką obrony praw kobiet. Nowoczesna nie rozumie, że brak wsparcia finansowego dla biednych też jest formą opresji ze strony państwa. Platforma Obywatelska z Grzegorzem Schetyną na czele, perorującym o prawach reprodukcyjnych, jest po prostu niewiarygodna, ponieważ to za rządów tej partii jak ognia unikano problemu praw kobiet.
Spontaniczność Strajku Kobiet była jego siłą, jednak nawet współorganizatorki #CzarnegoProtestu muszą zdawać sobie sprawę z ograniczeń ruchu społecznego. Skumulowana przez jego uczestników energia musi znaleźć gdzieś ujście. Inaczej grożą jej rozproszenie i stopniowy zanik. Ludzie bowiem, nawet ci najbardziej wytrwali, nie będą w stanie wychodzić tłumnie na ulice za każdym razem, gdy kolejni politycy PiS-u zaproponują nowe drakońskie prawo. Zwłaszcza że do kolejnych wyborów parlamentarnych zostały jeszcze trzy lata. Trzy lata egzystencji kobiet w całkowitej niepewności jutra, poczuciu zagrożenia i wywołanego nim lęku.
Odpowiedzią na ten lęk musi być partycypacja polityczna. Chodzi tu zarówno o zachęcenie wyborców do regularnego udziału w wyborach i oddawania głosów na partie, które opowiadają się za walką o prawa kobiet, jak i o czynny udział w życiu politycznym. To wyzwanie, z którym musi zmierzyć się także #CzarnyProtest. Do wyborów pozostały bowiem TYLKO trzy lata. Oznacza to, że czas rozważyć scenariusz, w którym strajk społeczny przenosi się na forum polityczne i w naturalny sposób przejmuje pałeczkę w sztafecie do celu. Celu, którym jest prawne rozwiązanie problemu braku równouprawnienia kobiet w Polsce. Samostanowienie o swojej cielesności i zdrowiu oraz pomoc rodzinie to nic więcej jak jedna z wielu twarzy tego właśnie równouprawnienia.
Sama Marta Lempart, energiczna i charyzmatyczna liderka Strajku Kobiet, nie wykazuje żadnego zainteresowania udziałem w polityce i przynależnością do jakiejkolwiek partii. Zresztą z jedynym ugrupowaniem, które w pełni podziela jej poglądy, czyli Partią Razem, Lempart zdaje się pozostawać w swego rodzaju konflikcie o prymat w kwestii zainicjowania #CzarnegoProtestu. Szkoda, bo wspólnie łatwiej osiągnąć cel. W interesie Polski jest, by Partia Razem znalazła się w sejmie po kolejnych wyborach parlamentarnych. Obecny prawdziwy wylew konserwatywnych inicjatyw pokazuje, że sejm, w którym brakuje lewicy, jest po prostu niezdrowy. Partia Razem, jeśli przekroczy próg 5 proc., będzie mogła z mównicy sejmu walczyć o kobiety. Wsparcie ze strony protestujących, którzy opowiadają się za liberalizacją prawa aborcyjnego, równouprawnieniem płci i solidarnością społeczną z wykluczonymi grupami (do których zaliczają się również samotne matki i rodzice niepełnosprawnych dzieci), mogłoby oznaczać, że Partia Razem odnalazłaby swój stały elektorat, zaniedbany dotychczas przez inne partie.
Co więcej, wśród lokalnych uczestniczek protestu są z pewnością kobiety, które swoją pasję do walki o prawa kobiet chciałyby przenieść na scenę polityczną i tam też się spełniać. Odgórne wsparcie ze strony organizatorek ogólnokrajowego strajku, które chcąc nie chcąc stały się rozpoznawalnymi twarzami #CzarnegoProtestu, mogłoby pomóc tym kobietom znaleźć furtkę najpierw do polityki regionalnej, a następnie – krajowej. Niewykorzystanie tego potencjału i zmarnowanie szansy na szerszy udział w polityce kobiet, które #CzarnyProtest pobudził do działania, może okazać się niewybaczalnym błędem i zmarnowaną szansą na strukturalne rozwiązania.
Nie można winić ludzi za niechęć do polityki. Jednak całkowite jej unikanie może doprowadzić organizatorki Strajku w ślepą uliczkę ciągłych protestów bez realnego wpływu na kierunek polityczny, w jakim zmierza Polska. Na każdą rewolucję znajdzie się kontrrewolucja. Na głośny krzyk jednych drudzy odpowiedzą wrzaskiem. Krzyk jest ważny, tak samo jak ważne są protesty, którym udaje się zahamować krzywdzące dla kobiet projekty ustaw. Co jednak, jeśli przy następnej inicjatywie rząd Prawa i Sprawiedliwości postanowi zaryzykować i się nie ugnie? Co, jeśli kobiety, nie widząc efektów protestu, najzwyczajniej w świecie przestaną wychodzić na ulice?
O powodzeniu projektu decydują zwycięstwa zarówno duże, jak i małe. Te spektakularne są jak silny zastrzyk energii, jednak to te małe podtrzymują wiarę w ideę. Każda wypromowana przez inicjatorów Strajku przyszła polityczka będzie symbolem sukcesu – krok po kroku, kobieta za kobietą. Zwłaszcza gdy zacznie ich przybywać, w dodatku w różnych regionach kraju, nie tylko w Warszawie. Obecność w mediach, udział w debatach oraz przy tworzeniu projektów, zarówno na poziomie samorządowym, jak i krajowym, są jedynym sposobem na trwałe zwycięstwo, jakim będzie zapisanie prawa kobiet do decydowania w kwestiach rozrodczych zapisanych w Konstytucji RP. Długa do tego droga, póki co być może wręcz niewyobrażalna, ale jeśli chcemy, by kiedykolwiek była na to szansa, nie możemy uciekać przed polityką.
Instytucje polityczne nadają kobietom prawa, strzegą ich lub je odbierają. Jedynym sposobem zapobiegania temu ostatniemu jest odpowiedni udział w polityce tych, dla których walka o równouprawnienie jest kwestią nadrzędną. W obecnym parlamencie takie osoby są w wyraźnej mniejszości. Nie ma co liczyć na zmianę, jeśli politykę zostawimy w rękach obecnych lokatorów sejmu. Musimy więc szukać nowych twarzy. Naturalny wybór pada na uczestniczki i uczestników #CzarnegoProtestu. Jeśli tylko zechcą się zaangażować i znajdą odpowiednie wsparcie.
* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Zorro2212 (CC BY-SA 4.0); Źródło: Wikimedia Commons