Przywykliśmy już do tego, że w radiu i telewizji nie reklamuje się papierosów, wódki, a nawet dobrego wina. Czy niedługo uwolnimy się także od reklam środków na potencję, nietrzymanie moczu i zgagę? Niekoniecznie, choć jest szansa na ich ograniczenie.

W 2016 r. temat ten powracał kilkakrotnie. W kwietniu Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji opublikowała raport na temat reklamy leków i suplementów. Jak można się było spodziewać, oglądamy ich coraz więcej. „W 1997 r. przekazy handlowe produktów zdrowotnych i leków stanowiły 4,6 proc. wszystkich przekazów, w 2015 r. już prawie co czwarta reklama wyemitowana w TVP 1, TVP 2, TVN i POLSAT była przekazem handlowych produktów zdrowotnych i leków (24,7 proc.).” Jak wylicza Robert Stępniewski, „ponad 70 reklam preparatów farmaceutycznych jednego dnia «bombarduje» widza co 30 minut”. Wzrost liczby reklam produktów farmaceutycznych (w milionach) ilustruje także ta tabela.

We wrześniu 2016 r. Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej zaapelowało o rozważenie wprowadzenia w Polsce „zakazu reklamy leków dostępnych bez recepty, wyrobów medycznych oraz suplementów diety”. Obecnie Ministerstwo Zdrowia nadal rozważa tę kwestię. W świetle polskiego i unijnego prawa wprowadzenie całkowitego zakazu reklam leków i suplementów wydaje się mało prawdopodobne. Ich ograniczenie jest jednak i potrzebne, i wykonalne.

Suplementy poza kontrolą

Z suplementami wiąże się szereg problemów. Po pierwsze, jak pokazał raport KRRiT, reklamy nagminnie wprowadzają konsumentów w błąd, sugerując, że suplementy leczą. Po drugie, zarówno w Polsce, jak i na świecie kontrole składu suplementów wielokrotnie wykazywały, że zawierają one inne substancje, niż te wymienione na opakowaniach. Po trzecie, zażywanie suplementów często jest niepotrzebne, a bywa nawet groźne dla zdrowia.

Choć o tym, że suplementy diety nie są lekami, mówi się w Polsce od lat, Polacy nadal nie rozumieją, dlaczego jest to takie ważne. Jak w 2014 r. na łamach „Kultury Liberalnej” wyjaśniała dr Magdalena Popławska z Narodowego Instytutu Leków, „dane zapisane na etykietach suplementów – zgodnie z prawem – nie muszą być pełne. Firmy produkujące preparaty nie są zobligowane do udowadniania, że suplement jest bezpieczny, jak reaguje z innymi kategoriami żywności i lekami, czy może być stosowany przez szczególne grupy osób (np. kobiety w ciąży). Stwierdzenie szkodliwości możliwe jest tylko post factum – po jego zażyciu i wystąpieniu efektów niepożądanych”.

Z opakowania cukierków nie dowiemy się, że mogą powodować próchnicę. Na etykiecie wódki nie pisze się, że alkohol uzależnia. Umieszczanie na opakowaniu danego produktu wszelkich dostępnych informacji na temat jego wpływu na zdrowie byłoby absurdalne. Jednak kupując suplementy, często mamy wrażenie, że nabywamy coś, co bardziej przypomina leki niż cukierki. Sądzimy, że mamy do czynienia z substancją skuteczną i przebadaną. Tak jednak nie jest.

Zgodnie z prawem suplementy są żywnością. A produkcja leków podlega zupełnie innej kontroli niż produkcja żywności. Zanim dopuścimy do obrotu nowy lek, producent musi przeprowadzić liczne badania dowodzące jego nieszkodliwości i skuteczności. To dzięki nim na ulotce lekarstwa znajdziemy informacje o tym, jak często wywołuje ono dane efekty uboczne. Oczywiście także w procesie badania, produkcji i rejestracji leków zdarzają się nadużycia. Obecne regulacje są jednak sitem, które zwiększa bezpieczeństwo konsumentów leków. W przypadku rejestracji suplementów takiego sita brakuje.

Co skrywa skład suplementów?

W suplementach znajdowano już różne dziwne rzeczy: „W latach 2013–2014 przebadanych zostało na terenie Wspólnoty 570 próbek pobranych z środków na potencję sprzedawanych w 20 krajach. Aż 49 proc. z nich zawierało niedeklarowane w składzie substancje. Z kolei dwa lata temu kontroli poddano leki na odchudzanie dostępne w sklepach i w internecie w 23 europejskich krajach. Z 370 próbek niemal 48 proc. również zawierało niedeklarowane substancje” – alarmowała w 2014 r. „Gazeta Prawna”.

Co gorsza, coraz częściej zamawiamy leki i suplementy właśnie przez internet. Tymczasem, jak wyjaśnia cytowana już dr Magdalena Popławska, „kontrola firm zarejestrowanych zagranicą, monitorowanie procesu produkcji, pakowania i transportu zamawianych preparatów są praktycznie niemożliwe”. Zdecydowana większość leków i suplementów kupowanych online (zwłaszcza poza oficjalnymi stronami działających w danym kraju aptek) może być podrobiona.

Kupując suplementy, często mamy wrażenie, że nabywamy coś, co bardziej przypomina leki niż cukierki. Sądzimy, że mamy do czynienia z substancją skuteczną i przebadaną. Tak jednak nie jest | Emilia Kaczmarek

Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że te same substancje bywają zarejestrowane zarówno jako leki, jak i suplementy. Jak rozpoznać, co jest czym? Po opakowaniu. Przykładowo, witamina B zarejestrowana jako suplement ma na etykiecie napisane „suplement diety”, a na opakowaniu tej samej witaminy zarejestrowanej jako lek znajdziemy napis „OTC – lek wydawany bez recepty”. Cena obu preparatów może być taka sama. Jednak kupując witaminy, które są formalnie lekami, mamy większą pewność, że faktycznie znajdują się one we wnętrzu tabletki.

Co więcej, kupując lek, wiemy, że konkretną dawkę oraz sposób podania danej substancji (np. w formie tabletki) przebadano na ludziach. Tymczasem sprzedawcy suplementów takich jak witaminy w sprayu kuszą konsumentów wizją lepszego „wchłaniania się” tych substancji. Na stronach internetowych różnych produktów możemy przeczytać, że producent „uważa, iż naturalne składniki są lepiej wchłanianie” lub „wiele uwagi poświęca badaniom i próbom klinicznym”. Sformułowania te nie muszą jednak świadczyć o tym, że producent faktycznie przeprowadził badania kliniczne potwierdzające lepsze wchłanianie się tej substancji – m.in. dlatego że nie jest do tego prawnie zobowiązany.

Kiedy witaminy szkodzą?

Objawy przedawkowania i niedoboru wielu witamin są do siebie bardzo podobne. Skąd wiesz, czy Twoja dieta zawiera za dużo czy za mało danej substancji? Źródłem składników odżywczych są dziś nie tylko nieprzetworzone produkty spożywcze i tabletki z minerałami. Wiele witamin dodaje się także do gotowych produktów żywnościowych – znajdziemy je w składzie soków, cukierków czy płatków śniadaniowych.

Czy stosujesz zawierające beta-karoten preparaty na przedłużenie opalenizny, łykasz tabletki z witaminą A+E „na ładną cerę” i do tego jeszcze tran na odporność? Możliwy efekt: najpierw problemy ze skórą i paznokciami, wypadanie włosów, w końcu – spowodowane przedawkowaniem witaminy A – zaburzenia wątroby.

Łykasz potas, ale nadal łapią Cię częste skurcze mięśni? Przyczyną może być nadmiar, a nie niedobór potasu – w skrajnych przypadkach śmiertelnie niebezpieczny.

Jesteś przemęczona? Być może po prostu za dużo pracujesz, a nie brakuje Ci wcale magnezu. Przedawkowanie magnezu może powodować arytmię serca.

Witaminy i suplementy mogą być groźne dla zdrowia, dlatego Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów przestrzega:

„Nie diagnozuj swojego stanu zdrowia (ani zdrowia Twojego dziecka) na podstawie reklam. Te same objawy (m.in. przemęczenie, apatia, brak apetytu) mogą mieć różne przyczyny, niekoniecznie związane z brakiem magnezu […]

To, że jesteś aktywny fizycznie, czy też ukończyłeś 60 rok życia nie oznacza, że brakuje Ci konkretnej substancji odżywczej […]

Stosowanie suplementów diety u dzieci, zwłaszcza poniżej 6 roku życia, bez wskazania lekarskiego może zaszkodzić rozwijającemu się organizmowi, czego objawy mogą ujawnić się w późniejszym okresie (np. nadmierna ilość witamin może blokować naturalny system odpornościowy). Suplementy diety w postaci lizaków lub cukierków, mimo formy nadal pozostają suplementami ze wszystkimi tego konsekwencjami. Reklamy często sugerują niedobory np. wapnia u najmłodszych. Tymczasem bez odpowiednich badań nie możesz stwierdzić, czego rzeczywiście brakuje Twojemu dziecku […]”.

Jednym słowem, co za dużo, to niezdrowo – przy czym w kontekście suplementów diety dla wielu osób umiarkowana dawka oznacza… zero.

Polska lekomania to wielki biznes

Polacy kupują coraz więcej leków. Wzrost ten nie jest prostą konsekwencją starzenia się społeczeństwa [1]. Od kilku lat jesteśmy w ścisłej czołówce, jeśli chodzi o spożycie leków w Europie (wyprzedzają nas np. Francuzi). Producenci suplementów i leków sprzedawanych bez recepty żywią nadzieję, że za pomocą marketingu ten gigantyczny popyt można jeszcze bardziej podkręcić. Wreszcie będziemy w czymś rekordzistami!

Nie przypadkiem rekordzistą, jeśli chodzi o wydatki na reklamę, jest Aflofarm Farmacja Polska. Tylko w 2016 r. na reklamę firma ta wydała 1 834 436 564 zł. Najczęściej reklamowanym suplementem w Polsce był produkowany przez nią NeoMag.

Czy biorąc to wszystko pod uwagę, należy wprowadzić zakaz reklamy leków OTC i suplementów? Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową w wydanym w grudniu 2016 r. raporcie przewiduje, że taki zakaz spowodowałby ograniczenie pożytecznych wydatków na badania i innowacje. W końcu tracące zyski firmy będą musiały na czymś zaoszczędzić. Jednak firmy specjalizujące się w lekach bez recepty i suplementach nie słyną z nowych odkryć naukowych. Na tym rynku innowacje polegają najczęściej na wypuszczeniu tabletek o nowym smaku lub w formie musującej, ewentualnie na przerejestrowaniu leku dostępnego wcześniej na receptę na lek bez recepty, jak zrobiła to firma Aflofarm.

Co jeszcze dziwniejsze, w swoim raporcie IBnGR przekonuje, że zakaz reklamy suplementów doprowadzi do pogorszenia się „sytuacji finansowej pacjentów poprzez pozbawienie ich informacji o lekach, w tym o pojawiających się nowościach rynkowych”. O oszczędnościach uzyskanych dzięki ograniczeniu wydatków na niepotrzebne substancje lub leczenie szkód spowodowanych ich stosowaniem raport nie wspomina.

Tymczasem, jak przekonuje Walenty Zajdel, przewodniczący komisji ds. aptek szpitalnych Okręgowej Izby Aptekarskiej w Krakowie, od 6 do 13 proc. hospitalizacji spowodowanych jest błędami lekowymi. Wśród najtragiczniejszych można wymienić choćby przypadek z 2015 r., kiedy to mężczyzna zmarł z powodu przedawkowania dostępnego w lekach bez recepty paracetamolu. Różne środki zawierające ten sam paracetamol reklamowane są jako leki na odmienne dolegliwości – ból głowy, gorączkę, katar. Zażywając je naprzemiennie w ciągu jednej doby, można zrujnować sobie zdrowie.

Jak rozwiązać ten problem?

Firmy farmaceutyczne są przekonane, że najlepszym wyjściem z sytuacji jest samoregulacja. Producenci wspólnie ustalą zasady etycznej reklamy i będą ich przestrzegać. Najwygodniej być sędzią we własnej sprawie.

Ministerstwo Zdrowia nie musi jednak godzić się na te propozycje. Konieczne jest wzmocnienie instytucji zajmujących się nadzorem nad reklamą oraz radykalne zwiększenie finansowych kar za łamanie obowiązującego już prawa. Dodatkowo można ustanowić ograniczenia dotyczące liczby reklam produktów zdrowotnych w radiu i telewizji.

Wprowadzenie całkowitego zakazu wydaje się ostatecznością. Skoro jednak przeżyliśmy bez reklam leków na receptę, bez reklam papierosów i wódki, być może stać nas na kolejny zakaz reklamy?

Przypis:

[1] Jolanta Buczek, Paweł Poławski, „Medykalizacja kontroli społecznej. Opieka zdrowotna, sprzedaż i konsumpcja leków w Polsce” [w:] Joanna Zamecka (red.), „Identyfikacja i zarządzanie problemami społecznymi”, Katedra Socjologii Norm, Dewiacji i Kontroli społecznej IPSiR UW, Warszawa 2011, s. 82–100.