Przez wiele lat kwestie sanitarne w przestrzeni publicznej polskich miast były mocno zaniedbane. Szalety miejskie, wybudowane w większości przed 1989 r., podupadały. Wiele z nich zostało zamknięte, a niektóre – te, w których to było możliwe – przekształcano… w lokale gastronomiczne. W rezultacie doszło do prywatyzacji tych przestrzeni. Toaleta przestała być toaletą, ponieważ zamieniała się w restaurację lub bar i odwracała uwagę od swojej pierwotnej funkcji. I nawet mimo umieszczania na drzwiach informacji o ogólnodostępności szaletu, zainteresowanie nią spadało. Publiczna toaleta została zdegradowana do rangi zapomnianego udogodnienia z dawnych czasów, o którym niegdyś pamiętano, zaś po latach uznano za zbędną fanaberię.

W tym samym czasie w krajobrazie miejskim pojawił się swoisty erzac publicznej toalety, czyli znany wszystkim toi-toi. Spełniał dokładnie te same funkcje, co publiczna toaleta, przy czym nie generował kosztów. No a że śmierdział? Drodzy Państwo, jak jest zima, to jest zimno, prawda? A że szalet to nie łąka kwietna, nikogo przekonywać nie trzeba. Zaś swoją tymczasowością oraz niskim poziomem estetycznym wpisywał się w złą kondycję polskiej przestrzeni publicznej po 1989 r. Toi-toi obsługiwany był zwykle przez prywatną firmę, z zewnątrz drażnił banałem, a w środku po prostu straszył mroczną zawartością. Wejście do większości z nich było swoistym testem na wytrzymałość, a niektóre stanowiły gotowy materiał na koszmar senny.

Obecnie można zauważyć zapowiedzi pewnych zmian. Warszawa rozpoczyna realizację projektu nowej miejskiej toalety. Poznań ogłasza konkurs na szalet. Także inne miasta zaczynają interesować się tematem ogólnodostępnej łazienki. Przestrzeń miejska zaczyna zyskiwać ostatnie brakujące ogniwo. Kiedy nasiedzimy się już na nowych ławkach, napatrzymy na piękną zieleń zrewaloryzowanych parków, musimy w końcu skorzystać z ustronnego miejsca, „gdzie nawet król chodzi piechotą”. Łączenie projektowania przestrzeni publicznych z wytyczaniem miejsc sanitarnych było w dużej mierze nieobecne na przełomie ostatnich lat. Czy obecne działania to symboliczne domknięcie tej luki?

Wydaje się, że to konieczny ruch we właściwym kierunku. Słuszny również ze względu na skalę. W Warszawie powstanie cała sieć nowych toalet. Nie będzie to jeden szalet schowany w jakimś ustronnym miejscu. Będzie ich wiele, co jest o tyle ważne, że podwyższy jakość samej przestrzeni wokół tych punktów. Efekt skali również może zniwelować kwestie demolowania miejskich toalet. Znamy z przeszłości przypadki, w których nowy, ładny szalet właściwie chwilę po otwarciu bywał dewastowany. Z pewnością kilka nowych toalet podzieli ten sam los, lecz w ostatecznym rozrachunku ów problem nie musi okazać się aż tak uciążliwy.

Czy nowe szalety wpłyną na jakość przestrzeni polskich miast, o tym dopiero się przekonamy. Już dziś możemy jednak uznać, że to potrzebna interwencja. Z pewnością będzie to w jakimś sensie powrót do dobrych wzorców myślenia o przestrzeni miejskiej, które gdzieś w pół drogi zostały zapomniane.

*/ Ikona wpisu: Max Pixel, CC0 Public Domain