Nasz rząd, jak się okazało po półtora roku jego działania, jest wysoce memogenny. Pod ostrzałem mediów i internetowych trolli znajduje się zwłaszcza pani premier. Oprócz gaf, przejęzyczeń i pomyłek często opisywane są jej wpadki modowe. Dlaczego to właśnie ona najbardziej obrywa za swój styl (lub jego brak)?

Większość naszych polityków nie ma pojęcia o doborze oficjalnego stroju: reprezentują styl wąsatego wuja z wesela, ich garnitury są workowate i niedopasowane. Ale jakie to ma właściwie znaczenie? Przecież powinniśmy zadać zupełnie inne pytanie: dlaczego tzw. opinia publiczna ocenia mężczyzn przez pryzmat ich działań, natomiast kobiety w polityce są postrzegane przez warstwę wizualną i w konsekwencji karcone przede wszystkim za styl?

Ich ubranie jest zasłoną dymną, która zatrzymuje uwagę na tym banalnym poziomie. To niesprawiedliwe. Równie żenująca wydaje się obrona poprowadzona na tej samej, stylowej linii. Jak pisze choćby gazeta.pl: „Śmialiście się z żółtego żakietu Beaty Szydło? Błąd, jest teraz bardzo modny”. Obrona koloru żakietu pani premier jest cokolwiek nie na miejscu i banalizuje sposób funkcjonowania kobiet w polityce. Już sama kampania Beaty Szydło była niemożliwe irytująca: dlaczego głównym wątkiem jej kampanii wizerunkowej stały się błyskotki i broszki, niemające nic wspólnego z politycznymi gestami, deklaracjami, działaniami? Wygląda to tak, jakby jedynie przedmioty mogły nadać kobiecie wartość w politycznej grze.

Różnica między męskim działaniem a kobiecym stylem staje się jeszcze bardziej widoczna w przypadku amerykańskiej pary prezydenckiej. Melania Trump przykuła uwagę mediów przede wszystkim swoją „niezbyt chwalebną” przeszłością oraz „sukienkowym dramatem”, kiedy to w proteście przeciw deklaracjom politycznym jej męża kilkudziesięciu projektantów odmówiło współpracy przy stylizacjach pierwszej damy. Sytuację opisywało wiele magazynów i czasopism, takich jak „Daily Mail”, „Telegraph”, „Economic Times” czy „Harper’s Bazaar”. Melania występuje w tym duecie w roli wizytówki mężczyzny, bo czymże innym mogłaby być w tej klasycznej męsko-damskiej relacji. Jej wizerunek ma służyć budowaniu pozycji Donalda i wszystkie jej działania (a może raczej małe gesty) są nakierowane na jego prezentację.

Oczywiście nie opisuję tutaj nic nowego, mówimy o klasycznym układzie, w którym kobieta jest podwójnie podporządkowana: spojrzeniu z zewnątrz i porządkowi wizualnemu. Ta podwójna relacja sprawia, że kobiecą pozycję we współczesnej polityce w dużej mierze określa się poprzez przedmioty.

Wizerunek kobiet w polityce jest budowany przede wszystkim przez przedmiot – ubranie, które staje się znaczącym sposobem komunikacji. W pewien sposób kobiety są jednowymiarowe, doświadczamy ich postaci jedynie zmysłem wzroku – są przede wszystkim widziane. Dlatego tak nie śmieszy mnie „premier Pikachu” – jedyna kobieta w tym równym rządku ciemnych garniturów, ośmieszona przez kolor żółty – element zupełnie niepasujący do oczywistego, męskiego ładu.

Melania Trump i Beata Szydło podchodzą do porządku przedmiotów z dwóch różnych stron. Polska premier opiera swój wizerunek na surowym modelu męskim – brakuje tam odciągających uwagę szczegółów; brak kobiecych dodatków, miękkich linii. Wszystkie elementy wyglądu są maksymalnie uproszczone: ciężka bryła marynarek z bardzo wąskimi kołnierzami, męskie koszule z dużymi, podniesionymi kołnierzami à la Słowacki, proste spódnice za kolano lub proste spodnie o cygaretowym kroju, męskie poszetki adaptowane na apaszki. Żaden dodatkowy element nie rozprasza całościowego ujęcia sylwetki. Włosy są przycięte krótko, odsłaniając twarz. Buty – toporne i stabilne, niczym wygodne buty urzędnika. W jej przypadku, każda próba przełamania męskiego wizerunku kończy się katastrofą.

W stylu Szydło znaleźć można również odwołania do postaci Margaret Thatcher, Madeleine Albright i innych silnych kobiecych politycznych osobowości. Tak jak istnieje reprodukowany w systemie społecznym model kobiecy [1], tak samo istnieje powielany model kobiety polityka. Autonomiczna jednostkowość staje się konformistyczna – wszyscy dążą do podobnego sposobu prezentacji siebie i spełnienia tej samej estetycznej fantazji. Podobieństwo wizualne ma działać tutaj na zasadzie „magii podobieństwa” – razem z wizerunkiem pojawią się podobne cechy i skojarzenia. Broszki, które są najbardziej rozpoznawalnym elementem jednostkowości Szydło, nie są symbolem autonomii – są talizmanem i kolejną emanacją znanego wzorca w ciągu reprezentacji.

Z kolei Melania Trump miękko wpada w klasyczny model kobiety „przy boku mężczyzny”. Reprodukuje porządek, w którym kobieta jest niemym obrazem, określanym przez swoje ciało i swój wizerunek. Nosi obcisłe, dopasowane, „kobiece” sukienki w pastelowych kolorach – zwłaszcza białe, błękitne i różowe, z akcentami falbanek, koronek, odkrytymi ramionami, draperiami i kuszącymi rozcięciami. Zawsze balansuje na cienkich, bardzo wysokich szpilkach. W tym wypadku nie ma mowy o żadnym igraniu z klasycznym wizerunkiem i wykorzystywaniu go na własnych zasadach – to zupełne podporządkowanie się narzuconemu wizerunkowi, bycie elementem ciągu anonimowych reprezentacji tego, co rozumiane jest jako kobiece.

Roland Barthes uważał, że język unieruchamia percepcję na pewnym poziomie zrozumiałości, natomiast obraz pozwala na percepcyjną swobodę. Nie przewidział, że współczesne techniki manipulacji obrazem zatrzymają eksplozję znaczeń – widzimy tylko to, co powinniśmy zobaczyć. Tworzone za pomocą wielu odwzorowań tego samego modelu opozycje to puste odbicia: „proces różnicowania jest sterowany przez sztuczne zwielokrotnienie modeli” [2]. W ten sposób media tworzą jednostkową wyjątkowość kobiet w polityce: ładna – brzydka; stylowa – niemodna; zachwycająca – popełniająca gafy; dawna pierwsza dama – obecna pierwsza dama i tak dalej. To samozwrotna gra, która prowadzi donikąd. Kobieta pozostaje przedmiotem, którym można dowolnie manipulować.

Wydawać by się mogło, że Beata Szydło i Melania Trump w zupełnie inny sposób konstruują swój wizerunek: pierwsza próbuje korzystać z „męskiego wzorca”, druga zupełnie poddaje się porządkowi spojrzenia. Jednak z punktu widzenia mody ta różnica nie ma żadnego znaczenia. W obu przypadkach kobiety wciąż są poddane hierarchii przedmiotów i nie są warte więcej niż ich wizerunkowa reprezentacja.

 

* Ikona wpisu: Voltordu, CC0 Public Domain, Pixabay.

 

Przypisy:
[1] Jean Baudrillard, „Modele Strukturalne” [w:] Społeczeństwo konsumpcyjne: jego mity i struktury”, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2006.
[2] Jean Baudrillard, „Społeczeństwo konsumpcyjne: jego mity i struktury”, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2006.