Społeczne procesy, jakie zaszły w erze PRL-u, bywają sprowadzane do „schłopienia” polskiego miasta. Oto pozbawione elit na skutek ludobójczej polityki okupantów w czasie II wojny światowej sięgnęło ono do ostatniego dostępnego rezerwuaru siły żywej – chłopstwa właśnie. Jeżeli już zgodzić się na ten, nadmiernie przecież uproszczony, obraz przemian społecznych, to niewątpliwie brakuje w nim miejsca na komplementarny proces modernizacji wsi. Jednak skoncentrowana na mieście – i jednocześnie elitocentryczna – interpretacja najnowszej historii Polski bardzo to utrudnia. W emblematycznym dla tego sposobu myślenia „Eseju o duszy polskiej” Ryszard Legutko pisał wręcz o „narodzie PRL-owskim”, zbudowanym przez komunistów niejako w opozycji do „narodu II Rzeczpospolitej”. Dla Legutki ten drugi pozostawał prawowitym dziedzicem wielowiekowej tradycji, pierwszy zaś – uzurpatorem.
Jednak to, co wydaje się tak jednoznaczne na gruncie refleksji nad ideami, z punktu widzenia historii społecznej jest daleko bardziej złożone. Tego dowodzi lektura znakomitej książki Eweliny Szpak „«Chory człowiek jest wtedy jak coś go boli». Społeczno-kulturowa historia zdrowia i choroby na wsi polskiej po 1945 r.”, nominowanej ostatnio do Nagrody Historycznej Tygodnika „Polityka”. Sam tytuł – nieco może przydługi – zdaje się wskazywać, że mamy do czynienia z pozycją hermetyczną. To jednak mylne wrażenie. Książka ta jest bowiem rzadkim w naszym kraju przypadkiem niezwykle kompetentnej pracy historycznej, napisanej dynamicznie i z werwą, a nadto obficie korzystającej z instrumentarium innych nauk, m.in. socjologii, antropologii czy etnologii. Jednocześnie zachęca ona do szerszej refleksji na temat modernizacji, jakiej po 1945 r. doświadczyła nie tylko polska wieś, ale również polskie miasto.
Co prześnione, co zapoznane
Andrzej Leder pisze w swej najbardziej znanej książce o wymuszonej przez zewnętrzne siły „prześnionej rewolucji”. Miała ona przeorać polskie imaginarium polityczno-społeczne, pozostając jednocześnie rzeczą nie w pełni uświadomioną przez polskie społeczeństwo. Jego sugestywne wywody oparte są jednak w znacznej mierze na intelektualnych spekulacjach. Ewelina Szpak w swojej pracy również interesuje się procesami modernizacyjnymi, czyni to jednak w oparciu o wnikliwe badania źródłowe. Jeżeli u Ledera robiło wrażenie śmiałe stosowanie Lacanowskiej psychoanalizy do interpretacji stanu ducha Polaków, to u Szpak uznanie wzbudzi jej umiejętność wyłuskiwania precyzyjnych informacji i budowania z nich wyważonych interpretacji. Jest to tym bardziej istotne, że opisywany przez nią proces fundamentalnej zmiany, bardziej niż „prześniony”, w moim przekonaniu pozostaje do dziś niedoceniony.
Badania zdrowia i choroby mają już ugruntowaną pozycję w światowej humanistyce, czego dowodem są choćby dzieła Michela Foucault, Susan Sontag czy Georgesa Vigarello. W Polsce traktowano je do tej pory po macoszemu. To kolejny powód, by docenić pracę Eweliny Szpak, pionierską na gruncie krajowej nauki. Zdrowie i choroba zwyczajowo są elementem historii intymnej, natomiast poza te granice wychodzą pojęcia biopolityki i biowładzy, odnoszące się do przestrzeni publicznej. Ta dwoistość rodzi nie tylko problemy źródłowe, ale również konceptualizacyjne. Autorka zdecydowała się z jednej strony na przedstawienie sposobu funkcjonowania instytucji odpowiedzialnych za profilaktykę i leczenie, a z drugiej – na ukazanie przemian, jakie zaszły w stosunku mieszkańców wsi do zdrowia i choroby. W efekcie ujęcie ilościowe – dotyczące przede wszystkim aspektu instytucjonalnego – zostaje uzupełnione wnikliwymi badaniami jakościowymi. Dzięki temu obraz przedstawiony przez Szpak jest zniuansowany i przekonujący.
Wskazuje ona na przykład na daleko idącą umowność rewolucji, jaka zaszła na polskiej wsi na skutek rozpadu świata przedwojennego. Przykładem może być tu pozycja lekarza w wiejskiej społeczności. Choć propaganda komunistyczna starała się go przedstawiać jako pioniera modernizacji działającego w interesie ludu, to jednak mieszkańcy wsi pozostawali wobec niego nieufni, postrzegając go bardziej jako „obcego” niż „swojego”. Stąd też wiele potrzeba było czasu, aby lekarze zdobyli zaufanie swoich pacjentów, a tym samym, by instytucjonalne zaplecze weszło w rzeczywistą interakcję z ludnością, dla której było budowane. W tym kontekście zmiany na polskiej wsi jawią się raczej jako systematyczna ewolucja, a nie rewolucja.
Obraz ten jest zresztą bardziej jeszcze skomplikowany, paradoksalnie bowiem ważną rolę w zmianie społecznej pełniła jednostka. Peerelowscy Judymowie udawali się na wieś polską motywowani w różny sposób, ale to w znacznej mierze od ich zaangażowania – wytrwałości, elastyczności, a nierzadko sprytu – zależał faktyczny sukces misji cywilizacyjnej. Znaczenie tego rodzaju jednostkowych działań jest trudno mierzalne, ale niemożliwe do zakwestionowania. W dążeniu do szerszych uogólnień Ewelina Szpak nie traci ich jednak z pola widzenia. Dzięki temu unika też zamykania się w schematycznych – i mających ograniczoną wartość – spojrzeniach wzorowanych choćby na saidowskim postkolonializmie.
Biopolityka
Modernizacja z natury rzeczy prowadzi do niszczenia struktur tradycyjnych, zastanych. Wprowadzenie jej do świata wiejskiego musiało wywoływać konflikty, a co dopiero tam, gdzie mowa była o sferze intymności. Państwowe instytucje ochrony zdrowia weszły na wieś szeroką ławą właśnie po II wojnie światowej. Komuniści już w końcu lat 40. zdecydowali się na rozbudowę systemu opieki zdrowotnej na wzorzec sowiecki, tak by stał się on powszechny, kompleksowy i bezpłatny. Niewątpliwie czynili to dla realizacji pryncypiów ideowych (hipermodernizacyjny komunizm był przecież w teorii najlepszą rzeczą, jakiej ludzkość kiedykolwiek doświadczyła). Plany te okazały się zbyt ambitne i trzeba było wprowadzać je na raty, gdyż zrujnowanego państwa nie było stać na objęcie opieką zdrowotną wszystkich mieszkańców wsi.
W polityce zdrowotnej prowadzonej przez komunistyczne państwo wobec wsi można dostrzec aspekt Focaultowskiej władzy-wiedzy. Narzucanie norm sanitarnych, służące choćby powstrzymaniu epidemii chorób zakaźnych, i wiążące się z tym stopniowe rozszerzanie instytucjonalnej opieki zdrowotnej (np. w postaci masowych szczepień) przyczyniało się wszak do faktycznego zwiększenia centralizacji państwa. Podobnie można spojrzeć na edukację sanitarną i służącą pogłębieniu świadomości zdrowotnej. Obrazowym przykładem może tu być systematyczne wprowadzanie dla nazwania poszczególnych schorzeń pojęć z języka medycznego, a rugowanie tych stosowanych tradycyjnie w kulturze ludowej. Badania kolejnych generacji ludności wiejskiej pokazują zresztą, jak bardzo skuteczne były to praktyki.
Nie można jednak zapominać o znacznie mniej subtelnych próbach politycznego wykorzystania opieki zdrowotnej. Oto np. w początku lat 50. chłopi indywidualni byli dodatkowo zachęcani do przyłączenia się do spółdzielni rolniczych obietnicami objęcia bezpłatnym leczeniem przeciwgruźliczym. Ci, którzy zdecydowali się na pozostanie prywatnym gospodarzem, nie mieli na to szans. Charakterystyczne jest zresztą, że w teorii słuszna ideologicznie, uspołeczniona wieś powinna być zdrowsza i jednocześnie bardziej świadoma (a zatem – nowocześniejsza). W gruncie rzeczy nie miało to wiele wspólnego z prawdą. Ewelina Szpak wskazuje, że jeśli idzie o świadomość zdrowotną niewiedza łączyła wówczas członków spółdzielni i indywidualnych gospodarzy.
Dla biopolityki prowadzonej przez władze PRL-u fundamentalne znaczenie miało wprowadzenie powszechnej opieki zdrowotnej dla wszystkich mieszkańców wsi z początkiem roku 1972. Do tej pory obejmowała ona jedynie pracowników sektora państwowego lub „uspołecznionego”. Jak interpretować ten krok? Można uznać to za nagą próbę przekupienia wsi, za czasów gomułkowskich permanentnie niedoinwestowanej. Ale w gruncie rzeczy było to coś więcej. Była to jednocześnie manifestacja siły i konsekwencji komunistycznego państwa, realizującego swoje obietnice w zakresie ochrony zdrowia. Oprócz tego zaś był to ogromny cywilizacyjny krok do przodu.
Próba oceny skuteczności działań Polski Ludowej na rzecz ochrony zdrowia na wsi wypada zresztą według autorki zdumiewająco korzystnie. Udało się nie tylko zasadniczo poprawić parametry wiejskiego zdrowia, jak choćby zmniejszyć śmiertelność noworodków, ale także zniwelować w tym względzie dystans pomiędzy miastem a wsią. Innym aspektem – już nie ilościowym, ale jakościowym – są jednostkowe obserwacje przytaczane w toku narracji. Uzupełniają one obraz, dowodząc systematycznie poprawiającej się jakości wiejskiego życia na przestrzeni lat 1945–1989.
Upublicznienie prywatnego
O ile materialne dziedzictwo, jakie pozostawiła po sobie PRL odnośnie do wiejskiej ochrony zdrowia, ma się źle, czego dowodem zlikwidowane lub niszczejące wiejskie przychodnie, o tyle przełom w myśleniu mieszkańców wsi na temat swojego zdrowia jest wartością trwałą. Dlatego badania Eweliny Szpak nad przekształceniami mentalności są jeszcze bardziej frapujące.
Dla uchwycenia tych zmian w dłuższej perspektywie bardzo cenne okazują się odniesienia do sytuacji sprzed 1939 r. Szczególnie znamienne wydały mi się różnice pomiędzy wsią a miastem w sposobach konstruowanie pojęć „brudu” i „czystości”. Stanowią one dowód na istnienie dwóch odrębnych sposobów myślenia, aparatów pojęciowych i wrażliwości. W niemałym stopniu stanowiły one też oczywiście odzwierciedlenie poziomu cywilizacyjnego wsi i miasta. W tym kontekście można dostrzec, że epoka PRL-u przyczyniła się do zasadniczego zmniejszenia istniejącego dystansu. Kluczowe było tu uznanie zdrowia obywateli za kwestię państwową, co pociągnęło za sobą upublicznienie problemu opieki zdrowotnej.
Nie od razu rzecz jasna wstydliwie skrywane objawy stały się przedmiotem troski. Ale według Szpak Weberowskie „odczarowanie” dało się wyraźniej zaobserwować w myśleniu mieszkańców wsi już w latach 60., a kolejna dekada wniosła już zupełnie nową jakość. Ewolucja ta jest o tyle istotna, że przecież dotyczy spraw obciążonych ogromnym ładunkiem emocjonalnym. Choroba, z rzeczy nie tylko wstydliwej, ale wręcz przynoszącej nieszczęście, hańbiącej, zamieniła się w problem do rozwiązania. Stając się elementem świata codziennego, została w pewnym sensie oswojona. Tym samym zniesiona została najpierw wrogość, a później ambiwalencja, otaczająca instytucje opieki zdrowotnej. Te ostatnie, ze szpitalem na czele, zostały zaakceptowane, stając się trwałym elementem codzienności.
Modernizacja ta nie jest jednak procesem domkniętym. Dowodzą tego barwnie odmalowane przez autorkę losy „lecznictwa niemedycznego”, reprezentowanego zwłaszcza przez znachorów. Choć oni sami zniknęli właściwie z wiejskiego krajobrazu, to potrzeba alternatywy wobec narzuconego systemu ochrony zdrowia istniała i wciąż istnieje. Dowodem popularność uzdrowicieli w rodzaju Anatolija Kaszpirowskiego, a także – bardziej już współczesnych – rozmaitych metod „medycyny alternatywnej”. Tę formę oporu wobec biowładzy obserwujemy i na wsi, i w mieście.
Nowoczesność na raty
W barwnej „Konopielce” Edward Redliński ukazuje koniec tradycyjnego świata wiejskiego. Katalizatorem tego procesu jest – przybyła z zewnątrz – nauczycielka wymuszająca zmianę dotychczasowych przyzwyczajeń. Taki obraz to atrakcyjna literacka metafora, niewiele jednak mająca wspólnego z rzeczywistością. Tymczasem praca Eweliny Szpak ukazuje zmagania polskiej wsi z nowoczesnością ujęte w karby rozważań naukowych. Ponad wszelką wątpliwość widać, że modernizacja ta była często chaotyczna, nierzadko pozorna i jedynie częściowa. Jednocześnie jednak nie przychodziła tylko z zewnątrz. Trudna do zakwestionowania jest choćby rola odgrywana w tym procesie przez chłopourzędników i chłoporobotników. To oni byli bowiem propagatorami miejskiego stylu życia na wsi, tym bardziej przekonującymi, że przecież wywodzącymi się z tych samych lokalnych społeczności. Fenomen ten ciągle czeka na swojego badacza.
Książka Eweliny Szpak to w moim przekonaniu jedna z ważniejszych pozycji, jakie ukazały się w ostatnim czasie na półkach polskich księgarń. To nie tylko świadectwo badawczego rozmachu i szerokości horyzontów autorki. To dowód, że warto przekraczać granice tworzone przez najbardziej nawet efektowne modele. Ani Legutko, ani Leder nie byli w stanie w tak pełny sposób oddać głosu mieszkańcom polskiej wsi. Tymczasem Ewelina Szpak przekonująco pokazała ich jako podmiot przemian, a nie jako bezwolnego aktora historii. Jej książka dowodzi, że w ogólnohumanistycznej debacie na temat interpretacji najnowszych dziejów Polski historycy mają do powiedzenia coś ważnego.
Książka:
Ewelina Szpak, „Społeczno-kulturowa historia zdrowia i choroby na wsi polskiej po 1945 r.”, Instytut Historii PAN, Warszawa 2016.