Szanowni Państwo,

„Czy Platforma zamienia się w PiS?!” – Bartosz Węglarczyk wprost zapytał Grzegorza Schetynę. Podobnie Jacek Żakowski w rozmowie z liderem PO nagle skonstatował, że Schetyna posługuje się językiem PiS-u. W ostatnich dniach nie tylko dziennikarze przecierali oczy ze zdumienia.

Wśród wielu paradoksów polskiej polityki jednym z największych pozostaje ten, jak bardzo partia, która definiuje się jako lider obozu anty-PiS jest do Prawa i Sprawiedliwości podobna. Niedawne wypowiedzi lidera Platformy Obywatelskiej na temat programu Rodzina 500+, wieku emerytalnego czy polityki wobec uchodźców pokazują, że zamiast „totalnej opozycji” mamy raczej do czynienia z może nie „totalną”, ale dość wierną kopią. Platforma oskarża PiS o populizm i działanie na szkodę państwa, a jednocześnie chce nie tylko utrzymania, ale i rozszerzenia sztandarowych pomysłów przez to ugrupowanie wprowadzonych. Co ciekawe ta „nowa” Platforma zdecydowanie odcina się od rozwiązań, które jeszcze niedawno sama wprowadzała w życie!

Wyborcy PO mogli być jednak zaskoczeni tym zwrotem akcji. Szczególnie gdy Grzegorz Schetyna oświadczył, że „problem uchodźców nie istnieje”, nikt ich przyjmowania od Polski nie oczekuje, a on sam nie chce, by tu przyjeżdżali, i jest to oficjalne stanowisko partii. Zaledwie kilka dni później Komisja Europejska zagroziła ukaraniem Polski, Węgier i Austrii za niedotrzymywanie umowy w kwestii przyjmowania określonych przez Unię kwot uchodźców. Kwot, na które zgodził się dwa lata temu rząd Ewy Kopacz, w którym Schetyna – przypomnijmy – był szefem dyplomacji! Przewodniczący próbował tłumaczyć, że uchodźców oczywiście przyjąć trzeba, ale PO jest przeciwna wpuszczaniu „nielegalnych imigrantów”. Ale w tym samym czasie wiceszef partii, Tomasz Siemoniak, przekonywał, że PO zostawiła PiS-owi dobry mechanizm relokacji, bo… żaden uchodźca do Polski nie przyjechał. Takich niespodzianek w ostatnim czasie było więcej.

W połowie maja ukazał się raport europejskiego oddziału organizacji ILGA (International Lesbian, Gay, Bisexual, Trans and Intersex Association) dotyczący poziomu życia osób homoseksualnych i homofobii. Wśród krajów UE Polska zajęła trzecie miejsce od końca, zbliżając się raczej do Rosji, Turcji czy Azerbejdżanu niż do Europy. Podczas gdy aż 23 kraje Unii wprowadziły jakieś formy legalizacji związków jednopłciowych, Grzegorz Schetyna przekonuje, że o związkach partnerskich będzie rozmawiał dopiero po wyborach, tak aby nie zniechęcać do siebie bardziej konserwatywnych wyborców.

Ale wolty Platformy nie dotyczą przecież tylko szeroko rozumianych spraw obyczajowych. Chociaż PO jeszcze niedawno krytykowała program Rodzina 500+, dziś chce go rozszerzać. A mimo że to rząd PO–PSL podnosił wiek emerytalny, dziś Platforma nie tylko nie chce wracać do tamtych rozwiązań, ale jeszcze obiecuje wyborcom dodatkową emeryturę. To wszystko po powołaniu na stanowisko głównego ekonomisty partii dr. hab. Andrzeja Rzońcy, przez lata związanego z Forum Obywatelskiego Rozwoju, think tanku krytycznie oceniającego skutki reformy emerytalnej PiS-u czy programu Rodzina 500+. Dziś Rzońca twierdzi, że PO doprowadzi do wzrostu gospodarczego, co pozwoli jej sfinansować obietnice socjalne. Dokładnie takich samych argumentów używa do obrony swojego planu wicepremier Mateusz Morawiecki.

Obywatele mają prawo odczuwać, że w dyskusji o zupełnie zasadniczych kwestiach nie są traktowani jak dorośli ludzie.

Jaką partią jest dziś zatem Platforma? „Uważam, że centrum jest miejscem najlepszym dla Platformy jako skutecznej antytezy dla PiS-u. Musimy też mieć mocne skrzydło liberalne i konserwatywne”, mówił Schetyna w rozmowie z „Kulturą Liberalną”. Kilka miesięcy później twierdził, że PO musi utrzymać mocną „konserwatywną kotwicę” i skończyć z „lewicowymi eksperymentami”.

Co to dokładnie znaczy? Po upływie kilku miesięcy od rozmowy „Kultury Liberalnej” z liderem PO – nadal nie wiadomo. Wiadomo tylko, że zasadniczym celem PO jest wygrana z PiS-em.

W podobnym tonie wypowiadają się inni politycy Platformy. „Platforma jest partią centrową, co zresztą widać w układzie w parlamencie. Ma skrzydła bardziej konserwatywne i bardziej liberalne, czy też lewicowe”, mówi Joanna Kluzik-Rostkowska w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim. Po czym dodaje, że „PO jest tym ugrupowaniem, które ma największe szanse na odsunięcie PiS-u od władzy”, a „w tych warunkach wydaje się to ważną potrzebą”.

„Programem Platformy jest normalna Polska. Dziś najważniejszym celem jest odsunąć PiS od władzy”, twierdzi z kolei Michał Boni w rozmowie z Adamem Puchejdą. „Jest w PO miejsce dla posłów, którzy są bliżsi twardym regułom nauki katolickiej, ale i dla takich, którzy są o wiele bardziej otwarci. Trzeba ich ze sobą spotkać”.

Jak to jednak przełoży się na konkretne propozycje programowe w kwestii podatków, obecności w Unii Europejskiej, kosztownych programów socjalnych? Nie wiadomo. Dyskusję o programie zarówno Grzegorz Schetyna, jak i inni członkowie PO najwyraźniej chcą odłożyć na potem. Diabeł tkwi w szczegółach – ale, co ciekawe, taką strategię popiera znaczna część mediów krytycznych wobec obecnego rządu.

„Ostatnie ataki tzw. środowisk liberalno-lewicowych na Grzegorza Schetynę za wypowiedź, że Platforma nie będzie przyjmować nielegalnych imigrantów, ujawniły polityczną niedojrzałość tej strony”, napisała dziennikarka tygodnika „Polityka” – w istocie w kontrze choćby do cytowanego Jacka Żakowskiego z tej samej przecież redakcji. Zdaniem autorki, nadrzędnym celem wszystkich ugrupowań powinno być odsunięcie Prawa i Sprawiedliwości od władzy. Czy to oznacza, że powinniśmy tolerować każdą wypowiedź lidera PO i każdą programową woltę, jeśli tylko jego zdaniem pomoże ona w pokonaniu PiS-u?

Uważamy, że nie. Takie podejście całkowicie zwalnia polityków Platformy z myślenia programowego. Polacy mają oddać głos na partię Schetyny tylko dlatego, że nie jest PiS-em i mimo tego, że w wielu punktach jest do PiS-u bardzo podobna. Analiza 278 głosowań sejmowych, którą przeprowadził politolog z Uniwersytetu Oksfordzkiego Radosław Zubek pokazuje, że „większość klubu PO była «za» 159 razy (57 proc.), a w 16 przypadkach (6 proc.) wstrzymała się od głosu. Innymi słowy, w odniesieniu do ponad 60 proc. ustaw przyjętych w obecnej kadencji Platforma zajęła stanowisko pozytywne lub neutralne. Teza o «totalności» opozycji PO nie znajduje zatem specjalnego potwierdzenia”.

Wyborca, o którego głos zabiega Platforma ma prawo wiedzieć i domagać się wyjaśnienia, jaka logika stoi za tymi decyzjami i jakie wartości wyznaje dane ugrupowanie. W przeciwnym razie, po ewentualnej przegranej PiS-u w kolejnych wyborach rządy obejmie partia kompletnie do tego nieprzygotowana, której spoiwem jest jedynie niechęć do obecnego rządu. „Zgodnie z logiką odwetu na stanowiska powrócą ci sami czy podobni ministrowie, skądinąd znani ze schyłkowej fazy rządu Ewy Kopacz”, przewidywał niedawno redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”, Jarosław Kuisz. „Byle tylko ktoś reprezentował retorycznie linię anty-PiS, wszystko będzie wybaczone i zapomniane. Będzie to zaproszenie dla wszelkiej maści politycznych konformistów”.

PO wydaje się informować nas, iż w Polsce faktycznie wygrać może jedynie partia prawicowa. „PiS-u nie można pokonać pod tęczowym sztandarem”, twierdzi Jarosław Flis w rozmowie z Adamem Puchejdą. „Tzw. obóz lewicowo-liberalny jest wymarzonym kontrkandydatem dla PiS-u, bo tak swoje poglądy określa tylko ok. 5 proc. polskich wyborców”. Rzecz jednak w tym, że dziś od Schetyny nikt chyba nie oczekuje pójścia w ślady np. kanadyjskiej Partii Liberalnej Justina Trudeau. Przy wszystkich założeniach dotyczących politycznego PR-u, można oczekiwać jednak elementarnej spójności programowej i wierności deklaracjom, które on sam i jego partia składali raptem kilkanaście miesięcy temu. Do wyborów parlamentarnych daleko. Można choćby przygotować dobre do przejęcia władzy po PiS-ie kadry.

PO „przez wiele miesięcy chwalono […] głównie za to, że chce być «opozycją totalną» wobec PiS-u. Osobom, które na przekór tej tendencji starały się wykazać, jak wiele do życzenia pozostawia nie tylko obecna, ale i poprzednia partia rządząca, przyklejano łatki «symetrystów». Zarzucano im «brak realizmu» albo i gorzej, że są «pożytecznymi idiotami», którym rządy PiS-u są w gruncie rzeczy na rękę. Wszystko to zgodnie z założeniem, że lepszy jest nawet pozbawiony podstaw atak na PiS niż żądanie podniesienia poziomu polskiej opozycji partyjnej. W taki sposób pod hasłami realizmu politycznego znalazła schronienie bylejakość”, pisze Karolina Wigura z redakcji „Kultury Liberalnej”.

Platforma konsekwentnie wzmacnia wizerunek partii bezideowej, która przyjęła strategię mimetyzmu, licząc na to, że upodabniając się do partii rządzącej, przekona do siebie mniej dogmatyczną część jej elektoratu. Tak oto partia, która chce być ucieleśnieniem „anty-PiS”, coraz bardziej się do PiS-u zbliża. To rodzi uzasadniony niepokój, że zmiana jednej partii na drugą będzie rozczarowaniem. Czy naprawdę PO gotowa będzie wyrzec się dobrowolnie zapuszczania na te obszary władzy, na które bez ceregieli wdarł się PiS?

I nie łudźmy się, że to jedynie strategia wyborcza, zaś po zwycięstwie PO przedstawi nam całe bogactwo spójnych propozycji programowych. Tak jak dziś powtarzaną nieustannie mantrą jest konieczność przerwania rządów Prawa i Sprawiedliwości, tak po wyborach najwyższą koniecznością stanie się… zapobieżenie powrotowi PiS-u do władzy!

Batalia o to, czy wrócimy w te same koleiny, w które nasza polityka wpadła w roku 2005, toczy się już dziś, niezależnie od kalendarza wyborczego. Jeśli od polskich polityków nie zaczniemy wymagać więcej, jeśli sama przynależność do partii opozycyjnej stanie się certyfikatem kompetencji, wynik kolejnych wyborów nawet największym przeciwnikom PiS-u może szybko przynieść wiele rozczarowań.

Zapraszamy do lektury
Redakcja „Kultury Liberalnej”