W porównaniu z marcowymi protestami, które zakumulowały frustrację Rosjan z ponad 80 miast i stanowiły największą antyrządową manifestację od 2011 r., moskiewski mityng wydaje się dość skromny. Abstrahując jednak od jego liczebności, emocje wzbudza cel protestu – a więc obrona przed „renowacją” znacznej części stolicy Rosji, która może dotknąć ponad 1,5 mln ludzi.
Projekt obecnego mera Moskwy, Sergieja Sobianina, jednoczy moskwian – aczkolwiek nie w taki sposób, w jaki chciałoby tego merostwo. Na prospekt Sacharowa przybyły różne grupy mieszkańców stolicy – tych z centrum i z przedmieść, zaangażowanych politycznie i niebędących nigdy na jakiejkolwiek manifestacji. Przybyli, aby zaprotestować przeciwko planom tzw. renowacji.

Życie i los „chruszczowek”

O co w niej tak naprawdę chodzi? Na początku tego roku Sobianin spotkał się z prezydentem Władimirem Putinem, by przedstawić głowie państwa program wyburzenia moskiewskich czteropiętrowców, popularnie nazywanych „chruszczowkami”. Te budynki mieszkalne – zazwyczaj z cegły bądź z wielkiej płyty – budowane były masowo za rządów I sekretarza Nikity Chruszczowa, stąd ich nazwa. Merostwo plan ich zburzenia uzasadnia złym stanem technicznym i wielkimi kosztami renowacji – według moskiewskich władz taniej jest je zburzyć i wybudować nowe bloki z nowoczesnych materiałów. Istotnie, część z tych czteropiętrowców jest w opłakanym stanie.

Początkowo projekt miał dotyczyć lokalów mieszkalnych, w których żyje – według ocen merostwa – 1,6 mln ludzi. 10 marca plan przybrał postać ustawy, która trafiła pod obrady Dumy Państwowej. 20 kwietnia projekt został przyjęty w pierwszym czytaniu – „za” głosowało 397 deputowanych, 4 – „przeciwko”, 1 wstrzymał się od głosu. Procedura wywołała szereg kontrowersji wśród moskwian. Największe wątpliwości budziło pytanie o nowe lokale dla wysiedlonych – w jaki sposób budynki będą wyceniane, jak władza może pomóc mieszkańcom w przeprowadzce, czy prywatne środki włożone w np. remont zostaną zwrócone. Odpowiedzią władz były konsultacje, podczas których przedstawiciele merostwa mieli szczegółowo ten program wyjaśnić i uspokoić społeczeństwo.

Konsultacje planowano zorganizować dla mieszkańców wszystkich okręgów Moskwy, ale władze bardzo szybko odwołały większość spotkań. W efekcie przeprowadzono je jedynie w trzech częściach terytorialnych Moskwy. Nic więc dziwnego, że sale pękały w szwach, a ludzie – niemieszczący się w głównym pomieszczeniu – odsyłani byli do innych pokoi, gdzie mogli obejrzeć transmisję rozmów. Atmosfera była gorąca – przedstawiciele władzy nerwowo próbowali uspokoić mieszkańców. Padły wzajemne oskarżenia – merostwo oskarżono o łamanie konstytucji oraz przeprowadzanie kolejnej, przymusowej „kolektywizacji”.

W rezultacie program został znacząco okrojony. 2 maja opublikowano pełną listę domów – razem z interaktywną mapą – które podlegają planom renowacji. Było ich prawie dwa razy mniej – w marcowej wersji projektu znajdowało się 8 tys. bloków przeznaczonych do wyburzenia, teraz jest ich 4,5 tys. Zmniejszenie liczby budynków wzbudza wątpliwości z wielu powodów. Okazuje się, że na liście figurują nie tylko typowe „chruszczowki”. Zrównane z ziemią mają być także budynki pochodzące z innych okresów, o diametralnie odmiennej architekturze. W spis włączono między innymi 111-letnią kamienicę i bloki mieszkalne z okresu stalinowskiego.

Nie jest znany także powód, dla którego zmniejszono liczbę gmachów – Sergiej Sobianin ogłosił, że na liście figurują jedynie te budynki, które znajdują się w niezadowalającej kondycji, a których mieszkańcy w co najmniej 2/3 zgadzają się na „renowację”. Skąd merostwo posiada te dane – nie wiadomo. Te niejasności jeszcze bardziej obniżają wiarygodność władz i skłaniają do szukania innych przyczyn programu. „Oczyszczone” z mieszkańców połacie terenu – bardzo często położone w doskonałych punktach komunikacyjnych – można przecież sprzedać z wielkim zyskiem deweloperom. Zarobi na tym nie tylko miasto, ale i jego włodarze.

Kreml trzyma rękę na pulsie

Władze potwierdziły, że przypieczętowanie losu budynków zależeć będzie od samych mieszkańców. Decyzję o zrównaniu budynku z ziemią podejmą lokatorzy na drodze głosowania – internetowego bądź w lokalnych urzędach. Wieczorem 14 maja otwarto e-voting na platformie „Aktywny obywatel”. Dzień później system przestał działać, prawdopodobnie wskutek ataku hakerskiego. Sam zresztą proces głosowania może budzić duże wątpliwości ze względu na brak możliwości monitorowania wyników przez niezależnych obserwatorów wyborczych – całą procedurę kontroluje jedynie merostwo, które przecież jest jedną ze stron konfliktu.

Mieszkańcy danego budynku mogą wyłączyć swoje lokale z renowacyjnego spisu, jeśli więcej niż 1/3 lokatorów opowie się przeciwko. Po co jednak w ogóle głosowanie, skoro – rzekomo – bloki mają być wyburzane ze względu na ich zły stan techniczny i zagrożenie, jakie stwarzają?

Moskiewskim wydarzeniom z uwagą przygląda się położony na kremlowskim wzgórzu ośrodek prezydencki. Jak dowiedział się rosyjski koncern medialny RBK, władza federalna obecnie dystansuje się od planów renowacji. Jesienią odbywają się wybory samorządowe i to od ich wyniku w Moskwie zależeć będą dalsze działania politycznego centrum. Jeden z federalnych urzędników wyższego szczebla wyraził jedynie ubolewanie, że program staje się powodem dla protestacyjnej aktywności mieszkańców stolicy.

Sama ustawa o renowacji czeka obecnie na termin drugiego czytania. Po demonstracji z 14 maja, wszystkie cztery frakcje parlamentarne rozpoczęły wzmożone prace nad poprawkami do dokumentu – w założeniu mają one brać pod uwagę zastrzeżenia moskwian. Tekst poprawionego dokumentu nie został jeszcze opublikowany – poprawki mają być przyjmowane do 3 czerwca, a samo czytanie odbędzie się 6 czerwca. Decyzja o przyjęciu bądź odrzuceniu ewentualnych zmian podjęta zostanie jeszcze przed ogłoszeniem wyników głosowania samych lokatorów – mieszkańcy mogą bowiem głosować do 15 czerwca.

Komentatorzy podkreślają dość wygodną pozycję Kremla, który może wykorzystać plan renowacji dla własnych celów. Władimir Putin ma możliwość wystąpienia przeciwko planom renowacji w dogodnym dla siebie momencie, czym skompromituje moskiewskie merostwo, ale jednocześnie zaskarbi sobie łaskawość moskiewskich wyborców.

Osobną kwestię stanowi to, czy tak znaczący projekt dotyczący stolicy Rosji mógł zostać opracowany bez wiedzy samego prezydenta – nie wydaje się to prawdopodobne. Zatem odcięcie się od merostwa może być zaplanowane już od dawna, a sama „renowacja” ma dla Kremla znaczenie czysto polityczne. Przypomnijmy, że już w marcu 2018 r. odbędą się wybory prezydenckie – być może ostatnie dla Władimira Putina. Głosy 13-milionowej metropolii będą w nich bardzo istotne.

Protesty w całym kraju

Moskiewski spór wpisuje się w szereg innych, lokalnych protestów w różnych częściach Rosji, w których po jednej stronie stoją mieszkańcy, po drugiej zaś lokalna władza. Charakter demonstracji jest różny, wystarczy tu wymienić właśnie moskiewskie wystąpienie przeciwko „renowacji”, strajk kierowców tirów w Dagestanie czy rozmaite protesty ekologiczne w różnych rosyjskich miastach. Choć dotyczą one rozmaitych kwestii, sytuacja pozostaje podobna – ludzie zbierają się w swoich ośrodkach, aby poruszyć konkretną kwestię społeczną czy gospodarczą. Demonstranci kładą też silny nacisk na apolityczność swoich akcji. Kiedy jednak staje się do otwartego konfliktu z lokalnymi decydentami, to całkowite odcięcie się od „wielkiej” polityki nie jest możliwe.

Wystąpienie przeciwko „renowacji” – oficjalnie apolityczne – można łatwo umieścić w szerszym kontekście politycznej dynamiki w Federacji Rosyjskiej. Masowe protesty w marcu i wciąż nierozwiązane kwestie lokalne – tak jak właśnie w Moskwie – to negatywne sygnały dla kremlowskiej elity. Na 12 czerwca, a więc w Dzień Rosji – narodowe święto upamiętniające uchwalenie deklaracji o suwerenności Federacji Rosyjskiej – opozycjonista Aleksiej Nawalny wyznaczył kolejną „turę” protestów przeciwko rządowej korupcji. Polecił obywatelom wyjście na ulice z flagami narodowymi w ramach celebracji narodowego święta – jest to swoistym taktycznym wybiegiem. Dla moskwian – o ile niejasności dotyczące „renowacji” nie zostaną wyjaśnione – 12 czerwca stanowić będzie kolejną okazję do demonstracji.

Merowski program, jak tłumaczy jeden z samorządowców moskiewskich i aktywista opozycyjny Konstantin Jankauskas, rodzi ryzyko gigantycznej korupcji przy jego realizowaniu. „Korupcja” pozostaje tu hasłem kluczowym – bowiem to przeciwko niej jednoczą się Rosjanie od Kaliningradu po Władywostok. W marcu antykorupcyjne demonstracje ogarnęły ponad 80 rosyjskich miast i stanowiły pierwsze tak masowe protesty od 2011 r. Do zmobilizowania społeczeństwa, jak się okazało, wystarczyło wyraźne pokazanie demoralizacji władz – temu służył film „On nie jest dla was Dimonem”. Dokument pokazywał ukryty majątek premiera Rosji, Dmitrija Miedwiediewa – skala jego nieuczciwości przelała czarę goryczy wśród Rosjan. To właśnie korupcja jest podstawą społecznej frustracji – zarówno w Moskwie, jak i w mniejszych ośrodkach – ponieważ przejawia się wszędzie: i na poziomie lokalnym, i federalnym. Wielu Rosjan, nawet niezaangażowanych politycznie, chce wyrazić swój sprzeciw.

 

Fot. Andrew Kuznetsov (CC BY 2.0), źródło: flickr.com