Wu Xiaohui, założyciel i dyrektor chińskiego giganta ubezpieczeniowego Anbang, który w ubiegły piątek został zabrany na przesłuchanie i jeszcze z niego nie wrócił, to prawdopodobnie nie tylko jeden z licznych przykładów poświęcenia figuranta, lecz także sygnał czegoś znacznie poważniejszego – początku walki z korupcją w chińskim systemie finansowym.

Anbang przyciągnął uwagę zagranicznych mediów dopiero trzy lata temu, kiedy ta właściwie nieznana na Zachodzie chińska firma ubezpieczeniowa kupiła legendarny nowojorski hotel Waldorf Astoria za prawie 2 mld dolarów. W kolejnych latach ubezpieczyciel usiłował kupić kilka innych hoteli, nieruchomości i banków, w kilku przypadkach bez powodzenia, w innych – z sukcesem. Niezależnie od efektu, wiadomości o Anbangu i jego szefie trafiały do mediów chińskich i zagranicznych i budziły zdumienie – jak to możliwe, że ta firma dysponuje tak olbrzymim kapitałem i tak lekką ręką chce inwestować go za granicą. A to wszystko w czasie, kiedy rząd chiński coraz bardziej stanowczo ogranicza wypływ pieniędzy z Chin… Sława firmy jeszcze bardziej wzrosła, gdy okazało się, że Anbang prowadził rozmowy o kupnie nieruchomości od Jareda Kushnera, zięcia obecnego prezydenta USA, Donalda Trumpa. Co prawda do transakcji nie doszło, plotki jednak głoszą, że to Pekin ściągnął lejce, nie chcąc eksponować swoich wpływów w najbliższym otoczeniu prezydenta, lecz pokazuje to skalę działań i śmiałość chińskiej firmy.

Na czele Anbangu stoi – a może już powinien pojawić się tutaj czas przeszły? – wspomniany już Wu Xiaohui, który założył firmę zaledwie w 2004 r. Pod jego zarządem doszła ona do poziomu giganta – jej kapitał pod koniec 2016 r. oszacowano na 323 mld dolarów. Drogę do sukcesu, poza niewątpliwą smykałką do interesów, wybrukowały jednak inne przymioty osobiste pana Wu – jego żona, Zhuo Ran, jest wnuczką Deng Xiaopinga, wielkiego reformatora i przywódcy Chin w latach 1978–1989. Od samego początku Anbang miał zresztą szczęście – a to w zarządzie siedział syn byłego premiera, a to syn marszałka armii chińskiej. Nie powinno zatem dziwić, że mały ubezpieczyciel samochodowy pięknie rósł w siłę, aktywa i wachlarz produktów finansowych sprzedawano również w bankach czy online. Jednak prawdziwa rewolucja nastąpiła w 2014 r., kiedy liczba udziałowców firmy zwiększyła się nagle z 6 do 39, a kapitał wzrósł czterokrotnie. Anbang stał się trzecim na lokalnym rynku ubezpieczycielem i – mając w nosie coraz to nowe przepisy chińskiego nadzoru finansowego, ograniczające inwestycje zagraniczne i wypływ kapitału – zaczął działać na globalną skalę.

Kluczem do zrozumienia mogłaby być lista udziałowców firmy, niestety ustalenie jej przerosło nawet możliwości dziennikarzy „New York Timesa”, którzy próbowali dociec, kto i co stoi za Anbangiem. Sam Wu i jego żona udziałowcami już nie są, za to udziały warte kilka czy kilkanaście milionów dolarów należą do różnych krewnych i znajomych pana Wu z rodzinnej miejscowości, a adresy innych prowadzą do pustych biur na obrzeżach Pekinu. Ewidentnie za Anbangiem stoją potężne i bogate osoby, które nie pragną rozgłosu, chcą słyszeć jedynie szelest pomnażających się aktywów. Biorąc pod uwagę pochodzenie małżonki – należącej do najwyższych kręgów tzw. czerwonej arystokracji – mogą to być postacie z samych szczytów obecnych kręgów rządzących Chinami.

Dlatego aresztowanie Wu Xiaohuia może być nie tylko początkiem szerokiej akcji wymierzonej w korupcję i przekręty sektora finansowego, ale także głębokich przetasowań politycznych. Jesienią tego roku będzie miał miejsce XIX Zjazd KPCh, podczas którego nastąpi wymiana aż pięciu z siedmiu członków Komitetu Stałego – gremium faktycznie rządzącego krajem. Pozostanie jedynie dwóch najważniejszych – przewodniczący Xi Jinping i premier Li Keqiang. Xi od początku swoich rządów usiłuje walczyć z korupcją, w jego oczach stanowiącą największe zagrożenie dla istnienia partii. Obiecywał walczyć nie tylko z muchami, lecz także z tygrysami, czyli z wielkimi i wpływowymi, którzy zeszli na złą drogę. Sektor finansowy do tej pory omijała wielka fala czystek, ale ostatnie „zniknięcia” czy aresztowania kilku miliarderów, np. Xiao Jianhua uprowadzonego w styczniu z hotelu w Hongkongu, z którym do dziś nie wiadomo, co się dzieje, pokazują, że w Chinach złożono parasol ochronny rozłożony nad wielkimi firmami.

Szefowie największych chińskich banków czy innych instytucji obracających wielkimi pieniędzmi to nie zwykli bankowcy latami awansujący w strukturach firmy, zazwyczaj są to dzieci, krewni lub powinowaci wysoko ustawionych politycznie osób, które przez swoich ludzi nie tylko kontrolują przepływy gigantycznych kwot – zazwyczaj poza Chiny – ale także mogą budować swoje zaplecze polityczne i lekceważyć oficjalną politykę Pekinu. Anbang prawdopodobnie ma posłużyć jako ostrzeżenie dla innych, że lekceważenie zaleceń władz, wplątywanie się w interesy z politykami obcych krajów, ryzykowne inwestycje i przyciąganie uwagi światowych mediów nie prowadzą do niczego dobrego i ściągają na głowę kłopoty.

Obecny atak na sektor finansowy, a także wcześniejsze aresztowania kilkunastu urzędników z organów nadzoru finansowego, to zatem nie tylko walka z korupcją, ale i prawdopodobnie także walka z grupami wpływów, przetasowanie sił i konsolidacja władzy przed jesiennym zjazdem partii – najważniejszym wydarzeniem politycznym Chin tego roku i najbliższych pięciu lat.

Ikona wpisu: ivanacoi, Pixabay.com