cialo

„Człowiek o tym samym nazwisku – pisał w jednym z tekstów Wiktor Jerofiejew – to idiotyczny sobowtór, zagrożenie, cień, same nieprzyjemności. Kradnie twoją energię, nie robiąc absolutnie nic, czyni to wyłącznie poprzez fakt swego istnienia. Człowiek o tym samym nazwisku to zawsze uzurpator, samozwaniec, kroki Komandora, kamienny gość, pretendujący do twojego JA, do identyczności” [1]. Uzurpatorem w tym ironicznym opisie jest oczywiście sam jego autor, swego czasu nader często mylony z innym Jerofiejewem – Wieniediktem.

Dziś trudno jednak pomylić twórcę „Rosyjskiej piękności” z autorem „Moskwy-Pietuszki”. Wiktor Jerofiejew okrzepł już w roli jednego z najczęściej tłumaczonych i zapraszanych rosyjskich pisarzy, którego obecność na książkowym rynku wzmacniają dodatkowo artykuły publikowane w „The Times Literary Supplement” czy „The New York Review of Books”.

Z jednej strony to cieszy – pisarzowi, który włada piórem tak jak Jerofiejew, należą się odpowiednie honory i popularność. Z drugiej – sprawia, że stajemy się ostrożni. Nasz autor to przecież enfant terrible rosyjskiej literatury, człowiek o niewyparzonym języku i niezmierzonych pokładach sarkazmu, dekonstruktor nadwołżańskiej duszy, prześmiewca, mistrz groteski, który bije jak w bęben w każdy przejaw politycznej poprawności (rosyjskiej i nierosyjskiej), postmodernista, liberał i libertyn. Czy miano klasyka nie stoi w sprzeczności z tą piękną rozrabiacką kartą?

„Ciało”, kolejny tom opowiadań wydany właśnie w Polsce w tłumaczeniu nieodżałowanego Michała B. Jagiełły, świadczy, że Jerofiejew wciąż jest w formie. Literacka łobuzerka odchodzi tu na całego. Jest i pean na cześć męskiego porannego wzwodu, i filozoficzna apologia męskich jaj, i skrupulatna analiza promiskuityzmu pijanych kobiet. Są zoologiczne przypowiastki, autoironiczne wspomnienia pisarza dysydenta i quasi-reportażowe zapiski z różnych zakątków Eurazji: raz z komercjalizujących się Sołowek, raz z Centralnego Więzienia Władimirskiego, innym razem z Donbasu, a jeszcze innym – z paryskiej restauracji. Miłośników dosadnej lapidarności ucieszy najkrótsze opowiadanie na świecie składające się z jednego zdania („Chuj ocknął się wcześniej niż budzik”), kryptomizoginów – lamenty seksualnie wyposzczonych żon z tekstu „Żegnaj, małżeńskie łoże!”, rubasznych lubieżników – typologia błon dziewiczych z opowiadania „Piorun kulisty”. Innymi słowy, kupa śmiechu, milion mrugnięć okiem i ogrom dobrej zabawy.

Proza Jerofiejewa jest jednak zbyt inteligentna, by chodziło w niej tylko o to, abyśmy pławili się we własnym rechocie. I nie idzie tu jedynie o autoironię, jaką rosyjski pisarz obficie faszeruje swoje dzieło. I przesadzona autoironia, i rechot skutkują tym samym – nadmiarem samozadowolenia, które przedzierzga się niespodziewanie w umysłowe lenistwo. W przypadku autoironii owo samozadowolenie jest zresztą jeszcze bardziej irytujące, gdyż paradoksalnie często przeziera przez nie pogarda intelektualisty („Popatrzcie, jak potrafię się do siebie zdystansować!”).

Z humorem Jerofiejewa jest trochę inaczej. Po pierwsze, był wykuwany w zderzeniu z tymi, których Kundera za Rabelais’m nazwał agelastami – a więc ludźmi, którzy się nie śmieją. Jak tłumaczył to w swoim znakomitym eseju o „Żarcie” Kundery Alain Finkielkraut, „dla agelasty wszystko jest jednością. Zamieszkuje w prawdzie i ta prawda nie tylko łączy ludzi jako takich, lecz łączy również duszę z ciałem, intencję z czynem, prawdę z pozorem, to co realne, z tym co racjonalne. Żaden dystans nie wchodzi w grę. W tym niepodzielnym pejzażu nie ma miejsca na żaden trywialny, przypadkowy, prozaiczny lub frywolny szczegół. W królestwie agelastów panuje brak podziału i Bóg zlewa się ze światem” [2]. Nietrudno zgadnąć, o jaki niepodzielny pejzaż chodzi w przypadku Jerofiejewa. W zbiorze „Ciało” uosabia go niejaki major Kaliningradow, członek komitetu – mniejsza o to, czy stalinowskiej, czy putinowskiej Rosji – który jednym telefonem potrafi przyprawić o biegunkę najbardziej nawet buńczucznego inteligenta. To jemu podobnych wyśmiewa Jerofiejew, pokazując, że przekonanie o jednowymiarowości tego świata wszystko zamienia w swoją własną karykaturę.

To jednak nie wszystko. Jerofiejew swój humor – co nie jest już tak oczywiste – zwraca też w drugą stronę – przeciwko tym, którzy, będąc dokładnym przeciwieństwem agelastów, śmieją się bezustannie. Rechoczą w telewizji i na ulicach, w barach, pubach i szaletach publicznych, karmieni „odpadkami myśli, sieczką wideoklipów, rynsztokami tabloidów”. Dla nich świat również ma jeden wymiar – w tym jednym wymiarze z wszystkiego można zrobić sobie bekę. Jerofiejew skrupulatnie opisuje ów proceder: „Najpierw trzeba stanąć na czworakach, zastygnąć w tej pozie i trwać tak bez ruchu przez jakiś czas. Na przykład chociażby przez godzinę. A potem nagle poderwać nogi i zaczepić je za uszy. Z głowy ulecą wówczas ostatnie myśli i staniesz się wolny, absolutnie wolny, i zaczniesz swobodnie pierdzieć i rechotać, a kiedy ktoś powie ci: «Umarła twoja mama» – też znajdziesz powód, żeby porechotać i popierdzieć” [3].

Jerofiejew obrońca różnorodności i wielowymiarowości świata? Humor w obronie człowieka? Czy nie brzmi to nieco kiczowato?

Ależ owszem, tyle że Jerofiejewa przed występowaniem w roli pociesznego pedagoga, stojącego na straży światowego pluralizmu i chłoszczącego wszystkich na odlew batem ironii, ratuje jedno – te nieliczne momenty, w których na chwilę przestaje się śmiać i tylko dyskretnie się uśmiecha. W „Ciele” dzieje się tak choćby wtedy, gdy pisarz wspomina sylwetkę ojca, spotyka Jurija Brodskiego, przewodnika po Sołowkach albo opisuje nieme zdziwienie Schnittkego po premierze opery „Życie z idiotą”, do której napisał niegdyś libretto. Te wszystkie fragmenty pokazują, że między Jerofiejewowską drwiną a szyderstwem, karykaturą a hiperrealistycznym, okrutnym portretem, mimochodem rzuconym chujem a piczką, jest na szczęście trochę miejsca dla zwykłej ludzkiej czułości.

Przypisy:

[1] Wiktor Jerofiejew, „Jerofiejew kontra Jerofiejew (Metafizyka zbieżności nazwisk)” [w:] tenże, „Bóg X”, przeł. Michał B. Jagiełło, wyd. Czytelnik, Warszawa 2010, s. 100.
[2] Alain Finkielkraut, „Nie bez drżenia śmieje się mędrzec” [w:] tenże, „Serce rozumiejące. Z lektur”, przeł. Jan M. Kłoczowski, Warszawa 2012, s. 22.
[3] Wiktor Jerofiejew, „Traktat o pierdzących dziewczynach” [w:] tenże, „Ciało”, przeł. Michał B. Jagiełło, wyd. Czytelnik, Warszawa 2017, s. 65.

 

Książka:

Wiktor Jerofiejew, „Ciało”, przeł. Michał B. Jagiełło, wyd. Czytelnik, Warszawa 2017.

 


Wiktor Jerofiejew będzie gościem 5. Big Book Festival. Spotkanie z pisarzem, prowadzone przez Piotra Kieżuna, odbędzie się 24 czerwca (sobota) o godz. 16.00 w Audytorium Medium, w dawnym gimnazjum im. Klementyny Hoffmanowej przy ul. Emilii Plater 31 w Warszawie. Serdecznie zapraszamy!


logo z data