Już 6 lipca do Polski zawita prezydent Donald Trump. Będzie to wizyta przed spotkaniem szczytu G20, który odbędzie się w Hamburgu dzień później. Spotkanie to wydaje się potrzebne zarówno prezydentowi Stanów Zjednoczonych, jak i polskiemu rządowi. Temu pierwszemu choćby dlatego, że traci coraz wyraźniej poparcie w sondażach zaufania i popularności, a wizyta ta odpowiednio przedstawiona może odwrócić ten trend. Z kolei polski rząd, coraz bardziej osamotniony w UE, dzięki temu spotkaniu może pokazać, że to już nie Europa, ale Ameryka jest naszym najważniejszym partnerem.

Dla gospodarza Białego Domu wizyta w naszym kraju może być także sposobnością do upieczenia kilku pieczeni na jednym ogniu. Będzie on mógł w łatwy sposób pokazać całemu światu, że wzmacnia wschodnią flankę NATO przeciwko agresji Rosji, a więc, że coraz częstsze oskarżenia o współpracę z Kremlem są bezpodstawne. Co ciekawe, mimo że Trump na ostatnim szczycie NATO nie zadeklarował publicznie podtrzymania amerykańskich zobowiązań wynikających z artykułu 5, to zarazem znacznie podniósł wydatki na armię (o około 40 proc.), zwiększył też środki przeznaczone dla wojsk amerykańskich w Europie, w tym w Polsce. Być może zaobserwujemy więc wzmocnienie obronności wschodnich partnerów Sojuszu, czym prezydent w przemówieniu na placu Krasińskich w Warszawie będzie mógł się chwalić. Gdyby więc w jego mowie padły jakieś konkretne obietnice w kwestiach wojskowych, byłaby to dla nas dobra wiadomość.

Dodatkowo po ostatnim dość oschłym spotkaniu z liderami UE, po którym Merkel, Macron i Tusk zgodnie stwierdzili, że strategiczne partnerstwo między Europą i USA się kończy, prawie chóralnie uznając, że nie są w stanie porozumieć się z prezydentem USA w najważniejszych kwestiach (vide pakt klimatyczny, który Trump odrzucił), jego wizyta w Polsce wygląda trochę jak kuksaniec dany Europie Zachodniej. Można ją odczytywać jako sygnał wspierający kraje Europy Środkowej i krytykę polityki ekonomicznej Niemiec. Trump w oczywisty sposób, przyjeżdżając w końcu na spotkanie z liderami państw Trójmorza, będzie samą swoją obecnością uwiarygodniał ten projekt, poza Polską niemający za bardzo zwolenników, którym Warszawa chce skontrować tandem Paryż–Berlin. Zobaczymy więc, jaka będzie reakcja obu stolic na tę wizytę.

Jeśli ze strony Trumpa padną propozycje osłabiające machinę francusko-niemiecką, zapewne trafią u nas na podatny grunt. Taktyka prezydenta USA wydaje się w tej kwestii dość czytelna – celem jest osłabienie jedności Unii. Również stronie polskiej w toczącym się sporze z Unią będzie zależało na wskazaniu takich elementów, które ją z Trumpem łączą, a więc antyunijnych i antyimigracyjnych. W końcu osłabiając sojusz z UE, należy szukać godnego zastępstwa, a Stany w tej roli (nawet wirtualnej) sprawdzają się idealnie. Zwłaszcza że silnych i liczących się międzynarodowo krajów, które realnie mogłyby wesprzeć Polskę i na których wsparciu Polsce zależy, nie jest wiele. Z pewnością zaogni to i tak już mocno napiętą sytuację wewnątrz Unii. Nie należy zapominać również o tym, że Trump jest osobą o dość nieprzewidywalnym temperamencie, zatem współpraca z nim może się okazać wcale nie tak prosta. Problemy mogą zacząć się wtedy, kiedy polski rząd do wymienionych powyżej elementów, mających wskazywać na wspólną agendę ideową, dołączy retorykę antyrosyjską. A z zapowiedzi ministra Waszczykowskiego wynika, że będzie on chciał podnieść kwestię rosyjskiej interwencji na Ukrainie. Jeśli tak zrobi, reakcja Trumpa może go bardzo rozczarować.

Najistotniejszą częścią wizyty będą jednak prawdopodobnie nie kurtuazyjne i oficjalne przemowy (choć, jak zdążyliśmy się już chyba nauczyć, wizyty zagraniczne obecnego prezydenta USA nigdy nie są sztampowe), lecz kwestie dotyczące spraw gospodarczych prowadzone w rozmowach z liderami państw naszego regionu. Czy Trump ma jakąś nową propozycję współpracy ekonomicznej z naszym regionem, czy też powtórzy garść klasycznych uwag? Czym państwa Europy Środkowo-Wschodniej zechcą przyciągnąć jego uwagę? Jakie propozycje ze strony Polski szykuje minister Morawiecki na to robocze spotkanie? Czy pochwali się swoim planem? Jeśli celem wizyty Trumpa jest podział wewnątrz Unii oraz próba przejęcia inicjatywy przed szczytem G20, to powinniśmy spodziewać się jakiegoś mocnego komunikatu w tym zakresie. Z wcześniejszych tweetów prezydenta wiadomo, że chce on zmniejszyć deficyt wymiany handlowej z UE i jest nieprzychylny umowie TTIP. Zapewne będzie więc chciał wspierać współpracę bilateralną z państwami Trójmorza, tak by ominąć poziom decyzyjny UE. Może również namawiać te kraje do ostrzejszej gry przeciwko protekcjonistycznej polityce ekonomicznej Niemiec i zachęcać do kupowania amerykańskich produktów, zwłaszcza z sektora militarnego.

Patrząc zatem realnie na różnice interesów w ramach państw skupionych wokół Trójmorza oraz krytykę płynącą pod naszym adresem ze strony Europy Zachodniej, wizyta Trumpa raczej doleje oliwy do ognia, niż załagodzi obecne konflikty. Nad relacjami UE–Polska zbierają się więc coraz ciemniejsze chmury. W tej sytuacji warto pozostać wstrzemięźliwym co do realnego zacieśnienia współpracy między Polską i USA, a samą wizytę oceniać raczej pod kątem prestiżowym i symbolicznym.

Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Gage Skidmore, Wikimedia Commons.