22 proc. – średnio taki odsetek ankietowanych w 37 krajach zbadanych przez Pew Research Center twierdzi, że prezydent Trump dokona czegoś dobrego dla świata. Niemal trzy czwarte (74 proc.) deklaruje wiarę małą lub jej całkowity brak. W krajach Europy Zachodniej pogorszenie wizerunku Stanów Zjednoczonych jest dramatyczne. W Hiszpanii, Szwecji, Niemczech i Francji niemal 9 na 10 ankietowanych nie wierzy, że polityka zagraniczna Trumpa może mieć pozytywne skutki. W Polsce podobny pogląd podziela niemal 80 proc. badanych. Wyraźny wzrost zaufania do nowego prezydenta widać tylko w pojedynczych krajach, m.in. na Filipinach i… w Rosji.

Wynikom tych sondaży trudno się dziwić. Trump „przez całe życie był krętaczem, oszukiwał ludzi, kłamał”, mówiła Anne Applebaum w rozmowie z „Kulturą Liberalną” tuż po amerykańskich wyborach prezydenckich. „A jeśli wiemy, że ktoś jest kłamcą, a mimo to dajemy się mu nabrać, możemy winić tylko siebie”. Słowa Applebaum znajdują potwierdzenie w licznych artykułach na temat kariery biznesowej Trumpa i wywiadach publikowanych w amerykańskiej prasie, między innymi z biografami obecnego prezydenta.

Karuzela poglądów

Oczywiście relacje międzynarodowe i globalny układ sił nie zmienia się z dnia na dzień, a zatem i Trump nie wywróci go natychmiast do góry nogami. Warto jednak pamiętać, że amerykański prezydent to polityk całkowicie nieprzewidywalny, który dla doraźnych korzyści niejednokrotnie zmieniał zdanie. To jeszcze żaden poważny zarzut – trudno byłoby znaleźć polityka, który nigdy nie wycofywał się ze składanych wcześniej deklaracji. Problem z Trumpem polega jednak na tym, że w jego przypadku wolty dokonywane są wyjątkowo często i nie układają się w żadną spójną całość. Przykłady?

Choć w kampanii wyborczej Trump zapowiadał wycofanie Stanów Zjednoczonych z NAFTA, dziś pod wpływem rozmowy telefonicznej z Justinem Trudeau i prezydentem Meksyku, Enrique Peñą Nieto, postanowił z układu się nie wycofywać. Mimo to nadal utrzymuje, że jest on dla USA bardzo niekorzystny i trzeba go renegocjować. Kiedy i na jakich warunkach? Nie wiadomo.

W relacjach z Chinami Trump zapowiadał twardą politykę, a Pekin miał otwarcie oskarżyć o nieuczciwe manipulowanie wartością swojej waluty. Po spotkaniu z prezydentem Xi Jinpingiem prezydent nie tylko złagodził kurs, ale najwyraźniej liczył na współpracę z Chinami w opanowaniu militarnych zapędów Korei Północnej. Te nadzieje już okazały się płonne. Koreańczycy testują kolejne pociski dalekiego zasięgu (ostatni odpalono 4. lipca, w amerykańskie święto niepodległości), a Trump zapowiedział, że Stany Zjednoczone są gotowe podjąć wobec Korei działania „samodzielnie”, nawet jeśli nie otrzymają wsparcia ze strony Pekinu.

22 proc. – średnio taki odsetek badanych w 37 krajach zbadanych przez Pew Research Center twierdzi, że prezydent Trump dokona czegoś dobrego dla świata. | Łukasz Pawłowski

Syria? Choć Trump wzywał Baracka Obamę, by ten w żaden sposób nie angażował się w konflikt w tym kraju, sam podjął decyzję o ataku na jedną z syryjskich baz, a obecnie amerykańska administracja zapowiada, że jest gotowa do podjęcia kolejnych działań zbrojnych.

Rosja? Z jednej strony prezydent jeszcze w czasie kampanii ciepło wypowiadał się o Władimirze Putinie, zapowiadał poprawę relacji, a tuż po objęciu urzędu chciał zniesienia sankcji wobec Moskwy, o czym poinformował media były ambasador USA w Polsce, Dan Fried. Z drugiej strony, 14 lutego – dzień po dymisji doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, Michaela Flynna – prezydent niespodziewanie powiedział, że oczekuje, iż Rosja zwróci Krym Ukrainie. Rosjanie odpowiedzieli, że nie mają zamiaru na ten temat rozmawiać i sprawa ucichła.

Unia Europejska? W pierwszym wywiadzie dla europejskiej prasy po wyborze, Trump twierdził, że Wielka Brytania postąpiła „mądrze”, opuszczając UE i przewidywał, że inne kraje pójdą w jej ślady. Nieco ponad miesiąc później nazwał Unię „fantastyczną” i powiedział, że „całkowicie ją popiera”.

„America First”

Czy ta karuzela poglądów wynika ze specyficznego „stylu” prowadzenia polityki, niewiedzy dotyczącej konsekwencji głoszonych poglądów, czy może zróżnicowanego wpływu rozmaitych doradców – nie ma w tym miejscu znaczenia. Ważne jest to, by pamiętać, że polityka zagraniczna obecnego prezydenta – podobnie jak jego zachowania na arenie wewnętrznej – jest w dużej mierze dyktowana bieżącymi wydarzeniami.

A jeśli już mamy szukać w myśleniu Trumpa jakiejś stałej, warto zajrzeć do artykułu, który na łamach „Wall Street Journal” opublikowali doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, Herbert R. McMaster oraz główny doradca ekonomiczny, Gary Cohn. Tekst ukazał się po pierwszej zagranicznej podróży prezydenta i miał wyjaśniać jego politykę zagraniczną prowadzoną pod hasłem „Ameryka przede wszystkim” (America First).

Czytamy w nim, że prezydent wybrał się w tę podróż z „jasnym przekonaniem, że świat nie jest «globalną wspólnotą», ale areną, na której narody, aktorzy pozarządowi i biznes rywalizują dla osiągnięcia korzyści”. Do tej rywalizacji Amerykanie „przystępują wyposażeni w niedoścignioną siłę militarną, polityczną, gospodarczą, kulturową i moralną”. Społeczeństwa, które „podzielają nasze interesy”, piszą dwaj doradcy, „nie znajdą przyjaciela bardziej oddanego niż Stany Zjednoczone”. Ale te „które staną na drodze naszym interesom, spotkają się z bardzo zdecydowaną reakcją”.

Wyrywanie się do przodu i występowanie w roli prymusa obok polityka tak chimerycznego jak Trump to wielkie ryzyko podejmowane w imię bardzo niepewnych korzyści. | Łukasz Pawłowski

Ten tekst warto połączyć z wystąpieniem sekretarza stanu Rexa Tillersona, który wyjaśniając znaczenie doktryny „America First”, mówił wyraźnie, że wszyscy powinni „zrozumieć różnicę pomiędzy polityką i wartościami”. „Nasze wartości skupione wokół wolności, godności ludzkiej i tego, jak ludzie są traktowani – to właśnie wartości. To nie jest nasza polityka”. Tillerson wyraźnie podkreślił, że w niektórych warunkach, przykładanie zbyt wielkiej wagi do wartości może utrudniać realizację celów w zakresie bezpieczeństwa narodowego.

Z tych wypowiedzi wyłania się wizja polityki zagranicznej, w której nie ma miejsca na „wyjątkowe relacje” i „strategiczne partnerstwa”, jakie przez dekady leżały u podstaw relacji transatlantyckich. Decydują wyłącznie interesy. A jeśli owe interesy będzie definiowała administracja Trumpa, istnieje obawa, że będą one krótkoterminowe, a przez to wyjątkowo zmienne.

Stany Zjednoczone są i będą bardzo ważnym partnerem dla całej Europy, niezależnie od tego, kto przez najbliższe lata będzie zajmował Biały Dom. Warto więc utrzymywać z Waszyngtonem jak najbardziej poprawne relacje. Ale wyrywanie się do przodu i występowania w roli prymusa obok polityka tak chimerycznego jak Trump to wielkie ryzyko podejmowane w imię bardzo niepewnych korzyści.

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Chairman of the Joint Chiefs of Staff [Public domain]; źródło: Wikimedia Commons.