PiS ponad sądem

W środę PiS uchwalił dwie ustawy pozwalające mu na wywieranie znaczącego wpływu na wymiar sprawiedliwości: ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa, uzależniającą wybór sędziów od większości sejmowej, a także ustawę o ustroju sądów powszechnych, pozwalającą ministrowi sprawiedliwości na wybór ich prezesów. Wieczorem do sejmu wpłynął kolejny projekt ustawy, tym razem o Sądzie Najwyższym.

Skala skoku partii rządzącej na Sąd Najwyższy przewidziana w projekcie jest niebywała. Ustawa przewiduje, że wraz z jej wejściem w życie wszyscy sędziowie Sądu Najwyższego, „z wyjątkiem sędziów wskazanych przez Ministra Sprawiedliwości”, automatycznie przejdą w stan spoczynku! Skład SN zostaje więc wyczyszczony, a minister sprawiedliwości będzie mógł ręcznie wybrać jego członków, pozostawiając na stanowiskach wyłącznie odpowiadających mu sędziów.

Co więcej, Zbigniew Ziobro osobiście wybierze następnie kandydatów na zwolnione w sądzie miejsca. Jego nominatów zatwierdzi Krajowa Rada Sądownictwa, świeżo przejęta przez PiS dzięki uchwalonej w środę ustawie o KRS. Minister wybierze także prezesów SN oraz zdecyduje, w jakiej izbie SN orzekać mają sędziowie, którym pozwolił pracować dalej. Od niego zależy również, czy sędzia, który osiągnął wiek emerytalny, może pracować dalej. Ziobro określi też regulamin Sądu Najwyższego, rozstrzygający m.in. o liczbie sędziów w SN. Ustawa umożliwia ponadto skrócenie określonej bezpośrednio w Konstytucji 6-letniej kadencji aktualnej Pierwszej Prezes SN i wskazanie osoby „wykonującej kompetencje” szefa SN przez Ziobrę.

Ziobro jako Temida

Tym sposobem Zbigniew Ziobro jednoosobowo zadecyduje o składzie Sądu Najwyższego, który jest ostateczną instancją władzy sądowniczej, a także decyduje o ważności wyborów. Co więcej, już na bazie uchwalonej w środę ustawy o ustroju sądów powszechnych Ziobro będzie mógł wybierać prezesów sądów niższych szczebli. Im z kolei przysługiwać będą daleko posunięte kompetencje w zakresie dyscyplinowania podległych sędziów. Samodzielna kontrola ministra sprawiedliwości nad władzą sądowniczą stanie się bezprecedensowa.

To nie koniec. Ustawa o SN przewiduje także utworzenie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Będzie się ona zajmować nie tylko sprawami dyscyplinarnymi sędziów SN, ale także m.in. adwokatów, radców, notariuszy i komorników. Postępowanie tego rodzaju skończyć się może nawet usunięciem z zawodu. Sąd Najwyższy w składzie wybranym przez Zbigniewa Ziobrę będzie mógł więc bez trudu zakończyć zawodową karierę niewygodnego prawnika.

Republika bananowa

Proponowane przez PiS zmiany są rodem z republiki bananowej, nie zaś dojrzałego państwa, dbającego o jakość swoich instytucji. Ustawa traktuje sędziów najważniejszego organu trzeciej władzy jak pieski na smyczy ministra sprawiedliwości. Wprowadza także niebezpieczny precedens. Czy na gruncie nowego zwyczaju każda władza, której nie będzie podobać się orzecznictwo Sądu Najwyższego albo wynik wyborów, będzie miała prawo wybrać sobie jego nowy skład?

To przecież czyste szaleństwo!

Zmiany owe nie mają nic wspólnego z naprawą sądownictwa. Ich jedynym celem jest podporządkowanie sądów partii rządzącej. Nie wpływają też na demokratyzację wymiaru sprawiedliwości, o czym mówią przedstawiciele partii. Dają za to gigantyczną, niekontrolowaną, jednoosobową władzę Ministrowi Sprawiedliwości.

Państwo z tektury

W takiej sytuacji nie mamy żadnej gwarancji uczciwego procesu. Niezależność sądownictwa staje się fikcją. Jeżeli ustawa o Sądzie Najwyższym zostanie przegłosowana w przedstawionym sejmowi kształcie, Polska naprawdę stanie się państwem z tektury, w którym każdą instytucję można wyczyścić, a niewygodnym ludziom – odebrać możliwości działania.

Jeżeli są w obozie władzy osoby o jakimkolwiek instynkcie propaństwowym, powinny dziś jawnie lub za kulisami pracować na rzecz tego, aby ustawa o Sądzie Najwyższym nie została uchwalona w przedstawionym kształcie. Jeśli zostanie uchwalona i trafi do prezydenta, ten powinien ją zawetować. My wszyscy powinniśmy zaś głośno protestować.

To naprawdę sprawa każdego z nas.