Liu_Xiaobo_IKONKA

W czasach chińskiego renesansu, a więc w okresie otwarcia Chin po śmierci Mao Zedonga, Liu Xiaobo był młodym doktorantem na Uniwersytecie Pedagogicznym w Pekinie. Już wtedy jego obrazoburcze teksty krytycznoliterackie rozsiane po różnych czasopismach wzbudziły wielki ferwor i szerokie uznanie. W swojej pierwszej książce rzucił wyzwanie Li Zehou – guru estetyki i jednemu z czterech największych przywódców duchowych młodzieży tamtych czasów, a jego wydana drukiem praca doktorska „Estetyka chińska a wolność ludzka” szybko stała się bestsellerem. Za cięty język, radykalne opinie i celną krytykę oficjalnej doktryny oraz wypaczonego, zniewalającego umysły konfucjanizmu zyskał miano „czarnego konia” chińskiej literatury. Jego siłę oddziaływania na ówczesne pokolenie chińskich intelektualistów okrzyknięto mianem „szokującego” i szeroko rozpisywano się o „fenomenie Liu Xiaobo”.

Jak sam mówił w słynnym wywiadzie przeprowadzonym przez Jin Zhonga w Hongkongu: „Za granicą bardzo głęboko zrozumiałem, że każdy z nas ma inny, dany przez Boga naturalny dar i od tego, czy go wykorzystamy, zależy to, czy staniemy się człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu. To właśnie znaczy być człowiekiem aż do samego szpiku, aż do najgłębszych warstw”.

Masakra na Placu Tiananmen

4 czerwca wszystko zmienił, ale nie Liu. W maju 1989 r. był z wykładami w USA. Przerwał je i pojechał na plac Tiananmen, by wesprzeć studentów, przyłączając się do strajku głodowego. Kiedy wojsko otoczyło plac i zaczęło go ostrzeliwać, znajdowało się na nim około dziesięciu tysięcy studentów. Dzięki negocjacjom Liu i pozostałych trzech osobistości – naukowców Zhou Duo i Gao Xina oraz tajwańskiej gwiazdy rocka Hou Dejiana – dowodzący pacyfikacją oficer zgodził się na otwarcie południowo-wschodniego rogu i wypuszczenie tych, którzy dobrowolnie opuszczą plac. Dzięki temu uratowano ogromną liczbę osób, a całą czwórkę nazwano później „czterema szlachetnymi z placu Tiananmen”.

Kilkuset studentów zostało na placu i znalazło się pod gąsienicami czołgów, partyjni liberałowie i pomniejsi przywódcy studentów zostali wtrąceni do więzień, a główne postaci ruchu ‘89 wraz z wcześniejszymi literackimi przeciwnikami Liu Xiaobo udały się na emigrację. Liu pozostał w Chinach. Dzień po masakrze zamknięto go w areszcie w głównym więzieniu Chin Qincheng, gdzie spędził dziewiętnaście miesięcy. W uznaniu jego roli podczas protestu jako osoby, która pomogła zmniejszyć liczbę ofiar (reżim w końcu i tak osiągnął swoje cele), nie dostał wyroku skazującego. Wkrótce jednak znalazł się w więzieniu i obozie reedukacji poprzez pracę za swoje petycje. Wbrew wszystkiemu starał się pozostać sobą – człowiekiem do szpiku kości.

Walka o prawa człowieka

Liu dobrze rozumiał, co stanowi o istocie człowieczeństwa. Że są nią przyrodzona wolność, godność i prawo do decydowania o swoim losie, że albo dyktatura, albo człowiek, zgoda na dyktaturę zaś oznacza rezygnację z pełni bycia człowiekiem i zgodę na szczątkowe życie. W Chinach Ludowych to obłupywanie z człowieczeństwa odbywało się i odbywa w procesie edukacji. „Chiny osiągnęły szczyt perfekcji – wspominał w jednym z tekstów – jeśli chodzi o wykorzystanie procesu edukacji do zmiany człowieka w niewolnika, pod tym względem żaden kraj na świecie nie może się z nimi równać. W Chinach, od podstawówki po uniwersytet, cały czas wzrastałem tak, jakbym był wciśnięty między dwie deski, skrępowany jak drzewo – gdy wyrosła jakaś gałązka, to ją zaraz ścięto”.

Właśnie te „zbędne” w ChRL gałązki – godność, sumienie, wolność, swoboda wypowiedzi, niezależne myślenie, naturalne dociekanie prawdy – odłupywane były jedna po drugiej, aż w końcu pozostawała tylko mała soczysta kępka u samej góry – łatwo sterowalna i niemogąca istnieć bez ochrony państwa oraz ciepła tłumu, w którym mogła skryć swą nagość. Przestrzeń przewidziana dla takiego człekopodobnego produktu była bardzo ograniczona. Liu chciał jednak zachować wszystkie gałęzie. Wypuszczane wciąż od nowa z wielkim wysiłkiem, wyrastały poza przewidziane ramy i uwierały kolejno – własnego ojca, nauczycieli, zmanipulowaną opinię publiczną, zawistnych, sprzedajnych intelektualistów i naukowców, władzę jako taką, a w końcu samą jej górę: zasłaniające się „ludem” i szczycące się rzekomo nieskalaną cnotą jądro reżimu.

Każdy esej i każda inicjatywa Liu Xiaobo po 4 czerwca, jest osobną gałęzią, której zgodnie z ustaloną przez partię komunistyczną matrycą Chińczyka Ludowego powinno nie być. Razem tworzą zbiór postulatów, w których mowa o podstawowych ludzkich prawach: rolników do ziemi (w ChRL ziemia w całości należy do państwa, czyli do Partii zarządzającej nią w imieniu ludu), Tybetańczyków i innych „mniejszości narodowych” do tożsamości narodowej, Tajwańczyków do własnego państwa, Chińczyków do wolności słowa, stowarzyszania się i pamięci o Masakrze, a także do mówienia prawdy – o naturze reżimu, sprzedajnych intelektualistach i gwiazdach popkultury, i wielkiej lipie, jaką jest cepeliowata wersja chińskiej kultury, wciskana Zachodowi przez ludzi, którzy własnymi rękoma tę kulturę zabili.

Lista osiągnięć Liu Xiaobo jest długa. Jeśli komuś przyszłoby jednak wymienić najważniejsze z nich, wyjąwszy same książki, należałoby wspomnieć przynajmniej o czterech:

1) Petycji z 2002 r. o przyznanie Pokojowej Nagrody Nobla Matkom z Placu Tiananmen, które mimo prześladowań przestały się bać, bo to, co miały najcenniejszego, już straciły. Założyły one niezależną – czyli nielegalną w świetle chińskiego prawa – organizację, zbierają zeznania ustne, publikują artykuły. Przy udziale Liu Xiaobo założyły i prowadzą stronę internetową z mapą, na której zaznaczone są miejsca, gdzie zabito każda osobę.

2) Udziale w założeniu niezależnego chińskiego PEN-Clubu, którego był przewodniczącym w latach 2003-2007.

3) Głośnym sprzeciwie wobec procesu wpajania przez partię komunistyczną całemu chińskiemu społeczeństwu żądnego krwi nacjonalizmu, krytyce odwiecznego chińskiego rasizmu i restaurowanej przez KPCh mentalności tianxia, czyli postrzegania siebie jako centrum wszystkiego co pod niebem – wszechświata. W tym schemacie wszyscy ci, którzy nie są tak jak kiedyś Hanami lub tak jak dziś Chińczykami, a więc barbarzyńcy, mają dwie możliwości – albo ukorzyć się i płacić trybut, a z czasem ulec schińszczeniu, albo zostać unicestwionym.

4) Kartcie 08 – wzorowanej na czeskiej Karcie 77 petycji w sprawie demokratyzacji Chin, podpisanej przez 303 chińskich intelektualistów i działaczy. Karta była wyzwaniem rzuconym władzy i pierwszym dokumentem zawierającym postulaty dotyczące funkcjonowania przyszłych demokratycznych Chin. Liu wiedział, że tekst może być gwoździem do jego trumny. Wahał się, czy go poprzeć, ale wiedział, że gdyby odmówił przyłączenia się do tej inicjatywy, umarłby za życia. W pewnym sensie je stracił, trafiając do więzienia, w innym – zyskał.

Milczenie Zachodu

Liu Xiaobo zostawił po sobie legendę i inspirację dla ludzi na całym świecie. Był patriotą przyszłych, wolnych Chin i z pewnością będzie jednym z ich największych bohaterów, częścią ich mitu założycielskiego. Bo tak jak mitem założycielskim komunistycznego państwa na gruzach Chin był Wielki Marsz, tak też dla nowych demokratycznych Chin będzie nim z pewnością noc Masakry i Karta 08.

Liu Xiaobo zostawił też swoje eseje. Ten, kto ich nie czytał, najpewniej przeoczył fakt, że dzień 13 lipca jest tak samo symbolicznym zamachem jak 11 września. Śmierć Liu Xiaobo – laureata Pokojowej Nagrody Nobla – w chińskim więzieniu jest skutkiem ataku na symbol reprezentujący cywilizację Zachodu i cały zachodni system wartości. Pomoc Zachodu – podobnie jak we wrześniu 1939 r. – pozostała na papierze. Polska w tej sprawie nie pisnęła nawet słowa. Państwowe media i figury rządowe przemilczały śmierć noblisty, zajęte obsługiwaniem delegacji chińskiego „parlamentu”. To jednak, co chcemy obłaskawić i czego nie chcemy widzieć, i tak do nas przyjdzie. Obyśmy tylko byli na to gotowi.

Paradoksalnie, 4 czerwca 1989 r. i 13 lipca 2017 r., a więc dzień Masakry na placu Tiananmen i dzień śmierci Liu Xaiobo, otwierają i zamykają również pewien okres III RP – między pierwszymi wolnymi wyborami i – jak wielu to postrzega – mordem politycznym na polskiej demokracji, czyli zamachem na trójpodział władzy w postaci zniszczenia niezależności władzy sądowniczej. Dwadzieścia osiem lat minęło niezwykle szybko. Każdy koniec jest początkiem. Życie – jak mówił Liu Xiaobo – jest tam, gdzie stawiamy swoje stopy, w każdej sekundzie, a jeśli chcemy prawdziwie żyć i spożytkować przyrodzony nam dar – u każdego inny – i być prawdziwymi ludźmi, aż do samego szpiku i najgłębszych warstw, musimy być odważni i mądrzy. W czasach otępienia, prania mózgów strumieniami spreparowanych informacji, Liu Xiaobo przywraca nas samym sobie.