Nowy zbiór opowiadań „Ostatni akt łaski” Adelheid Duvanel to czwarta książka wydawana przez Cyrankę w serii klasyczek. Wcześniej mogliśmy przeczytać krótką prozę Deborah Eisenberg „Twoja kaczka jest moją kaczką”, „Małe preludia” Helen Garner oraz „Dryfując do Betlejem” Joan Didion.

Poza tą ostatnią, pozostałe pisarki nie są w Polsce znane. Przypadek Duvanel jest jeszcze trudniejszy, bo jej pierwszym zawodem i pasją było malarstwo, z którego zrezygnowała po wyjściu za mąż za Josepha Edwarda Duvanela. Pisarka uczyła się projektowania wzorów na tkaninach, ukończyła bazylejską Szkołę Rzemiosł Artystycznych (w dziedzinie malarstwa i grafiki), przerwała jednak swoją artystyczną karierę, bo mąż, który sam malował, nie chciał konkurencji. Możliwe też, że po prostu bał się – będąc raczej przeciętnym artystą – że żona okaże się bardziej utalentowana. Zabronił jej chwytać za pędzel i zabrał wszystkie prace. Z czasem zaczął ją zdradzać, a Adelheid wraz z ich córką przeprowadziła się do domu rodziców, gdzie brat zachęcił ją do pisania, aby miała własne pieniądze.

Przez lata konsekwentnie pisała „miniaturowe prozy”, publikując je początkowo w niedzielnym dodatku szwajcarskiej gazety „Basler Nachrichten”. Ponure, sarkastyczne, a jednocześnie melancholijne – tak o opowiadaniach Duvanel pisali krytycy w czasie, gdy pojawiały się w prasie, a potem w książkowych zbiorach.

Życie prywatne ma duże znaczenie dla tego, co i jak pisze ta pisarka, więc warto jeszcze wspomnieć, że przez kilka lat żyła z mężem i jego kochanką pod jednym dachem – nie potrafiąc czy bojąc się odejść – i opiekowała się nie tylko swoją córką, lecz także synem męża i jego nowej wybranki. Jako nastoletnia dziewczyna córka pary uzależniła się od narkotyków, co pogłębiło depresję Duvanel, na którą najprawdopodobniej chorowała, i co wiązało się z jej kolejnymi pobytami w klinikach psychiatrycznych. Rozwód z mężem nie przyniósł jej upragnionego spokoju, borykała się z trudnościami finansowymi, choć szwajcarska krytyka zauważała i doceniała jej opowiadania. Proza Duvanel nie była jednak znana szerszemu gronu czytelniczek i czytelników.

Popularność zyskała właściwie po swojej tajemniczej śmierci. Jej ciało zostało znalezione w lesie, w lipcu 1996 roku. Zmarła z powodu hipotermii, jednak w jej krwi znaleziono środki nasenne i inne leki, dlatego bardzo często mówi się o tym, że najprawdopodobniej było to samobójstwo. 

Miniatury

W tomie, który dostajemy od wydawnictwa Cyranka, znajdziemy czterdzieści jeden opowiadań, co jest całkiem sporym wycinkiem twórczości pisarki. W 2021 roku wydawnictwo Limmat Verlag opublikowało bowiem kompletne wydanie opowiadań Adelheid Duvanel – jest ich dwieście pięćdziesiąt jeden.

Niemiecka krytyka literacka okrzyknęła tę książkę „wydarzeniem sezonu”. W Polsce raczej nie spotkamy się z takim odbiorem, bo po pierwsze – wciąż nie czytamy masowo opowiadań, choć jest już znacznie lepiej niż kilka lat temu, a po drugie – są to teksty, które mogą sprawiać problem. Przede wszystkim właściwie każdy z nich zajmuje mniej więcej dwie strony. O czym można opowiedzieć w tak skondensowanej formie? Sama zadawałam sobie to pytanie i przeżyłam zaskoczenie – można całkiem sporo, choć trzeba jakoś oswoić poczucie niepokoju pomieszane z surrealistycznym poczuciem humoru. A takie zestawienie do najłatwiejszych w odbiorze nie należy.

Duvanel tworzy portrety osób nieprzystających, wykluczonych, uzależnionych, ale też samotnych, nieszczęśliwych, często tęskniących za dotykiem, słowem, bliskością, zrozumieniem, na które jednak liczyć nie mogą. Wchodzimy do ich mieszkania, pokoju, łóżka, myśli i nie możemy ich opuścić bez poczucia jakiegoś rodzaju „zainfekowania”. Po lekturze kilku opowiadań (nie polecam czytania wszystkiego jednym ciągiem) i odłożeniu książki te obrazy z nami zostają. Nie możemy przestać o nich myśleć – przynajmniej o niektórych. 

W mojej głowie zostały szczególnie to o dziewczynce, którą spotyka odrzucenie i widzi siebie jako „małe, puste kółko”; o mężczyźnie, który spędza w zamkniętym pokoju całe swoje życie; o bezdzietnej parze, która kradnie dziecko; o kobiecie, która wciąż nasłuchuje, bo boi się, że ktoś chodzi po jej mieszkaniu; o dziewczynce, która „woła mamę, woła ją dzień i noc i nigdy nie ustaje”; o kobiecie, która weszła pod koła furgonetki, bo „to nie była depresja, ale euforia”; o bezimiennym korowodzie ludzi chorych na depresję i kobiecie, która zamknięta w zakładzie psychiatrycznym „siada na krześle pod ścianą i wyobraża sobie, że musi tu spędzić resztę życia”. Opowiadania Duvanel zamieszkują ludzie pozbawieni nadziei, a zamiast tak zwanego rysu psychologicznego, mamy wyolbrzymienie albo przeciwnie – uproszczenie, groteskę albo rozpacz. Dialog między tekstem a czytelniczką czy czytelnikiem odbywa się przy użyciu skrajności, efektu zaskoczenia, z poczuciem niesmaku albo głębokiego smutku.

„Tak upływało życie”

Początek opowiadania „Tak upływało życie” doskonale obrazuje sposób wprowadzania nas w świat bohaterek i bohaterów Duvanel:

„Wokół domu na wzgórzu, które z bliska było zielone, a z daleka niebieskie, rosły drzewa o gałęziach poruszających się niczym węże. Rita opowiadała z uśmiechem, jak jej zmarły mąż ją maltretował; potrafiła chyba odczuwać ból, który on jej zadawał, ale nie udawało jej się tego odczucia wysłowić. Wspominała, że raz mąż rzucił jej w twarz:

– Żywisz się moją substancją.

Z kolei jeden z przyjaciół (Paul Gäbele, syn pastora) chwalił ją:

– Milutkie zwierzątko z ciebie.

Mąż również śmiał się z niej i prychał pogardliwie:

– Są takie nadwrażliwe natury, co zawsze drżą jak osika” [s. 111].

Najpierw mamy pozornie zwyczajny, a czasem nawet sielski obraz, by za chwilę przeczytać coś, co nijak nie pasuje do tego widoku. Raz jest to przemoc, innym razem choroba psychiczna, uzależnienie od narkotyków, depresja czy próba samobójcza.

To książka o której trudno pisać, bo tak naprawdę każda czytelniczka i czytelnik przeczyta w tych miniaturach dokładnie to, co sama czy sam przeżył, z czym się boryka, czego się boi. Możemy tu odnaleźć w zasadzie każde ludzkie odczucie, choć przetworzone przez wyobraźnię pisarską. Ale czy literatura nie jest właśnie tym – szaloną przygodą, w którą wyruszamy z pisarką lub pisarzem? Możemy jej lub jemu towarzyszyć od samego początku do końca albo zrezygnować w jej trakcie. Ja dałam się zabrać w tę podróż i wysiadłam na stacji końcowej.

Książka:

Adelheid Duvanel, „Ostatni akt łaski”, przeł. Dorota Stroińska, Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2025.