Kiedy zmarł w Petersburgu w 1999 r., redakcja „Gazety Wyborczej” tak pisała o nim w krótkiej wspomnieniowej notce: „Autorytet moralny, od czasów pierestrojki nazywany rosyjskim inteligentem nr 1. Wybitny literaturoznawca, historyk, kulturolog. Jeden z ostatnich świadków stulecia. […] Pasjonował się literaturą Rusi przedpiotrowej; jego badania uświadomiły światu, że literatura rosyjska rozwijała się już siedem wieków przed Puszkinem”.
O kim mowa? Dziś w Polsce odpowiedź na to pytanie znają chyba tylko literaturoznawcy i historycy zajmujący się dziejami starej Rusi. A szkoda, bo dorobek Dmitrija Lichaczowa to nie tylko znakomite studia mediewistyczne, przekłady na współczesny rosyjski zabytków epiki staroruskiej (m.in. „Słowa o wyprawie Igora” i „Powieści minionych lat”) czy analizy tekstologiczne, które kazały prof. Michałowi Głowińskiemu wymienić nazwisko rosyjskiego uczonego na równi z nazwiskami takich tuzów teorii literatury jak Jakobson, Barthes czy Benveniste [1]. Niezwykle ważnym dziełem Lichaczowa – nie wiadomo, czy nie ważniejszym niż cała jego naukowa spuścizna – są również świadectwa, które gromadził w ciągu całego swojego życia w postaci notatek, listów i sylwetek przedstawicieli rosyjskiej inteligencji.
Życiorys rosyjskiego uczonego
Miał zresztą z czego czerpać materiał. Urodzony w 1906 r., pamiętał jeszcze życie Petersburga tuż przed I wojną światową. Jak wyznał w rozmowie z Davidem Remnickiem, „rewolucje lutową i październikową oglądał z okien swojego mieszkania” [2]. Na początku lat 20. wstąpił na Uniwersytet Leningradzki, gdzie poświęcił się głównie studiowaniu literatury. W 1928 r. został aresztowany i zesłany za rzekomą działalność antyradziecką na Wyspy Sołowieckie, na których w budynkach byłego monastyru od 1923 r. znajdował się najstarszy i największy łagier – Sołowiecki Obóz Specjalnego Przeznaczenia (Sołowieckji Łagier’ Osobogo Naznaczenija, SŁON). Następnie został przeniesiony do Obozu Białomorsko-Bałtyckiego. Po powrocie do Leningradu najpierw pracował jako korektor w kolejnych wydawnictwach, później otrzymał posadę w Instytucie Literatury Rosyjskiej (Dom Puszkina). W czasie II wojny światowej przeżył blokadę miasta. Po wojnie skupił się na pracy badawczej, a także na ochronie kulturowego dziedzictwa Rosji. To dzięki niemu ocalało m.in. moskiewskie mieszkanie Mariny Cwietajewej. W 1980 r. jako członek Radzieckiej Akademii Nauk odmówił podpisania listu żądającego wydalenia Andrieja Sacharowa za jego krytykę radzieckiej interwencji w Afganistanie. W kwestiach publicznych zabierał również głos w okresie pierestrojki i po upadku Związku Radzieckiego. W czasie kryzysu konstytucyjnego w 1993 r., kiedy doszło do siłowego starcia pomiędzy prezydentem Borysem Jelcynem i rozwiązaną przez niego Radą Najwyższą, Lichaczow podpisał tzw. list czterdziestu dwojga, w którym wraz z innymi ludźmi kultury wzywał do zahamowania brutalizacji życia politycznego. W późniejszym okresie doradzał burmistrzowi Petersburga Anatolijowi Sobczakowi oraz Borysowi Jelcynowi.
Przedrewolucyjny Petersburg
Tak wygląda życiorys Lichaczowa przedstawiony w telegraficznym skrócie i złożony z suchych faktów. Te ostatnie nabierają jednak głębszego wymiaru w momencie, gdy sięgnie się po najważniejsze memuarystyczne dzieło rosyjskiego uczonego – jego „Wspomnienia”, które w Polsce ukazały się niedawno w znakomitym przekładzie Bogusława Żyłki.
Lichaczow skupia się w nich na latach dzieciństwa, młodości oraz na początkach wieku dojrzałego, a więc jednocześnie na okresie największego zamętu w historii Rosji. Kolejne etapy Lichaczowowskiej narracji wyznaczają trzy wielkie wydarzenia: rewolucja, która kończy idylliczny okres życia rodziny Lichaczowów w carskim Petersburgu, fala aresztowań w latach 20., która zagarnia samego autora i rzuca do sołowieckiego obozu, oraz oblężenie Leningradu, które unieruchamia młodego uczonego w mieście i dotyka klęską głodu.
Każda z trzech części „Wspomnień” ma nieco inną poetykę i wymowę. Pierwsza, opisywana przez pryzmat dziecięcych wrażeń, przypomina rosyjskich „Buddenbrooków” w wersji non-fiction. Znajdziemy tu więc wszystko, co w potocznym odbiorze kojarzy się z życiem miejskiej inteligencji w przedrewolucyjnej Rosji: ojca, który jako inżynier pracował w Głównym Zarządzie Poczt i Telegrafów, pochodzącą z rodziny kupieckiej matkę, wizyty w Teatrze Maryjskim, wakacje na wiejskiej daczy po fińskiej stronie granicy, podróże statkiem po Wołdze i letnie wyjazdy na Krym, który dla ówczesnych Rosjan pełnił rolę lokalnego Lazurowego Wybrzeża. Całość uzupełnia barwnie opisane życie kulturalne Petersburga, jego zapachy i kolory.
Kolejnym wielkim tematem „Wspomnień” jest łagier na Wyspach Sołowieckich. „Pobyt na Sołowkach – napisze po latach Lichaczow – był dla mnie najbardziej znaczącym okresem w życiu” [3]. Istotnie, łagierna część książki jest najobszerniejsza, uzupełniona dodatkowo o opis dwóch podróży na Sołowki w latach powojennych oraz o robione na bieżąco notatki z pobytu autora w obozie w latach 1928–1930. „Wspomnienia” uczonego wciąż pozostają zresztą jednym z najważniejszych świadectw mówiących o realiach SŁON-u. Często gęsto powołuje się na nie Anne Applebaum w swojej monumentalnej monografii „Gułag”, korzysta z nich również obficie Zachar Prilepin w powieści „Klasztor”, której akcja jest osadzona na Wyspach Sołowieckich.
Inteligenckie Sołowki
Na radzieckie łagry zwykliśmy patrzeć przez okulary Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Warłama Szałamowa lub Aleksandra Sołżenicyna. Język dwóch pierwszych jest oszczędny – nagie fakty mają mówić same za siebie. Sołżenicyn jest bardziej wielosłowny, ale też cel jest u niego nieco inny: pisarz nie tylko pragnie dać świadectwo, ale również zbudować archiwum totalne GUŁagu – opisać cały archipelag, przedstawić możliwie najwięcej przykładów działania jego morderczych mechanizmów.
U Lichaczowa rzecz wygląda jeszcze inaczej. Jest on przede wszystkim uczonym humanistą i pozostaje nim nawet wówczas, gdy trafia na Sołowki. Zresztą humanistą w podwójnym tego słowa znaczeniu. Po pierwsze, skupia się on mocno na kulturowej historii Sołowek, w których do rewolucji przez wieki działał jeden z najbardziej znanych i poważanych prawosławnych klasztorów. Po drugie, humanistą w znaczeniu szerszym, bardziej uniwersalnym. Interesują go nie tyle mechanizmy, ile ludzie. I to nie ci, którzy zadają ból i reprezentują demoniczną twarz systemu, ale przede wszystkim ci, którzy w obozie potrafili zachować twarz ludzką. Lichaczow usilnie tropi na Sołowkach dobro i wychodzi mu to miejscami na tyle sprawnie, iż czytelnik może złapać się na tym, że opowieść o łagrze czyta niczym opowieść o naukowych i artystycznych kręgach przedrewolucyjnego Petersburga.
W jego wspomnieniach liczą się zatem nie okrucieństwo obozowych strażników, fatalne warunki pracy, w których ludzie ginęli jak muchy, czy kompromitująca wizyta Gorkiego, który miał uspokoić opinię publiczną Zachodu i zaświadczyć, że na Sołowkach przestrzega się humanitarnych zasad, ale reglamentowana co prawda, choć jak najbardziej namacalna działalność sołowieckiego teatru, badania prowadzone w sołowieckim muzeum i przede wszystkim ludzie – zbiór niezwykłych indywidualności, którym Lichaczow poświęcił najobszerniejszy rozdział swojej książki.
To właśnie ta galeria nietuzinkowych postaci jest we „Wspomnieniach” najciekawsza i daje choć przez chwilę odczuć, czym była w latach próby rosyjska inteligencja. Wśród zesłanych opisanych przez Lichaczowa w pamięć zapada zwłaszcza kilka nazwisk, z których dla przykładu warto wymienić jedno: nazwisko Aleksandra Aleksandrowicza Meyera, którego Zinaida Gippius wspominała jako „bardzo interesującego” człowieka, przyjaciela Miereżkowskiego, Bierdiajewa i Błoka. U Lichaczowa jego opis jest zresztą jakby żywcem wyjęty z literackich świadectw o XIX-wiecznych postępowych rosyjskich inteligentach: „Chudy, wynędzniały, bardzo nerwowy, ruchliwy, jakby przezwyciężający wewnętrzne zmęczenie. Buty z cholewami, wyraźnie za duże na niego (z miejscem na ciepłe onuce), ciemna bluza à la Tołstoj, podłużna twarz, rzadka broda, długie włosy […] i bardzo żywe oczy” [4]. Wiecznie zamyślony lub dyskutujący zawzięcie na tematy światopoglądowe, znający na pamięć fragmenty najważniejszych dzieł filozoficznych, był Meyer chodzącym uniwersytetem. Jak wspomina Lichaczow, posiadał zadziwiającą właściwość – „na wszystkie wyraziste przejawy życia społecznego reagował rozważaniami filozoficznymi. […] Wygłaszał mnóstwo wykładów i referatów w najróżniejszych okolicznościach. Jako uczestnik ruchu rewolucyjnego za czasów caratu stale przebywał na zesłaniach i wokół niego zawsze pojawiały się jakieś kółka samokształceniowe” [5].
Koniecznie posadź drzewo – nawet jeśli jutro ma być koniec świata
Sołowki Lichaczowa to zatem ludzie, i to ludzie stale dyskutujący, piszący wiersze i rozprawy, poszukujący oparcia w sztuce i nauce. Sam autor przyznaje zresztą, że obraz ten ociera się o ponurą groteskę: „Życie na Sołowkach w latach 1929–1931 może wydać się teatrem absurdu: bogactwo kontaktów intelektualnych w warunkach obozowych ze wszystkimi obozowymi atrybutami – czekistami, celami, karcerami” [6].
Ów ton zmienia się w kolejnej części wspomnień Lichaczowa, obejmujących trzeci ważny wątek w jego biografii – oblężenie Leningradu. Groza tych dni jest tu oddana w całej swojej okazałości, a notatki Lichaczowa, który włączył we wspomnienia zapiski prowadzone wraz z żoną w czasie oblężenia, tylko potęgują wrażenie totalnej zagłady. Jednak nawet i wówczas rosyjski uczony uparcie stara się udokumentować wszystkie przypadki ludzkich odruchów. Oprócz podłości aparatczyków, przerażającego głodu i wynikającej z niego znieczulicy, która kończyła się niekiedy ludożerstwem, opisuje więc również poświęcenie znajomych i rodziny, jego najdrobniejsze przejawy.
W rezultacie „Wspomnienia” rzeczywiście są tym, co zamarzył sobie ich autor: „śladem po ludziach, których być może nikt nigdy więcej nie wspomni, o których kłamią dokumenty” [7]. W Polsce, w której obraz Rosjan jest zazwyczaj pochodną różnego rodzaju mitów oraz historycznych urazów, mogą one spełnić jednak jeszcze jedną rolę – zaświadczyć o tym, że Rosji jest wiele, a jedna z nich ma twarz Lichaczowa. Prawdziwego humanisty, który lubił ponoć powtarzać maksymę: „Koniecznie posadź drzewo – nawet jeśli jutro ma być koniec świata” [8].
Przypisy:
[1] Por. Anna Nasiłowska, Michał Głowiński, „Strukturalizm, modernizm i cień marksizmu”, „Teksty Drugie”, nr 5/6 (29/30), s. 10.
[2] David Remnick, „Lenin’s Tomb: The Last Days of the Soviet Empire”, Random House 1993, s. 104.
[3] Dymitrij Lichaczow, „Wspomnienia”, przeł. Bogusław Żyłko, Wydawnictwo Akademickie Sedno, Warszawa 2016, s. 504.
[4] Tamże, s. 259.
[5] Tamże, s. 263.
[6] Tamże, s. 253.
[7] Tamże, „Wstęp”, s. 9.
[8] „Historyk literatury i kultury, więzień łagrów”, „Gazeta Wyborcza”, 2 listopada 1999 r. [dostęp z dn. 30.07.2017: http://wyborcza.pl/1,75248,138552.html]
Książka:
Dymitrij Lichaczow, „Wspomnienia”, przeł. Bogusław Żyłko, Wydawnictwo Akademickie Sedno, Warszawa 2016.