W ostatnią środę i czwartek w Wenezueli zorganizowany został przez opozycję 48-godzinny strajk generalny będący wyrazem sprzeciwu wobec wyborów do zgromadzenia konstytucyjnego, które miały odbyć się i odbyły w niedzielę 30 lipca. Niestety zarówno strajk, jak i bojkot wyborów, do których wezwała opozycja, nic nie dały. W dniu wyborów w całym kraju zatrzymywano protestujących, a lokale wyborcze pilnowane były przez 380 tys. żołnierzy. Nie wpuszczono też niezależnych obserwatorów mających strzec prawidłowego przebiegu głosowania. Zaś system wyborczy, stworzony przez doradców prezydenta Nicolása Maduro, był niejasny i pozwalał sporej części osób dwukrotnie oddać swój głos: raz z listy terytorialnej, a raz z listy zawodowej.

Rząd, strasząc ludzi utratą pracy, mobilizował ich do uczestnictwa. Skorzystał też z prezentu w postaci niewystawienia przez opozycję – do nielegalnych jej zdaniem wyborów – swoich kandydatów. Dzięki temu w poniedziałek rano Maduro mógł ogłosić pełny sukces. Wenezuelska państwowa komisja wyborcza podała bowiem, że ponad 8 mln ludzi (ponad 41,5 proc. uprawnionych do głosowania) wybrało 545 kandydatów do zgromadzenia konstytucyjnego, które zostanie zwołane w ciągu 72 godzin i będzie miało nieograniczoną władzę nad zgromadzeniem narodowym. Liderzy opozycji, jak Henrique Capriles, szacowali, że w wyborach uczestniczyło jedynie… 15 proc. uprawnionych.

Konsolidacja władzy

Fala protestu przeciwko rządom Maduro narastała już od dłuższego czasu, lecz ostatnio przybrała na sile. To kolejny tak zmasowany protest opozycji i coraz większej części społeczeństwa. W sumie w czasie trwających od kwietnia coraz bardziej konfrontacyjnych antyrządowych demonstracji, przechodzących w starcia społeczeństwa z policją i wojskiem, zginęło już ponad 125 osób, ponad 300 zostało rannych, a około 3 tys. aresztowanych. Nic nie wskazuje więc na to, by pogłębiający się kryzys polityczny i ekonomiczny, w jakim znalazła się Wenezuela od śmierci Hugo Cháveza, został szybko zażegnany.

W sumie na trwających od kwietnia coraz bardziej konfrontacyjnych antyrządowych demonstracjach przechodzących w starcia społeczeństwa z policją i wojskiem zginęło już ponad 125 osób, ponad 300 zostało rannych, a około 3 tys. aresztowanych. | Rafał Wonicki

Obecna napięta sytuacja jest bowiem pokłosiem problemów w dwóch splatających się ze sobą sferach: politycznej i ekonomicznej. Problemem politycznym jest zakwestionowanie przez Maduro zwycięstwa opozycji zjednoczonej w Koalicji na rzecz Jedności Demokratycznej w wyborach parlamentarnych w 2015 r. Po przegranej Maduro wraz ze swoją partią zaczął rządzić z pominięciem władzy ustawodawczej. Doprowadził też do zablokowania zgodnego z konstytucją referendum mającego odsunąć go od władzy. Od tamtej pory dzięki podporządkowaniu sobie Sądu Najwyższego zdołał także uzyskać decyzję o delegalizacji parlamentu. Wyrok ten został przez opozycję parlamentarną uznany za zamach stanu. Takie działania nasiliły tylko społeczne protesty z żądaniem ustąpienia prezydenta i rozpisaniem nowych wyborów.
Punktem zwrotnym zaogniającym obecny konflikt okazał się jednak ogłoszony przez prezydenta na początku maja tego roku pomysł powołania zgromadzenia konstytucyjnego w celu opracowania nowej ustawy zasadniczej. To zmobilizowało opozycję i obywateli. Zdaniem opozycji celem powołania nowego podmiotu jest zmiana obowiązującej konstytucji i konsolidacja obecnej władzy. W ten sposób Maduro rozwiązałby też ostatecznie parlament i uciszył opozycję, która ma większość. Według sił prorządowych nowa konstytucja jest z kolei niezbędna, by ustabilizować tragiczną sytuację ekonomiczną i polityczną w kraju.

Po tym jak Maduro zapowiedział swój plan, opozycja 16 lipca zorganizowała nieoficjalne głosowanie obywatelskie, w którym ponad 7 mln Wenezuelczyków opowiedziało się za odrzuceniem zmian konstytucyjnych proponowanych przez rząd. Niestety nie powstrzymało to planowanej zmiany konstytucji. Protesty opozycji i zorganizowany przez nią strajk generalny prezydent skomentował jako próbę narzucenia narodowi faszyzmu i odejścia od idei socjalizmu XXI w. wdrażanej wcześniej przez Cháveza.

Maduro lekceważy też narastające zagraniczne głosy przeciwko powołaniu zgromadzenia konstytucyjnego. Niedawno Federica Mogherini ostrzegała, że proponowane przez niego rozwiązanie niesie ze sobą ryzyko coraz większej polaryzacji kraju. W odpowiedzi usłyszała, że Wenezuela nie jest kolonią UE. Również prezydent Trump w ostatnich dniach wypowiedział się negatywnie o zmianach proponowanych przez Maduro, ostrzegając, że doprowadzą one do nałożenia sankcji ekonomicznych. W środę zaś, aby pokazać swoją determinację w tej kwestii, Waszyngton wprowadził sankcje personalne wobec 13 najwyższych urzędników państwowych Wenezueli. Maduro jak na razie nie przejął się tymi wewnętrznymi i zewnętrznymi głosami sprzeciwu.

Na pogłębiający się konflikt polityczny nakłada się jednocześnie rozpaczliwa sytuacja gospodarcza kraju. Jak podał niedawno centralny bank Wenezueli, kraj posiada już jedynie 10,5 mld dolarów w zagranicznej rezerwie. Złe zarządzanie gospodarką spowodowało gigantyczną inflację. Kolejnym problemem są relatywnie niskie ceny ropy, obecnie sięgające połowy wartości z roku 2014. Niskie ceny spowodowały drastyczny spadek przychodów do budżetu, który w ogromnej większości opiera się na wpływach z jej sprzedaży. W rezultacie Wenezuela nie jest w stanie nie tylko spłacać swojego zadłużenia, ale również kupować na rynku międzynarodowym niezbędnych produktów żywnościowych i medycznych.

Hiperinflacja zjada dochody zwykłych obywateli, w zawrotnym tempie obniżając wartość pieniądza i powodując, że przeciętny Wenezuelczyk nie jest dziś w stanie kupić w sklepie artykułów pierwszej potrzeby. Ceny produktów w poprzednim roku wrosły przeciętnie o 800 proc., a MFW szacuje, że do końca tego roku wzrosną o 2200 proc.! Bezrobocie przekroczy w tym roku 25 proc., a gospodarka kraju według MFW także w 2018 r. pozostanie w recesji.

Protesty opozycji i zorganizowany przez nią strajk generalny prezydent Maduro określił jako próbę narzucenia narodowi faszyzmu i odejścia od idei socjalizmu XXI w. wdrażanej wcześniej przez Cháveza. | Rafał Wonicki

Czy jednak cokolwiek jeszcze jest w stanie odwieść Maduro od dokonania ostatecznego przejęcia władzy i zakończyć postępującą destabilizację kraju? Opozycja zapowiedziała już, że się nie podda mimo przeprowadzenia niedzielnych wyborów i od poniedziałku wzywa obywateli do kolejnych protestów. Zaś jeden z jej najważniejszych liderów, Freddy Guevara, mówił, że w powstałych po wyborach do zgromadzenia konstytucyjnego okolicznościach, opozycja musi myśleć nad nowymi strategiami sprzeciwu rządom obecnej władzy. Co to dokładnie znaczy, zobaczymy już wkrótce.

Tak czy inaczej, jeśli Maduro się nie cofnie, Wenezueli grozi wojna domowa. Ryzyko, że sprawy przyjmą właśnie taki obrót, jest coraz większe, a znając historię rewolt w tym kraju, nie wiadomo, kto w razie przewrotu przejmie władzę i czy dotychczasowe zdobycze konstytucyjne nie zostaną przez obywateli utracone na długo.

Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Andrés E. Azpúrua, Wikimedia Commons