Przed wyborami narracja osób nazywających siebie „antysymetrystami” brzmiała następująco: obywatelskim obowiązkiem jest oddanie głosu na Platformę Obywatelską, jedyną tamę przed barbarzyńskimi rządami PiS-u. Nieważne są nasze sympatie, liczy się ratowanie państwa.

PO przyczyniła się do zwycięstwa PiS-u

Po półtora roku możemy przyznać, że tempo destrukcji państwa przebiegło szybciej, niż mogło się wydawać nawet osobom nastawionym pesymistycznie do nowej ekipy. Rozwiązaniem nie jest jednak postawienie na Platformę – partię, która wielokrotnie zawodziła wyborców o bardziej postępowych poglądach. Wiele osób od dawna widzi potrzebę szerszego patrzenia na politykę, rozumie też konieczność tworzenia struktur funkcjonujących niezależnie od dominującej w mediach wojenki między dwiema konserwatywnymi partiami. Te osoby od dawna „robią swoje”, za co wcześniej były karane. Dziś karani są za to, że podobno nic nie robią.

Mariusz Janicki i Wiesław Władyka w swoim tekście stwierdzają, że „antysymetrystom jest absolutnie obojętne, kto wygra z PiS, byleby zwycięzca szanował zasady i procedury liberalnej demokracji”. Tymczasem łatwo sobie wyobrazić sytuację, w której Kukiz’15 ze swoimi brunatnymi przystawkami po przejęciu władzy, nie łamiąc Konstytucji, wprowadza zmiany daleko szkodzące jakości polskiej demokracji.

Nie mam pojęcia, skąd autorzy wynaleźli, rzekomo używane przez symetrystów, hasło „PiS–PO jedno zło”. Z pomocą przyszła mi wyszukiwarka – takie hasło prezentowane było na demonstracjach narodowców, używane jest też przez zwolenników Janusza Korwin-Mikkego. Wśród „symetrystów” powszechne jest raczej przekonanie, że Platforma nie jest partią reprezentującą nasze interesy i nie należy jej uwzględniać jako poważnej alternatywy przy podejmowaniu decyzji wyborczych. Z oczywistych względów podobne podejście wykazujemy wobec PiS-u czy Narodowego Odrodzenia Polski, co nie znaczy, że uznajemy perspektywę rządów PO za tak samo straszną jak rządy neofaszystów.

Rządy PO przez lata szykowały grunt pod rozwój problemów, które wyniosły PiS do władzy. Wina nie sprowadza się, oczywiście, wyłącznie do działań ekip Tuska i Kopacz – poprzednie rządy PiS-u i SLD też swoje tu wniosły. To Platforma dostała jednak od wyborców mandat aż na osiem lat rządzenia. Mogła przez ten czas rozwiązać wiele dręczących Polskę problemów (nawet przy uwzględnieniu faktu, że przez trzy lata mogła tłumaczyć się wetem ze strony prezydenta – to nadal pozostaje pięć lat swobodnych rządów). Nie zrobiła tego.

Nie można stale ignorować powodów, dla których PiS zdobył i utrzymuje swoje poparcie. Nie można mówić, że nie ma znaczenia, kto rządzi! PO nie powinna już nigdy otrzymać mandatu do sprawowania władzy.

symetryzm

Lewica żyje i robi swoje

Tutaj przechodzimy do kwestii tego, co dalej. Zamiast palić partie, zakładajmy własne. Krytyka służy obnażeniu prawdziwej natury PO i PiS-u oraz wskazaniu, że można myśleć inaczej. Jeżeli będzie słyszana, jest w stanie przebić skorupę obecnej narracji, w której jedynymi opcjami mają być niedemokratyczny PiS i demokratyczne PO. Wtedy w oczywisty sposób zaniedbania Platformy muszą przekładać się na poparcie dla PiS-u.

Tymczasem od dawna lewica układa swoją własną narrację. Partię Razem oskarża się, że wyrzuciła lewicę z Sejmu. Dostępne dane przeczą tej tezie. Sondaż przeprowadzony przez CBOS zaraz po wyborach wskazuje jednoznacznie, że w elektoracie Razem dokładnie 0 proc. stanowiły osoby, głosujące w 2011 r. na SLD. Większym zagrożeniem dla SLD okazał się PiS, skutecznie zagospodarowujący 18 proc. elektoratu tej partii, któremu najwyraźniej brakowało narracji sprzeciwu wobec niesprawiedliwości społecznych. Nowszy sondaż OKO.press pokazuje z kolei, że do elektoratu Razem już w trakcie obecnej kadencji Sejmu przepłynęło 16 proc. wyborców SLD. W zakresie elektoratów nie ma sztywnej granicy między potencjalnym wyborcami Razem i Nowoczesnej. Ludzie wykazują się zwykle mniejszym radykalizmem niż liderzy partyjni. Jeśli Razem komukolwiek odebrało głosy, to odebrało je PO, od której odeszły osoby zniechęcone ich rządami. Spadek zaufania do Platformy jest faktem, a brak alternatywy powoduje jedynie, że PiS zyskuje.
Razem jest ugrupowaniem nieczekającym na porady liberalnych komentatorów. Tego samego dnia, kiedy ukazał się tekst w „Polityce”, działacze Razem organizowali demonstrację solidarnościową z pracownikami huty szkła w Zawierciu, od miesięcy niemogących doczekać się wypłaty wynagrodzeń. Było to chyba największe dotąd, ale niejedyne działanie tej partii, polegające na nagłaśnianiu i szukaniu rozwiązań problemów zwykłych pracowników. Oczywiście, to jeszcze nie wystarczy do wyborczego sukcesu – Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej od lat udziela wsparcia lokatorom, ale powiązana z nią partia o podobnej nazwie – Ruch Sprawiedliwości Społecznej – nie stanowi siły politycznej w znaczeniu realnego poparcia sondażowego. Jeśli jednak takie działania będą połączone z prowadzeniem własnej narracji, promowanej również w mediach ogólnokrajowych, może to doprowadzić do sukcesu wyborczego.

Biedroń to zagadka

A co z innymi środowiskami? Inicjatywa Polska, Zieloni i inne lewicowe partie w sondażach nie istnieją. Ich liderów widać podczas demonstracji, czasem w mediach. Oni również nie czekają na porady „antysymetrystów” i tworzą z Razem koalicje w nadchodzących wyborach samorządowych. Wygląda na to, że mogą też stworzyć wspólne (choć na pewno nie koalicyjne) listy w wyborach parlamentarnych.

Potencjalna rola Roberta Biedronia pozostaje zagadką. Na razie jego kandydatura na prezydenta ma cechy domniemanej kandydatury Tomasza Lisa. Osoba postrzegana jako polityczny outsider oceniana jest jako doskonały kandydat na prezydenta. Wcale jednak nie jest oczywiste, że będzie chciała swoją kandydaturę zgłosić. Robert Biedroń jest politykiem popularnym i rozpoznawalnym, ale to za mało. Przykład Jacka Kuronia z 1995 r. pokazuje, że polityk bijący rekordy popularności nie musi wygrać wyborów, a przykład Andrzeja Dudy dowodzi z kolei, że nawet kandydat początkowo zupełnie nieznany może w ciągu paru miesięcy zyskać poparcie tłumów. Czy Biedroń jest w stanie stworzyć własny ruch polityczny, stanowiący albo alternatywę dla obecnej lewicy, albo kolejnego sojusznika centrolewicowej koalicji? Tu możemy już opierać się jedynie na naszych przeczuciach.

Nie możemy zapomnieć jednak o innych osobach aspirujących do wejścia do polityki, np. o Marcie Lempart z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, być może również osobach z innych ruchów opozycyjnych. Prawdziwym liderem nie będzie ten, kogo wskażą komentatorzy, ale ten, kto działając w gąszczu mniejszych partii i organizacji stworzy strukturę trwalszą niż Zjednoczona Lewica i najlepiej bez udziału SLD.

 

Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Anna Litvina-Semyonova, Wikimedia Commons.