Szanowni Państwo!
Czy widmo populizmu nadal krąży nad Europą i Polską? Po referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej oraz wybraniu Donalda Trumpa na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych nagle wszystko wydawało się możliwe…
Później jednak populiści przegrali w Austrii i Holandii. Wreszcie wybory we Francji, w których Front Narodowy przepadł z kretesem, wydawały się nieść ulgę w świecie, w którym obywatele gotowi są oddawać władzę osobom nieprzewidywalnym, czy wręcz niebezpiecznym. Potwornie nudne niemieckie wybory są po tym wszystkim niemal jak balsam. A jednak… Wielu komentatorów uważa, że nie można się cieszyć przedwcześnie. Mówią o populistycznym zwrocie w stronę nacjonalizmu i groźbie rozpadu Unii Europejskiej.
Inni już ufnie spoglądają na głoszone przez populistyczne ruchy wizje odnowienia europejskich demokracji. Trzeci wreszcie uważają, iż demokratyczny populizm – polityka w stylu Macrona, budowana oddolnie, na bazie ruchu społecznego – to jedyna rozsądna odpowiedź na zagrożenie ze strony politycznych radykałów w dobie cyfrowej.
Kto ma rację? I czym tak naprawdę stał się populizm w 2017 r.?
W Polsce populizm to, z jednej strony, skuteczne kampanie polityczne, które doprowadziły PiS do wyborczych zwycięstw, z drugiej – zasadne pytania o przyszłość Polski w Unii Europejskiej. W tle toczą się bowiem debaty o tym, czy chcemy, aby nasz kraj był częścią strefy euro, czy po cichu jednak nasi populiści nie liczą na Polexit, który dałby im pełnię władzy – wreszcie, czy populiści mają w ogóle jakiś pozytywny projekt rozwoju Polski, czy zdobyli władzę tylko po to, by zemścić się za swoje wcześniejsze niepowodzenia. Polski populizm to także niechęć do pluralizmu. Pokusa wykluczenia z politycznej gry przeciwnika z konkurencyjnej partii raz na zawsze. Pokusa, od której, niestety, w Polsce nie są wolne także osoby publicznie podające się za demokratów.
Z pewnością liberalna demokracja w Polsce powstawała w bólach i często na oślep. Popełniliśmy niemało błędów, z trudem budowaliśmy demokratyczne instytucje, nie mówiąc o umacnianiu demokratycznego etosu w społeczeństwie. Ostatnie parę lat to też ścieranie się tych, którzy odnieśli w Polsce sukces, z tymi, którzy czuli się niewysłuchani i zaczęli powątpiewać w demokratyczne mechanizmy kontroli władzy. Stąd na przykład ogromny społeczny podział, gdy mowa o reformie sądów, która dwa miesiące temu wyprowadziła na ulice dziesiątki tysięcy ludzi. Stąd też paradoks polskiej wiary w Unię. Blisko 40 proc. czynnych wyborców wspiera wyraźnie eurosceptyczną politykę zagraniczną PiS-u. Jednocześnie Polacy to jeden z najbardziej prounijnych narodów Europy.
W tym kontekście populizm radykałów z początku XXI w. może jawić się po prostu jako okres przejściowy w rozwoju europejskiej demokracji, ze szczególnym uwzględnieniem jej polskiej wersji. Mamy więc kraje postkomunistyczne, takie jak Polska czy Węgry, które z trudem kształtują demokratyczną kulturę polityczną i mogą – jak to już miało miejsce w historii – oblać egzamin z demokracji. Mamy też takie państwa jak Wielka Brytania, Francja czy Włochy, testujące zupełnie nowy typ polityki, w której ogromne znaczenie mają zarówno media i kłamliwe kampanie wyborcze, jak i realne wyzwania, związane choćby z napływem ogromnych rzesz imigrantów.
Na naszych oczach zmienia się europejski kontynent, a spory między PO a PiS-em mogą szybko okazać się doskonale nieważne w obliczu poważniejszych europejskich i globalnych wyzwań. Tych właśnie wyzwań dotyczyło seminarium zrealizowane w ramach międzynarodowej konferencji „Pękające granice, rosnące mury” – w tym roku poświęconej właśnie populizmowi i solidarności.
Zapis seminaryjnej dyskusji z udziałem znakomitych gości publikujemy w dzisiejszym Temacie Tygodnia.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja
Stopka numeru:
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Adam Puchejda, Jagoda Grondecka, Natalia Woszczyk, Jakub Bodziony, Filip Rudnik.
Korekta: Marta Bogucka, Dominika Kostecka, Kira Leśków, Ewa Nosarzewska, Anna Olmińska.
Ilustracje: Maciej Spychał.