Szanowni Państwo!

Poziom bezrobocia w Polsce jest historycznie niski. To jeden z wielkich sukcesów III RP. Dyskusja o pracy w Polsce przewędrowała w nowe rejony: poprawienia jakości pracy, imigracji czy wieku emerytalnego. Niezmiennie problematyczna jest wysokość wynagrodzeń. Niepokoi masowy brain drain – wyjazdy najzdolniejszych rodaków z kraju. Ciekawi rozmowa o konieczności pracy w niedzielę.

Tymczasem rynek pracy ostro zmienia się w skali globalnej. I to w sposób, który wydaje się, jak na razie, odległy od naszych zmartwień. Oto dwa modne w debacie hasła: „W przyszłości pracy nie będzie!” oraz „W przyszłości pracować będziemy cały czas!”.

Uczestnicy dyskusji o przyszłości rynku pracy i wpływie, jaki będzie nań miał rozwój technologiczny, nieustannie serwują nam te dwie sprzeczne przepowiednie. Z jednej strony, słyszymy, że maszyny będą stopniowo wypierać ludzi z rynku pracy, przejmując nie tylko najprostsze czynności, ale też bardziej skomplikowane zadania. Doradcy finansowi, tłumacze, agenci ubezpieczeniowi czy dziennikarze – już wkrótce wszystkie te zawody będą wykonywane automatycznie. Jak bumerang powróciły nawet ruchy społeczne przeciwne postępowi technicznemu (jako „neo-luddyzm”).

Być może praca stanie się towarem deficytowym, który należy… oszczędzać. „W krajach bogatych mamy do czynienia z gospodarką nadmiaru, czyli wszystkiego jest w nich za dużo, poza pracą właśnie”, mówiła w rozmowie z „Kulturą Liberalną” ekonomistka prof. Elżbieta Mączyńska. „Światłe kraje, jak Szwecja, eksperymentalnie wprowadzają skrócony wymiar tygodnia pracy. Po co? Aby dla większej liczby osób tej pracy wystarczyło”.

Z drugiej strony, słyszymy, że przez rozwój technologii pracy nie tylko nie będzie mniej, ale nigdy z niej nie wyjdziemy. Nowe rozwiązania technologiczne składające się na tzw. sharing economy, czyli „gospodarkę dzielenia się”, zacierają granice między pracą, a życiem prywatnym. Dzięki Uberowi, wychodząc z biura czy fabryki, możemy wykorzystać nasz samochód jako taksówkę, a po powrocie do domu przywitać się z gośćmi, którym wynajęliśmy pokój poprzez AirBnB. Wieczorem zaś, zamiast pobiegać, możemy wyjść na rower, przy okazji rozwożąc jedzenie zamówione przez internautów przy pomocy jednej z wielu aplikacji. W międzyczasie – dzięki stałemu dostępowi do sieci za pośrednictwem firmowych komputerów, telefonów czy tabletów – możemy odpowiadać na maile, konsultować projekty, sprawdzać informacje. Jednym słowem – cały czas być w pracy.

Prasa drukarska Gutenberga, pociągi parowe, maszyny tkackie, elektryczność, silnik spalinowy – każdy z tych wynalazków skłaniał ludzi do snucia prognoz, że już wkrótce praca stanie się zbędna, a maszyny zastąpią ludzi. Niektórzy wyglądali tej zmiany z nadzieją, inni ze strachem – ale nigdy się ona nie ziściła. Nawet jeśli niektóre zawody znikały, w ich miejsce pojawiały się nowe, w zupełnie nowych sektorach gospodarki. Czy tak będzie i tym razem?

Takiego zdania jest Tim Harford, brytyjski dziennikarz ekonomiczny pracujący dla „Financial Times” i autor bestsellerowej książki „The Undercover Economist” [wyd. pol. „Sekrety ekonomii”]. „Roboty czy sztuczna inteligencja nie pozbawiają ludzi pracy. One po prostu przejmują część zadań, a to co innego”, mówi Harford w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim. Podaje też liczne przykłady: po wynalezieniu bankomatów liczba pracowników banków nie spadła, zmieniły się jednak ich zadania. Podobnie było z pracownikami działów księgowości po wprowadzeniu elektronicznych arkuszy kalkulacyjnych – zmienił się zakres zadań, ale zawód został.

To oczywiście nie znaczy, że rozwój technologiczny ma niewielkie znaczenie dla gospodarki, a w konsekwencji – dla rynku pracy. Ale i pod tym względem Harford zaleca pewną dozę sceptycyzmu. Zwykle ogromny wpływ na nasze życie mają nie spektakularne odkrycia, ale drobne innowacje, które pozwalają na ich upowszechnienie. W najnowszej książce Harforda zatytułowanej „50 Inventions That Made Modern Economy” [50 wynalazków, które ukształtowały współczesną gospodarkę] zamiast komputera czy samochodu znajdziemy na przykład drut kolczasty czy… regał na książki produkowany przez szwedzką Ikeę. Z rynkiem pracy może być podobnie – wyobrażamy sobie nadejście ery genialnych robotów, a tymczasem zmiana może nadejść z zupełnie innej strony.

Z analizami Harforda nie zgadza się zupełnie prof. Dariusz Jemielniak – specjalista od zarządzania, przedsiębiorca internetowy i czołowy polski wikipedysta. „Spodziewam się, że docelowo będziemy mieli około 8 mld bezrobotnych. To realistyczna wizja, choć oczywiście diabeł tkwi w horyzoncie czasowym. Nie widzę w tej chwili trendów, które mogłyby tę zmianę znacząco zahamować”, mówi Jemielniak w rozmowie z Adamem Puchejdą.

Jakie będą społeczne skutki tak gigantycznej rewolucji? I pod tym względem przewidywania Jemielniaka są skrajnie pesymistyczne. „Ponieważ znacząca liczba ludzi będzie miała poczucie, że nie jest potrzebna, będziemy cierpieć na chroniczne obniżenie nastroju, chyba że stworzymy sobie całkowicie alternatywne systemy hierarchii”. Jedną z dróg ucieczki będzie zdaniem Jemielniaka rzeczywistość wirtualna. Inną – rewolucja.

Całkowicie z takim postawieniem sprawy nie zgadza się francuski ekonomista Jacques Attali, były doradca François Mitteranda, który w rozwoju technologii dostrzega przede wszystkim szansę na pokonanie licznych problemów, z jakimi się dziś mierzymy – od światowego głodu, przez nierówności, aż po brak satysfakcji z pracy.

„Mam pozytywne nastawienie, wierzę, że przyszłość może być lepsza niż przeszłość. Może być, nie musi być lub będzie. Wszystko zależy od nas”, podkreśla Attali. Na czym ma polegać ów ideał przyszłości w odniesieniu do rynku pracy? „Ideałem jest uczynienie pracy tak kreatywną i użyteczną, że nikt nie będzie chciał przechodzić na emeryturę”. Zdaniem Attalego, przejęcie znacznej części naszych obowiązków przez maszyny daje na stworzenie takiego świata ogromną szansę.

Zapraszamy do lektury!
Łukasz Pawłowski

Stopka numeru:
Koncepcja tematu tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Adam Puchejda, Jakub Bodziony, Jagoda Grondecka, Natalia Woszczyk.
Korekta: Marta Bogucka, Dominika Kostecka, Kira Leśków, Ewa Nosarzewska, Anna Olmińska.