Pisanie scenariuszy alternatywnej historii jest jedną z ulubionych zabaw wszystkich zainteresowanych przeszłością. To przypadłość, która dopada chyba każdego historyka – najmłodszego i najstarszego, amatora po kilku lekturach i doświadczonego badacza, który pół życia spędził w archiwach. Najczęściej zdarza się nam fantazjować nad tymi wydarzeniami historycznymi, w których „coś poszło nie tak” – staramy się zidentyfikować kluczowe momenty przeszłości, od których historia kraju czy jakiejś grupy zaczęła rozwijać się w niepożądanym kierunku. Dlatego chcemy rozpoznać kilka newralgicznych, czasami przypadkowych czynników, które zadecydowały o takim, a nie innym biegu dziejów, a następnie możliwie racjonalnie rozwijać hipotezy, jak inaczej mogło się to wszystko potoczyć. Co by się stało, gdyby Napoleon wygrał pod Waterloo? A co gdyby Wielka Brytania nie przystąpiła do wojny w 1914 r.? Co gdyby Adolf Hitler poślizgnął się na ręczniku w łazience i rozbił głowę o kant szafki w 1938 r.?
Czasami taki namysł nad alternatywną przeszłością jest ćwiczeniem bardzo przydatnym do głębszego zrozumienia tego, jaka była specyfika konkretnej epoki historycznej i które wydarzenia należy postrzegać jako rzeczywiście najważniejsze w dziejach. Wielu wybitnych historyków zajmuje się na poważnie taką zabawą, nazywając ją „historią kontrfaktyczną” [1]. Musimy jednak podkreślić, że takie rozważania mają naprawdę głębszy sens tylko wtedy, kiedy nasza historia alternatywna ogranicza się do konkretnego i dość ograniczonego okresu z przeszłości. Użyjmy wcześniej wymienionego przykładu: zastanawianie się, co by było, gdyby Napoleon wygrał pod Waterloo i utrzymał władzę, ma sens, ponieważ pozwala lepiej zrozumieć powiązania pomiędzy historią wojen napoleońskich a rozwojem rewolucji przemysłowej, reformą prawa wyborczego w Anglii czy dziejami relacji Rosji z resztą Europy w czasach Mikołaja I. Być może lepiej pojmiemy dzięki temu historię pierwszej połowy XIX w. Nie ma natomiast żadnego sensu fantazjowanie o tym, że konsekwencją zwycięstwa Napoleona byłoby powstanie i przetrwanie aż do dzisiejszych czasów zjednoczonej Europy pod postacią czegoś w rodzaju „frankofońskiej Unii Europejskiej”, sterowanej z Paryża przez Napoleona IX, ze wspólna walutą – frankiem francuskim. W takim wypadku historia kontrfaktyczna pozostaje tylko intelektualną igraszką, bez większej wartości poznawczej.
Ciekawą propozycją z zakresu historii kontrfaktycznej jest nowa książka Krzysztofa Iszkowskiego „Ofiary losu. Inna historia Polski” [2]. Autor wydaje się jednak stawiać sobie cel dużo ambitniejszy, niż tylko ćwiczenie kreślenia alternatywnych scenariuszy przeszłości naszego kraju. Ma być to skierowana do szerokiego czytelnika próba „stworzenia postępowej polityki historycznej” (s. 7), opowiedzenia historii Polski z perspektywy liberalno-lewicowej, przeciwdziałania zawłaszczaniu narracji historycznej przez polityczną prawicę. Nie ulega wątpliwości, że istnieje ogromne zapotrzebowanie na takie prace. Mogłyby one w sensowny sposób zrównoważyć narrację konstruowaną przez obecny IPN czy zaprezentowaną w wielotomowej historii Polski przygotowywanej przez prof. Andrzeja Nowaka [3]. Próba budowania liberalnej narracji przy użyciu kontrfaktycznej, zamiast faktycznej historii, jest interesującym pomysłem. Równie ciekawa jest próba przekonania mniej zaangażowanych ideowo i bardziej neutralnych czytelników do swoich racji i swojego rozumienia dziejów za pomocą takich prowokacyjnych stwierdzeń, jak: „historia Polski jest rzeczywiście historią dyletanctwa, partactwa i krótkowzroczności” (s. 17). Jednak co innego pomysł, a co innego wykonanie.
Autor już na samym początku swojej pracy jednoznacznie deklaruje przywiązanie do materialistycznego rozumienia historii: „Uważam zatem, po pierwsze, że świat jest wyłącznie materialny. (…) Powszechna akceptacja tych samych wyobrażeń umożliwia efektywną współpracę, dzięki której ogół może osiągnąć wyższy poziom materialnego komfortu. (…) Zasadniczo wszystko jest wynikiem zbiegu okoliczności.” (s. 9). Wydaje się jednak, że Iszkowski nie odwołuje się tutaj do jakichś klasycznych teorii historiograficznych, a raczej jest zainspirowany takim sposobem pisania historii, jaki możemy znaleźć w popularnych ostatnio książkach izraelskiego historyka Yuvala Noah Harariego [4] (jest to nasza spekulacja, autor „Ofiar losu” nigdzie nie powołuje się na to nazwisko), który krocząc przez dzieje w siedmiomilowych butach, zawarł w jednej publikacji wszystkie najważniejsze wątki historii świata od pierwszych bakterii po czasy nam współczesne. Iszkowski nie ma aż takich ambicji, ale dzieje naszej części świata omiata równie szerokim spojrzeniem. W swoim eseju identyfikuje kilka, jego zdaniem, kluczowych momentów, w których historia Polski obrała niewłaściwy kierunek, w rezultacie czego Polacy stali się tytułowymi ofiarami losu. Były to przede wszystkim: przejęcie tronu przez dynastię Jagiellonów, triumf katolickiej kontrreformacji i nacjonalistyczna polityka rządów II RP. Trochę inny charakter ma ostatnia część książki, gdzie autor nie tyle pisze scenariusz historii alternatywnej, ile stara się ukazać historię późnego PRL-u i transformację ustrojową po 1989 r. jako serię różnych przypadków. Wszystko to umieszcza w wąskich ramach eseju.
Zapewne najmocniejszą stroną „Ofiar losu” jest bardzo przystępny opis wybranych przez Iszkowskiego wydarzeń i bohaterów. Autor nie waha się przy tym stawiać mocnych, jednoznacznych tez. Strategiczny zwrot na Wschód, wynikający z unii z Litwą, to jego zdaniem wielki błąd, który kosztował nas ponad pół tysiąca lat cywilizacyjnego zapóźnienia. Kontrreformacja to ciemnota, zamordyzm i wstecznictwo i nic ponad to. Z niektórymi z tych propozycji można się zgadzać, z innymi nie – wszystkie jednak są przedstawione w bardzo barwny, zachęcający do polemiki sposób.
To, co jest zaletą „Ofiar losu”, zbyt często staje się jednak ich wadą. Koniec końców w swoich scenariuszach alternatywnych Iszkowski zbyt swobodnie puszcza wodze fantazji i wysuwa bardzo daleko idące wnioski, nie biorąc pod uwagę żadnych niuansów i kontekstów, które byłyby kluczowe przy takim ćwiczeniu u zawodowych historyków. Wszyscy mówią, że nie dało się utrzymać na dłuższą metę unii liberalnego Królestwa Kongresowego z autorytarną carską Rosją? Ależ skąd! Przecież w przypadku Finlandii udało się utrzymać autonomię, argumentuje autor (s. 106), nie zatrzymując się nawet chwilę nad tym, że Finlandia leżała na geograficznych obrzeżach imperium, a Polska stanowiła buforowe terytorium łączące się bezpośrednio z resztą Zachodniej Europy. Pomińmy już odautorskie rozważania na jeden z ulubionych polskich tematów, a mianowicie próbę odpowiedzi na pytanie, co by było, gdybyśmy razem z III Rzeszą zaatakowali Związek Radziecki i w konsekwencji dobrowolnie stali się państwem nazistowskim (s. 146–7). Trudno jest zrozumieć to, że osoba deklarująca się jako liberał nie ocenia takiego scenariusza jednoznacznie negatywnie.
Swoistą wisienką na torcie jest epilog. Autor przedstawia w nim umiejscowioną w środkowym Średniowieczu wizję zjednoczonego państwa zachodnich Słowian, które miałoby stworzyć niezależny i silny ośrodek cywilizacyjny. Naprawdę jedyny sensowny komentarz do takiej opowieści brzmi: być może by tak było. Ale są to dywagacje na poziomie roztrząsań nad tym, czy trzepotanie skrzydeł motyla może wywołać huragan. Im dalej cofamy się w przeszłość, tym więcej zmiennych czynników musimy brać pod uwagę, jeśli chcemy, żeby nasze scenariusze alternatywne zachowywały jakąś racjonalną strukturę i rzeczywiście były choć trochę prawdopodobne. Rok 1000 to po prostu zbyt daleka perspektywa, żeby piętnastostronicowy tekst był czymś więcej niż fantazjowaniem.
I to jest główny zarzut do „Ofiar losu” – ta książka po prostu nie wnosi prawie nic sensownego do naszego rozumienia historii Polski. Niewątpliwie autor miał sporo frajdy przy jej pisaniu i zapewne wielu czytelników miało lub będzie miało sporo rozrywki przy jej lekturze. Ale jeżeli celem Iszkowskiego było wypracowanie inspirującego podejścia, które pozwoliłoby stworzyć „postępową politykę historyczną”, to biada nam, postępowcom. Istnieje potrzeba opowiedzenia historii Polski z liberalno-lewicowej perspektywy, istnieje potrzeba pisania w przystępny, pozbawiony akademickiego żargonu sposób, tak, aby perspektywa ta została spopularyzowana możliwie szeroko. Ale jeśli taka opowieść ma przynieść rzeczywiste, długotrwałe skutki, jeśli ma być użyteczną bronią w „walce o rząd dusz”, to trzeba podejść do zadania odrobinę bardziej merytorycznie niż dzieje się to w „Ofiarach losu”.
Książka:
Krzysztof Iszkowski, „Ofiary losu. Inna historia Polski”, Biblioteka Liberté!, Łódź 2017.
Przypisy:
[1] Polecamy uwadze Czytelników szczególnie nowsze pozycje, np.: Gdyby… Całkiem inna historia Polski pod redakcją Elżbiety Olczak i Joanny Sabak. Historia Kontrfaktyczna (Warszawa, 2009); Richard J. Evans, Altered Past. Counterfactuals in History (London, 2014).
[2] Krzysztof Iszkowski, Ofiary losu. Inna historia Polski (Łódź, 2017); wszystkie numery stron w nawiasach podajemy za tym wydaniem.
[3] Andrzej Nowak, Dzieje Polski. Skąd nasz ród (Kraków, 2014) i następne tomy.
[4] Yuval Noah Harari, Sapiens: A Brief History of Humankind (London, 2014), Homo Deus: A Brief History of Tomorrow (London, 2016).