Wbrew przekonaniu tych, którzy odczuwają palącą potrzebę rechrystianizacji Europy, chrześcijaństwo ma się na Starym Kontynencie nie najgorzej, i to nawet w tak wielokulturowym i tolerancyjnym państwie, jakim są Niemcy. Początek adwentu ogłaszany jest tam w ogólnokrajowych telewizjach na równi z najgorętszymi newsami ze świata, i nie należy do rzadkości podawanie daty w odniesieniu do tego okresu liturgicznego (zamiast „drugiego grudnia” często usłyszeć można „drugiego adwentu”). Jak grzyby po deszczu wyrastają jarmarki świąteczne, przyciągające rzesze odwiedzających. Można słusznie zauważyć, że to przejaw konsumpcjonizmu. Nie brak jednak również wydarzeń czysto kulturalnych związanych ze zbliżającym się Bożym Narodzeniem.
Należą do nich koncerty adwentowe, jak ten organizowany w berlińskim Konzerthausie przy Gendarmenmarkt, uważanym przez niektórych za najpiękniejszy plac stolicy Niemiec. W tym roku odbył się on z udziałem chóru chłopięcego Dresdner Kreuzchor powstałego w XIV w. przy kościele Świętego Krzyża, siedzibie luterańskiego biskupa Saksonii, oraz orkiestry Konzerthausu pod dyrekcją Rodericha Kreilego, kierownika drezdeńskiego chóru. Program tego wieczoru łączył elementy historii muzyki Drezna i Berlina. Rozpoczął się on od „Mszy nr 2 G-dur” op. 76 Carla Marii von Webera, który w Konzerthausie, zwanym też Spielhausem, wystawił w 1921 swoją najsłynniejsza operę – „Wolnego strzelca”. Z kolei msza o podtytule „Jubel-Messe” powstała w 1817 dla uświetnienia złotych godów saskiej pary królewskiej (Marii Amalii Wittelsbach i Fryderyka Augusta I, wcześniej przez krótki czas również władcy Księstwa Warszawskiego).
Odświętny charakter tej mszy przejawia się między innymi w obecności dodatkowej części, „In die solemnitatis” z rozbudowaną arią sopranową, napisaną pierwotnie dla gwiazdora opery drezdeńskiej, kastrata Sassarolego; jest to część efektowna, acz nie najtrudniejsza w świecie. Jak sam kompozytor przyznał w jednym z listów, dysponował śpiewakami włoskimi, a „ich nie można być pewnym, więc wszystko musi być na tyle śpiewalne, na ile się da”. Z wykonaniem tej arii i całej partii sopranowej dobrze poradziła sobie Maria Perlt, doskonale świadoma, że śpiewa w mszy, a nie w operze. Znakomicie współpracowała z dyrygentem i pozostałymi solistami. Wszyscy oni mieli zresztą o tyle ułatwione zadanie, że większość ich wejść była krótkich. Dawało to nawet efekt komiczny, kiedy wciąż na zmianę wstawali i siadali; trzeba jednak przyznać, że idealnie pasowało to do celebry mszy katolickiej. Choć najbardziej eksponowana była partia Perlt, największe wrażenie zrobiła na nas mezzosopranistka, Henriette Gödde, głos znakomicie prowadzony, pieśniarski, wolny od przesady, naturalny. Ciekawe wrażenie zrobił też na nas bas (Henryk Böhm), skądinąd wychowanek Kreuzchoru, który – mimo że chyba był w nie najlepszej formie – zaśpiewał profesjonalnie i mądrze. W „Benedictus” pojawia się w jego partii bardzo długi, niski dźwięk, na granicy wykonalności. W momencie dobierania oddechu przerwaną nutę uzupełnił śpiewakowi wiolonczelista, równie gładko co prawie niepostrzeżenie.
Od pierwszych taktów „Mszy” Webera bardzo dobre wrażenie zrobił na nas chór. Widać po nim solidną pracę i czujne ucho kierownika zespołu, dbałość o barwę, a zwłaszcza zgranie rytmiczne. Wprawdzie na dłuższych nutach oraz przy diminuendach spadała trochę intonacja, basom brak było wyrazistości zapewniającej dobrą podbudowę harmoniczną, ale dyrygent tam, gdzie mógł, umiejętnie kompensował to orkiestrą. Instrumentaliści Konzerthausu zaprezentowali się od znakomitej strony. Wydają się nam trochę niedoceniani; nietrudno o to w zestawieniu z innymi czołowymi berlińskimi zespołami – Filharmonikami, i Deutsche Oper Staatskapelle – z którymi niełatwo konkurować. Czasami jednak, jak w przypadku Staatskapelle, różnica wydaje się bardziej marketingowa niż jakościowa.
Po „Mszy” Webera część słuchaczy udała się do sali jego imienia, działającej w Konzerthausie jako stołówka, aby spożyć w niej precle i piwo, bez których trudno wyobrazić sobie przerwę w niemieckiej instytucji muzycznej, a część wyległa na zewnątrz, na monumentalne schody prowadzące na Gendarmenmarkt zamieniony w gigantyczny Weinachtsmarkt, żeby skąpać się w woniach grzanego wina i currywurstów, unoszących się znad jarmarku, które podczas adwentu są równie godnym kontrapunktem dla strawy duchowej co kadzidło dla mszy.
Po przerwie zabrzmiała wiązanka pieśni adwentowy na chór a cappella – dwa motety z opusu 79 na osiem głosów, w których chórzyści pokazali sporą klasę, jeśli chodzi o synchronizację. Następnie wykonano utwory kompozytorów późnoromantycznych: Edvarda Griega, Antona Brucknera i Maxa Regera. „Unser Lieben Frauen Traum” w opracowaniu tego ostatniego to pieśń adwentowa, której drukowane egzemplarze pochodzą z początku XVII w., a jej historia sięga XIV stulecia. W pierwszej połowie XIV w. powstała również jedna z najstarszych znanych kolęd, „In dulci jubilo”, którą w opracowaniu J.A.P. Schulza usłyszeliśmy później. W większości tych pieśni bez towarzyszenia orkiestry chórzyści przed mutacją brzmieli lepiej pod względem barwowym niż ci z męskimi głosami, trzeba jednak przyznać, że wszyscy cechowali się świetną dykcją, a dyrygent z powodzeniem stosował wiele efektów dynamicznych, unikając przy tym nadmiaru afektów.
Ostatnim punktem programu było „Te Deum” Johanna Adolfa Hassego (nadwornego kapelmistrza dworu warszawsko-drezdeńskiego) napisane na poświęcenie kościoła dworskiego w Dreźnie. Tej kompozycji okolicznościowej nie brak ambicji olśnienia słuchacza. Orkiestra Konzerthausu w pełni wykorzystała możliwości, jakie daje partytura i nadała jej zaskakująco dużo blasku. Aż chciałoby się powiedzieć, że ultrarenomowane zespoły typu Concerto Köln albo Il Giardino Armonico mogłyby berlińskim muzykom stroiki czyścić i smyczki kalafonią nacierać. Po raz kolejny również świetnie spisały się solistki – Perlt i Gödde – co najwyraźniej było widać w doskonałym zestrojeniu obu śpiewaczek. Aż szkoda, że utwór ten, podobnie jak msza z początku koncertu, pozostawiał pewien niedosyt – przez gimnastykę, którą soliści uprawiali (wstając i siadając na zmianę), zamiast śpiewać – bo chciałoby się ich więcej posłuchać.
Koncert:
Muzyka: C. M. Weber, F. Mendelssohn Bartholdy, M. Reger, A. Bruckner, E. Grieg, J. Eccard, J.A.P. Schulz, J.A. Hasse
Dyrygent: Roderich Kreile
Orkiestra: Konzerthausorchester Berlin
Soliści: Maria Perlt, Henriette Gödde, Tobias Hunger, Henryk Böhm
Chór: Dresdner Kreuzchor
Konzerthaus Berlin, 1 grudnia 2017 r.
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: (c) Michael Setzpfandt