Szanowni Państwo!
Polska nauka wymaga gruntownej reformy! Z tym zgadza się przeważająca większość środowiska akademickiego, od profesury przez adiunktów i doktorantów, aż po studentów. Na tym jednak zgoda się kończy. Nie sposób nawet dojść do porozumienia, co dokładnie jest zasadniczym przejawem słabości polskiej nauki, o przyczynach nie wspominając.
Kiedy jedni wskazują na dramatycznie niskie pozycje polskich uczelni w międzynarodowych rankingach, drudzy zżymają się, że rankingi tworzone są pod największe i najzamożniejsze zachodnie uniwersytety. Nawet jeśli tak jest, dlaczego w owych zestawieniach polskie uczelnie lądują w nich niżej nie tylko od amerykańskich czy zachodnioeuropejskich gigantów, lecz także od uczelni z Czech, Portugalii, Chile, Estonii czy Serbii?
Kiedy jedni zwracają uwagę na niską jakość kształcenia, drudzy winią poziom rozpoczynających naukę studentów; kiedy jedni lamentują nad zbytnim umasowieniem edukacji wyższej, inni przekonują, że to ogromny sukces III RP i dowód na społeczną mobilność Polaków; kiedy wreszcie jedni krytykują marny poziom wielu uczelni regionalnych, inni bronią ich jako ważnych ośrodków lokalnego życia intelektualnego. Jeśli do tych sporów dodać charakterystyczny dla środowiska naukowego konserwatyzm, perspektywy gruntownej reformy bieżącego stanu rzeczy wydają się nikłe.
W tych warunkach Jarosław Gowin faktycznie dokonał rzeczy dość niezwykłej – po kilkunastu miesiącach prac przedstawił projekt daleko idących zmian i zyskał dla nich poparcie znacznej części środowiska akademickiego. Krytycy ministra, chociażby z Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej, przekonują, że poparcie płynie jedynie z największych ośrodków, które na reformie zyskają, ale nie obejmuje już lokalnych uczelni, które reforma skazuje na upadek. Twierdzą również, że zmiany proponowane przez Gowina – lansowane pod hasłami zwiększania autonomii uczelni – doprowadzą tak naprawdę do ich upolitycznienia, wprowadzą bowiem nowe ciało doradcze, radę uczelni, w skład której wejdą wybrane przez uczelniany senat osoby spoza danej jednostki. Kluczowym zadaniem rady będzie wskazywanie kolegium elektorskiemu – co najmniej dwóch – kandydatów na rektora. A jako że i rektor otrzyma większe uprawnienia niż dotychczas, obok upolitycznienia, będziemy też mieli do czynienia z obumieraniem i tak już rachitycznej akademickiej demokracji.
Co ciekawe jednak, drugim – obok Komitetu – źródłem krytyki Gowinowskiej Konstytucji dla Nauki jest… samo PiS. Jak pisze w swojej analizie ustawy Katarzyna Kasia z „Kultury Liberalnej”: „Podczas posiedzenia sejmowej podkomisji to posłowie partii Jarosława Kaczyńskiego najbardziej krytykowali projekt, zarzucając mu, że jest neoliberalny, wykluczający słabsze, mniejsze ośrodki akademickie oraz, jak powiedział profesor Włodzimierz Bernacki z PiS-u: «zły i niedobry»”.
Zdaniem Kasi, „powodem oporu nie jest również nagle obudzona troska o los nauk humanistycznych, bo chociaż ten wątek przewija się w wypowiedziach polityków PiS-u, zdecydowanie na pierwszy plan wybija się troska o dobro małych uczelni, ze szczególnym uwzględnieniem jednostek niepublicznych”. Na rzecz tej tezy przemawia również krytyka, której reformie Gowina nie szczędzi… Tadeusz Rydzyk, założyciel Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.
„Oczywiście są rozbieżności, ale po tym, jak przedstawiliśmy pakiet dla uczelni regionalnych, to podejście się zmieniło”, zapewnia Piotr Müller, wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim. I dodaje: „Zdaję sobie sprawę, że część osób – nie tylko z PiS-u – które są przyzwyczajone do obecnych struktur systemowych, boi się wyzwań, które przed nami stoją”. Te wyzwania to, zdaniem wiceministra, przede wszystkim poprawienie sytuacji materialnej młodych naukowców, skrócenie czasu dochodzenia do samodzielności naukowej oraz skłonienie badaczy do ciągłej pracy naukowej, nawet po uzyskaniu stopnia profesorskiego. Czy to się uda?
„Ten projekt być może nieco poprawi status nauki, ale niczego nie odmieni”, twierdzi natomiast Andrzej K. Koźmiński współtwórca Akademii Leona Koźmińskiego w rozmowie z Adamem Puchejdą. „Przede wszystkim, nauka wymaga znacznie większych pieniędzy, a ta ustawa nie przewiduje większych środków”. Koźmiński ostro krytykuje też ustępstwa, na jakie poszło ministerstwo, w tym m.in. ograniczenie roli rad uczelni czy przeznaczenie dodatkowych pieniędzy na uczelnie regionalne. Te środki powinny, zdaniem Koźmińskiego, trafić do „najlepszych uniwersytetów”.
Całkowicie odwrotną perspektywę na działania ministra Gowina przedstawia Małgorzata Kowalska, profesor filozofii z Uniwersytetu Białostockiego. Jej zdaniem, nawet w złagodzonej nieco po konsultacjach społecznych formie, Konstytucja dla Nauki stanowi śmiertelne zagrożenie nie tylko dla mniejszych uczelni, lecz także dla autonomii uniwersyteckiej w ogóle. „Dziwi mnie przychylność, a w najlepszym razie obojętność tzw. środowisk liberalnych wobec tego projektu”, stwierdza Kowalska. „Chcecie mieć naukę i szkolnictwo wyższe na wielu poziomach scentralizowane, technokratycznie i zgoła dyktatorsko zarządzane? De facto wykluczające nonkonformizm, a zatem i wolność myślenia, negujące wartość sił rozproszonych, podporządkowujące «peryferia» państwowemu i globalnemu «centrum»? No to będziecie je mieli”.
Trudno nam się zgodzić z takim postawieniem sprawy.
Jak słusznie pisze Katarzyna Kasia, we wspomnianym komentarzu odredakcyjnym, reforma Jarosława Gowina wymaga dopiero w wielu miejscach doprecyzowania – na przykład gdy idzie o finansowe zachęty do skutecznego promowania doktorantów – ale kierunek, w którym zmierza, czyli przewietrzenie uczelni z korzyścią dla aktywnych badaczy, trudno kwestionować.
Tym różni się zresztą od sztandarowych projektów PiS-u – z nieszczęsnymi zmianami w sądownictwie na czele – które wicepremier Gowin popierał, licząc zapewne na zwrotne poparcie dla swojego projektu. Jednak ostatecznie to nie umiarkowany entuzjazm środowisk akademickich ma znaczenie w sprawie Konstytucji dla Nauki.
Raczej zdecydowanie krytyczne reakcje polityków PiS-u – po prezentacji poprzedniej i obecnej wersji ustawy – powinny dawać do myślenia. Głosowanie nad ustawą o zmianach w Sądzie Najwyższym może okazać się nie jedynym, po którym trudno będzie szukać uśmiechu na twarzy wicepremiera z Krakowa.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”
Stopka numeru:
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Adam Puchejda, Jakub Bodziony.
Ilustracje: Grzegorz Myćka.