[z podziękowaniem dla W. P.-V.]
„Franz Kafka. Encyklopedia”? Czemu nie? W powodzi encyklopedii poświęcanych wszelkim dziedzinom, od filozofii do pszczelarstwa, ta również przepłynie. Jeśli zatem ktoś będzie miał życzenie sprawdzić, jak miała na imię siostra Felicji Bauer albo w którym wydaniu pism Kafki ukazał się pierwodruk „Budowy chińskiego muru”, ta książka będzie dla niego jak znalazł. Mają w niej osobne hasła wszystkie postacie przewijające się w jego utworach, łącznie z trzecioplanowymi. Można w niej również spotkać wiele rozkosznych zdań w rodzaju: „Ironia jest z gruntu modernistyczną strategią wyrażania poglądu, że świat cechują niepokonywalne [czy aby nie powinno być niepokonalne?] różnice pomiędzy pozorem a rzeczywistością, nieredukowalny pluralizm opinii oraz brak metafizycznego centrum teleologicznej orientacji” (s. 197), co w przekładzie na normalski znaczy: „Nigdy nie jest dokładnie tak, jak wam się zdaje” i ma, owszem, związek z kafkowską wizją świata, choć dociekliwy czytelnik słusznie może zapytać, dlaczego ten związek, tu i w wielu innych miejscach tej analizo-syntezy, jest tak niewyraźny? Co gorsza, autorzy niekiedy tracą panowanie nad materiałem. Dowiadujemy się na przykład o istnieniu „Brunhildy, potężnej islandzkiej królowej z opery Wagnera «Pierścień Nibelunga»” (s. 109); informacja ta kładzie kres długiej dyskusji specjalistów odnośnie części świata, w której rozgrywa się akcja wagnerowskiej tetralogii, potraktowanej tu w dodatku jako mono-logia.
Złośliwość jest jednak działaniem efektywnym krótkookresowo i zostawmy ją na inne okazje. Publikacja czworga amerykańskich kafkologów ma wiele zalet, a szacunek jej autorów wobec bohatera widać już na okładce i stronie tytułowej, gdzie nazwisko „Franz Kafka” figuruje w miejscu przeznaczonym zwykle właśnie dla autora. Wiele zawartych tutaj informacji trudno byłoby odnaleźć w Wikipedii, mimo że odebrała już ona użyteczność encyklopediom powszechnym. Hasła na temat prac edytorskich nad korpusem pism Kafki mogą też uświadomić jego czytelnikom, w jakim stopniu dzieło tego pisarza zostało wykreowane po jego zgonie z rozproszonych, niezredagowanych fragmentów rękopiśmiennych, z czego rzadko zdajemy sobie sprawę, sądząc, że Max Brod po prostu oddał do druku czystopisy, zamiast wrzucić je do ognia zgodnie z nierozumnym poleceniem genialnego przyjaciela. Konkret i oschła faktografia – poza tym, że korespondują ze stylem samego Kafki – stanowią również pewną przeciwwagę dla co bardziej ezoterycznych szkół interpretacji jego dzieł. Niezamierzonym chyba kontrapunktem całej kompozycji jest natomiast możliwość zagubienia się czytelnika w gąszczu detali – w tej obszernej książce zawierającej setki nieistotnych informacji bardzo trudno jest odnaleźć dokładne daty urodzenia i zgonu jej głównego bohatera. Prawdopodobnie jej twórcy uznali, że pewne oczywistości są jednak zbyt oczywiste. Efekt ich trudu jest stuprocentowo kafkowski.
A wspomnianych szkół jest legion. Twórczość Kafki jak mało które zjawisko literatury XX w. nadaje się do tego, by wylewać na nią odczynniki wszelkich teorii, od psychoanalizy przez hermeneutykę po post-poststrukturalizm i nowinki spod znaku something studies. Bibliografia rozpraw o tytułach „Kafka a [wstaw dowolny wyraz]” jest obszernym tomem i nieustannie się powiększa. Przyczyną tego kłopotliwego urodzaju – oprócz rozrastania się instytucji akademickich i obowiązywania w nich zasady publish or perish – jest pewna szczególna cecha pisarstwa Franza K.: jest ono równocześnie skrajnie realistyczno-mimetyczne oraz skrajnie alegoryczno-paraboliczne, a z tego paradoksalnego zestroju wynika praktycznie nieskończona otwartość interpretacyjna. Nie każdemu z kanonicznych pisarzy nowoczesnych zdarza się, że można wyczytywać z jego utworów znaczenia wzajemnie sprzeczne z taką samą zasadnością – Kafce coś takiego się przydarzyło. Innym skutkiem tej otwartości jego prozy jest plastyczność jej lektury. Nie jest to proza „przyjemna”, ale za to mnóstwo ludzi może znaleźć w niej własne problemy, nawet wtedy, gdy są one całkiem odmienne od problemów jej twórcy.
Problemy Kafki zmuszały go do pisania. On i Søren Kierkegaard to dwaj najwybitniejsi pisarze kompulsywni nowoczesnej Europy. Późne teksty Kierkegaarda, w których powtarza on wciąż te same myśli w sposób nużący nawet dla oddanych mu wielbicieli, pisane były głównie po to, aby były pisane. Podobnie jest z niektórymi tekstami Kafki, zwłaszcza mniej znanymi – to różni go od Becketta, mimo powierzchownych podobieństw formy i treści. Nawet laik rozpoznaje w tych utworach próby mniej lub bardziej intuicyjnej autoterapii. „Artysta głodu”, w wersji polskiej nie do końca trafnie zwany „Głodomorem”, wyspecjalizował się w niejedzeniu ludzkich pokarmów nie dlatego, jak wyjawia w zakończeniu opowiadania, którego jest bohaterem, że chciał zasłynąć z tej sztuki, lecz po prostu dlatego, że żaden z tych pokarmów mu nie smakował. Jeśli ta postać jest na równi z Józefem K., geometrą K. i Karlem Rossmannem alter ego autora, to można sądzić, że Kafka próbował zastąpić owe niesmaczne powszechne pokarmy własnymi wynalazkami – karmił się sobą, a jego teksty są produktami ubocznymi tej osobliwej praktyki. Stąd wynika ich kompulsywność. Czytając Kafkę, jesteśmy świadkami, obserwatorami, wręcz gapiami jego osamotnienia i nie zawsze możemy odczuwać komfort zaproszonych gości. Zalecenie spalenia rękopisów mogło być czymś więcej niż kokieterią.
Dlatego ciekawe może okazać się podejście do tych jego tekstów, które powstały w innym, nieprywatnym wymiarze. Włączanie do korpusu dzieł tego pisarza jego pism urzędowych, powstających w ramach obowiązków pracowniczych w firmie ubezpieczeniowej, może zakrawać na filologiczną perwersję, lecz lektura tych pism wobec istnienia „Procesu”, „Zamku” i „Wyroku” daje nietrywialne i zupełnie niefilologiczne rezultaty. W 1984 r. opublikował je w tomie „Amtliche Schriften” Klaus Hermsdorf, a polscy czytelnicy otrzymali ich próbkę już trzy lata później w 187 numerze niezawodnej „Literatury na świecie”.
W obszernym memoriale o tytule „Zakres przymusu asekuracyjnego w budownictwie i przemyśle uzupełniającym” (Umfang der Versicherungspflicht der Baugewerbe und der baulichen Nebengewerbe) z 1908 r. Kafka, analizując bardzo drobiazgowo stan prawny obowiązku ubezpieczeniowego w branży budowalnej oraz stosowane wówczas orzecznictwo i praktyczne interpretacje zapisów, wskazuje swoim przełożonym kruczki, jakich używali przedsiębiorcy, by jak najbardziej ścinać koszty ubezpieczeń zatrudnianych przez siebie pracowników budowlanych. We wnioskach postuluje ujednoznacznienie przepisów tak, aby nie pozostawiały przedsiębiorcom zbyt dużej swobody przy ubezpieczaniu załóg. Można ten memoriał rozumieć jako serwitut wobec korporacji – Kafka-urzędnik stara się pomnożyć dochód firmy, forsując zmiany w prawie, które skutkowałyby zwiększeniem wykupu obowiązkowych ubezpieczeń. Ale Kafka-koncypient (czyli urzędnik niskiego szczebla) znaczył zbyt mało w hierarchii, by jego głos mógł mieć znaczenie dla całej branży, nie mówiąc o lobbingu na poziomie ustawodawcy. Bardziej rozsądna wydaje się inna możliwość – że Kafka-człowiek ujawnił tu w suchym, nudnym urzędniczym języku swoje wyczulenie na niedolę innych ludzi, wystawianych na niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia po to, aby inni mogli nieco więcej zarobić. Całkiem możliwe, że oprócz własnych nieszczęść widział on także cudze – gdyby było inaczej, aż tylu ludzi nie odnalazłoby siebie w jego tekstach literackich.
Ten szkic (szkic szkicu) możliwej lektury pism urzędniczych Kafki jako znaczącego korelatu jego twórczości umieszczonego w życiu codziennym niestety nie wynika z lektury poświęconej mu „Encyklopedii”. Jest ona bowiem napisana tak, jak gdyby ostatnim słowem humanistyki akademickiej był poststrukturalizm. Autorzy całkowicie zignorowali współczesne cultural studies. Nie napisali prawie nic na temat powszedniego otoczenia tego twórcy. Co on jadł? Jak się ubierał? Co lubił robić poza pisaniem, czytaniem, medytowaniem i doświadczaniem bólu istnienia? Źródła mówią na ten temat sporo, ponieważ Kafka często pisał do swoich bliskich o swoich małych sprawach. Jego dieta i drobne zwyczaje – podobnie jak nudne obowiązki biurowe – też są składnikami jego świata. Tego świata, z którego wyłoniły się światy „Procesu” i „Zamku”. Szkoda, że skrupulatni literaturoznawcy przeoczyli je, badając pod lupą przecinki w arkuszach korekty.
Książka:
„Franz Kafka. Encyklopedia”, Richard T. Gray, Ruth V. Gross, Rolf J. Goebel, Clayton Koelb, przeł. Jolanta Kozak, PIW, Warszawa 2017.